czwartek, 18 lipca 2013

Lou - cz2

- Coż, cięzka sprawa. Ale wydaje mi się, ze powinnaś jak najszybciej mu o tym powiedzieć. Jezeli odwzajemni twoje uczucie to życzę szczęścia, a jezeli nie i coś pójdzie nie tak to żyj dalej i nie kończ tej przyjaźni. Lepiej mieć go przy sobie niz stracić na zawsze. Coś o tym wiem i życze ci powodzenia. - mówiąc te słowa, przed oczami miałam dzisiejszą sytuacje w kawiarni. Słuchaczka podziękowała i przy okazji pozdrowiła swojch bliskich. Po tej rozmowie miało nastąpić puszczenie piosenek, ale nieoczekiwanie dostałam znak, że kolejny słuchacz potrzebuje mojej porady. 
- Witam. Uraczysz nas swojmi imieniem. ? - zapytałam radośnie. Mimo, że ranek był wspaniały, to humor zszedł na złą drogę w kawiarni. Jednak nie mogłam być smętna i naburmuszona przy prowadzeniu porannego radiowego programu, w którym miałam dać dużo pozytywnej energii ludziom. 
- Dzień dobry {TI}. Ja nie chce od ciebie niczego oprócz spotkania. Wiem, że to zwariowany pomysł, bo pewnie myślisz, ze jestem jakims psycholem. Nie mam pewności czy to napewno ciebie szukałem przez ostatnie 2 lata, ale daj mi szanse. - ten głos. To nikt inny jak Lou. Mimo, że nie widzieliśmy się kope lat to znam jego charakterystyczny ton głosu.
- Przepraszam, ale to musi być jakaś pomyłka. Życze szczęścia w dalszych poszukiwaniach. - Okłamałam go. Wciąż marze, aby było jak dawniej. By był zawsze obok mnie, ale on znów wyjedzie z miasta i mnie zostawi. Nie chce znów cierpiec. Wole udawać, że te spotkanie dzisiaj rano i rozmowa nie istniały.
Szybko zakończyłam rozmowę i puścilam słuchaczą cos wesołego na poprawę humoru.
- Cholera.! - Krzyknełam zdejmując słuchawki. Gwałtownie odsunełam obrotowe, duże krzesło i zaczełam nerwowo chodzić po pokoju.
- Co jest ? - usłuszałam głos mojego towarzysza, który siedział za szybą i nadzorował cały sprzęt. Opadłam na czarną kanapę, na której rzadko kiedy przesiaduje.
- Właśnie zawaliło mi sie wszystko. Spławiłam przyjaciela, którego bardzo mi brak. - Powiedziałam patrząc się w mały ekranik ukazujący listę piosenek. W nie małej męczarni i udawanej radości brnełam do końca mojej audycji. Po kilku godzinach mogłam już w spokoju udać się do domu. Jednak wychodząc z budynku postanowiłam iść zjeść moje ulubione lody. No bo co może kobiecie poprawić humor. ? Weszłam do małej lodziarni, gdzie czasem spotykam się z przyjaciółką. Doskonale znałam rozmieszczenie każdego mebela w pomieszczeniu. Nawet w oczy mi się rzucił inny układ pudełeczek z zimnymi słodkosciami. Usiadłam na czerwonym krzesełku przy ladzie, a torbę rzuciłam na krzesełko obok. Zmarnowana podparłam się na ekach i spuściłam głowę ku podłodze.
- Cytrynowe dla tej Pani. - usłyszałam obok siebie znajomy głos. Szybkim ruchem podniosłam wzrok na jego właściciela. Z niepewnym uśmiechem zasiadł obok mnie, kładąc moją torbę na ladzie. Nie spojrzał na mnie nawet na chwileczkę. Za to ja wlepiłam w niego oczy jak w obrazek. Z wrażenia aż opadła mi szczęka.
- Nie trzeba. - powiedziałam i odwróciłam głowę w druga stronę. Miałam cichą nadzieje, że może poprostu chciał być miły i takim gestem szuka dziewczyny, a że byłam sama jako jedyna w lodziarni to wypadło na mnie.
- Wiem, że je uwielbiasz. - Powiedział i szturchnął mnie lekko ramieniem, na co odwróciłam się do niego przodem.
- To jakas pomyłka. - powiedziałam i niczym strzała zeskoczyłam ze stołka i chwyciłam torbe. Szybkim krokiem udałam sie do wyjścia. Chwyciłam klamkę i w mgnieniu oka znalazłam się na ruchliwym chodniku. Zaczerpnełam świeżego powietrza, dzięki czemu odzyskałam świadomość tego co sie stało. Przezłorzyłam pasek torby przez ramię, złapałam taksówkę i wsiadłam do niej. Powiedziałam kierowcy mój adres i w ciągu 35 minut byłam już pod moim domem. Aby nie wpaść znów na Lou postanowiłam resztę dnia spędzić w domu.
Dzień drugi.
- Przepraszam Pana. Niezdara ze mnie. - Nigdy nie biegaj po korytarzu pełnego ludzi. ! Zaraz się spóźnię do pracy, a tu jeszcze taka sytuacja. Podnosiłam z ziemi kartki papieru i wciąż przepraszałam. Jednak nawet nie wiem kim jest ten ktoś. Podniosłam głowę i ujrzałam te niebieskie tęczówki. 
- Już nawet nie pamiętasz mojego imienia. ? - zaśmiał się i podał mi kilka kartek. Odebrałam je i wstalam wraz z nim. 
- Przepraszam, ale śpieszę się. - powiedziałam ze sztucznym uśmiechem i próbowałam wyminąć dobrze znaną mi postać, ale nie bbyło mi dane. 
- {TI}. - zastąpił mi droge. Podniósł jedną brew i uśmiechnął się. 
- Louis. - powiedziałam podobnym tonem do jego. Załorzyłam rece na brzuchu i czekałam aż odstapi mi przejścia. 
- Więc jednak mnie pamiętasz. - zaśmiał się i chciał mnie przytulic, ale ja odeszłam. Nie chciałam znów poczuc jego uścisku. Pomijajac to jak za nim tęsknie, to nie zapomnę jak mnie olał dla jakiegoś zespołu. Złamał obietnice i zostawił mnie. 
- Wolałabym jednak zapomnieć. - powiedziałam i wyminełam go, zostawiając go na pastwę losu. Pobiegłam szybko do mojego pokoju i zaczełam prace. W ten dzień widziałam go tylko raz. Ale dlaczego ciągle się kręci w pobliżu studia. Ale należy do sławnego zespołu. Może inne stacje pracujęce w tym budynku ich zatrudnili. 
Trzeci dzień. 
No nareszcie wolne. Cały dzień mam zaplanowany na babski dzień. Zakupy, pogaduchy, kawa, świetna zabawa. A to wszystko w towarzystwie mojej przyjaciółki {ip]. Miałam się spotkać z nią o 15, więc mogłam toszke poleniuchować w łóżku. Nie chciało mi się spac, ale leżałam sobie w totalnym nieładzie na kanapie w salonie. Oglądanie kreskówek i zajadanie się kanapkami z ogórkiem nikomu nie zaszkodziło. Mój błogi roranek przerwał dzwonek do drzwi. 
- ugh. Ide. Juz ide. - krzyknełam, gdy nieoczekiwany gość zaczął sie strasznie niecierpliwić. 
Chwyciłam za klamkę, ale zawachałam się otworzyć drzwi. Miałam wraźenie, że zaraz za drewnianymi drzwiami zobaczę roześmiana twarz Lou. Jednak nie mogę teraz udawac, że nie ma mnie w domu. Przed sekundą darłam sie, że już otwieram. Lekko uchyliłam drzwi, ale za nimi zobaczyłam wąsatego Pana listonosza, który powitał mnie promiennym uśmiechem i wręczył paczkę. Podpisałam co należy i podziękowalam. Z ciekawością poleciałam do salonu i zasiadłam na kanapie. Połorzyłam paczkę na kolanach i przeczytałam doczepiony list. 
,, Nie dziwie się, że tak sie zachowujesz. Odszedłam, chociaż obiecałem być na zawsze. Nie jesteś mi obojetna. Zalezy mi na tobie, ale w inny sposób niż tylko na przyjaciólce. Zrozumiałem dopiero jak cie utraciłem. Nikt i nic nie zastąpi mi ciebie. Te 3 lata były katorgą. Codziennie budziłem się mając nadzieję, że cię znajde i powiem ci jak bardzo cię kocham. Tak, nie przejęzyczyłem się. Mimo, że 3 lata nie mielismy kontaktu to ja pamiętam każde twoje uzależnienie, wadę, zaletę. Każdy twój nawyk. To jak lubisz kreskowki. Jak kochasz pomagac i wspierac innych. To jak lubisz lody cytrynowe, a jak nienawidzisz kokosów. Jak lubisz nosić szare dresy i jak zabierałaś mi koszulki. Nigdy nie uwierze, że o mnie zapomniałaś. A jeżeli tak to mam cos na odświeżenie twojch wspomnień. 
Kochający Lou. ''
Odłorzyłam list na szklany stoliczek i zaczełam rozrywać brązowy papier, aby dostać się do mojej paczki. Nareszcie. ! Album. ? Otworzyłam i ujrzałam zdjęcie małego noworodka lezącego obok nieco starszego chłopaczyka. Kartka, na której odbiliśmy nasze dłonie. Bilety na pierwszy koncert naszej ulubionej kapeli. Opakowanie lizaków. Zdjęcie z kolonii i wycieczek rodzinnych. Na kolejnych i kolejnych zdjęciach my coraz starsi. W albumie zostało jeszcze kilkanaście kartek, ale pustych. Ostatnie zdjęcie to my spiący na korytarz i czekający na kolej Lou na wystep w XF. 

Z hukiem zamknełam album i szybko wstałam z kanapy. Musze go odszukac i wykrzyczeć mu w twarz jak bardzo i to z całego serca go ....kocham . .. ? Tak, kocham.
****
- I co znalazłaś. ? - zapytał sarkastycznie Lou. 
- No jasne. - prysknełam i usiadłam mu na kolanach. Spędzaliśmy pierwszy dzień w naszym wspólnym domku, który od dzisiaj będzie tylko nasz. 
- Patrz to zdjęcie było zrobione w ten pamiętny dzień. - Pokazał mi fotografie w albumie, która przedstawiała nas dwoje całujących sie na środku ulicy. 
- Tak szukałam cie po całym mieście. - Zaśmiałam się i wtuliłam w mojego męża.
- A ktosz to taki przystojny. ? - Powiedział sarkastycznie Lou i wskazał na zdjęcie z naszego ślubu, gdzie trzyma mnie na rękach. 

- Trzymaj. - podałam mu małą koperkę, która wyciagnełam z torebki.- Wklej to zdjęcie. - potrzymałam album, aby on mógl zobaczyć co skrywa biała koperta. 

- Aa.a..ale...- zaczął sie jąkać. Przeczesła dłoń włosy i uradowany spojrzał na mnie.
- Przedstawiam ci Tommo Tomlinsona. 

Daj komus szanse na szczeście, a sam ją dostaniesz.



Koniec. !

Zapraszam do komentowania. !!!!

1 komentarz: