środa, 10 sierpnia 2016

Niall cz. 1

ZOSTAW KOMENTARZ ! 


Kończąc pracę i pędząc do domu, wstąpiła do malutkiej kawiarni. Jak zawsze zamówiła przepyszną kawę i kawałek sernika na wynos. Po chwili zapłaciła za odebrane zamówienie i wyszła żegnając się z kelnerką szerokim uśmiechem. Każdy kto zna Louise, wie jak piękną dusze posiada ta kobieta. Miała i ma wielu adoratorów, lecz jej duszy nie ma nikt odwagi równać z jej piękną urodą. Znacie, lub widzieliście w filmach kobietę delikatną, wrażliwą, dbającą o każdego ? Taką, która uśmiechem zwala z nóg i dzieci i starców ? Taką, która wchodząc do pomieszczenia rozświetla najciemniejszy jego zakątek ? Taka jest właśnie Louise.
- Dzień dobry Lou ! - krzyknął Pan listonosz z drugiej strony ulicy. 
- Jak Pan się czuje dzisiaj ? - zapytała, jak zawsze uśmiechnięta. 
- Wspaniale. - Pan Barney pomachał jej i ukłonił się. 
Młoda, piękna, niestety samotna. Dla Lou każdy tracił głowę, lecz ona nie potrafiła stracić głowy na kogoś. Wprowadziła się do Naszego miasta, zaraz po szkole. Nigdy nie odwiedzała ją rodzina, a pytana o nią zawsze zmieniała temat. Po prostu nie lubiła opowiadać o przeszłości. Mieszkała na końcu miasta, w małym, zadbanym domku z kolorowym ogrodem. Dotarła bezpiecznie do domu i weszła do środka. Rzuciła torbę w kąt i rozsiadła się na kanapie. Zajadając się ciastem przesiedziała tak do samego wieczora. Usłyszała dzwonek do drzwi i pobiegła otworzyć, wiedząc kto to. 
- Lou ! Patrz ! - do środka wpadła jej najlepsza przyjaciółka Ellizabeth. Ona nie była już taka spokojna. Dzięki niej Louise wychodziła z domu, miała rozrywkowe życie. Taki prywatny organizator zabaw. - Dwie wejściówki do EvilClub! - pokazała i zaczęła piszczeć z radości. 
- Oszalałaś ? -zapytała Lou zabierając od przyjaciółki bilety. - To jest impreza no.. na pewno nie dla Nas. - stwierdziła. 
- Oj przestań. Znudziły mi się już imprezy w tej nudnej budzie u Arona. Od trzech lat tylko tam się bawimy. - powiedziała z grymasem. 
- No bawimy, więc nie narzekaj. - powiedziała Lou i wróciła na sofę. 
- Wiesz co chciałam powiedzieć. Dziewczyno, chcesz do końca życia wspominać tylko imprezy u Arona ? - zaśmiała się i dołączyła do przyjaciółki. 
- Kiedy to ? 
- Aa ! Wiedziałam ! - ucieszyła się blondynka i zaklaskała. - W tą sobotę od 21. 
- Niech Ci będzie. Ale ! Jeśli mi się nie spodoba wrócimy do domu. - zaznaczyła Lou. 
- Jasne, ale i tak Ci się spodoba. - Powiedziała machając dłonią. 
Reszta tygodnia upłynęła niesamowicie szybko. Praca, dom, kawiarnia, praca, kawiarnia, dom. Nadeszła sobota, a Ellie już o 19 była w domu Louise. Dziewczyny miały tradycje, że przed każdym wyjściem razem szykowały się, doradzały sobie w kwestii ubioru. Ellie była już gotowa, jak zawsze odważnie ubrana z namiętną czerwoną szminką na ustach. Louise preferowała zazwyczaj coś skromnego, jednak dzisiaj za namową przyjaciółki ubrała coś w stylu Ellie. 
- I jak ? - zapytała naciągając materiał sukienki w dół. 
- Może być. Oh no jest idealnie. - powiedziała blondynka i przytuliła Lou. - Chodź, taxi już czeka. 
Obie zabrały torebki i wyszły do samochodu. Jechały dłuższą chwilę, rozmawiając o głupotach. Na miejscu przywitał ich umięśniony ochroniarz i dwie skąpo ubrane dziewczyny. W środku, po prostu coś niesamowitego. Nikt nie jest w stanie wyjaśnić czy to ma dobre czy złe znaczenie. To miejsce skłania do grzechu, tak po prostu. 
- Jest świetnie. Spójrz tam ! - krzyknęła El do przyjaciółki wskazując ogromny kolorowy bar. Klub miał kilka sal, łatwo się zgubić. Wszędzie pełno czerwonych loży, są nawet palmy. Wszystko dopełnia idealna muzyka i kolorowe światła, lasery i wymyślne efekty specjalne. - Idziesz się napić ? - zapytała blondynka. 
- Wiesz, rozejrzę się. Zaraz do Ciebie dołączę. - stwierdziła Lou i po chwili została sama. Ruszyła na krótką wycieczkę po klubie. Wszędzie piękne kobiety, przystojni mężczyźni i litry alkoholu. 
Zapatrzona zrobiła jeden krok do tyłu i poczuła zderzenie z kimś. 
- Jak łazisz ?! - krzyknął nieznajomy. 
- Oh przepraszam. - powiedziała wystraszona i spojrzała mu w oczy. Przed nią stał niesamowity facet z niebieskimi oczami. 
- Nie szkodzi. - stwierdził i zatonął w jej oczach. Lou uśmiechnęła się i chciała iść szukać El. - Poczekaj. - złapał Ją za dłoń nieznajomy. - Jak masz na imię ? - zapytał. 
- Louise. - powiedziała i została szarpnięta przez El. 
- Co Ty robisz ? - El była zła, niesamowicie zła. 
- Szturchnęłam go tylko - wyjaśniła. 
- Nie zadawaj się z Nim. On siedział, rozumiesz? To przestępca ! - powiedziała. 
- Wyglądał normalnie. - stwierdziła kobieta. 
- Chodź się napić. - El jest kochana, ale zdecydowanie nie ma umiaru z alkoholem. Po godzinie Lou została sama przy barze. Ellie bawiła się z nowym facetem. 
- Dwa piwa ! - usłyszała jakby znany głos obok. Odwróciła się i zobaczyła jakiegoś faceta. Był przystojny i  jak sie okazało po rozmowie był miły i kulturalny. 
- Może odprowadzę Cię do domu ? -zaproponował. Zmęczona Lou, przytaknęła mu i poinformowała przyjaciółkę o wyjściu do domu. El zafascynowana nowym facetem nawet nie zwróciła uwagi na to. Lou i nowo poznany mężczyzna wyszli z klubu. Tu też mnóstwo ludzi. Przeszli w nieco cichsze miejsce jakim był wtedy parking. 
- Zamówię taxi. - stwierdziła wyciągając telefon z torebki. Mężczyzna wyrwał jej telefon i wsadził ponownie do torebki, po czym zaczął całować Lou po szyi, trzymając jej delikatne ręce. 
- Przestań, proszę. - zaczęła spokojnie prosić. On natomiast robił wszystko odwrotnie, zaczął ją dotykać, na co Lou zaczęła krzyczeć. Nagle jak grom z jasnego nieba upadła. Bała się podnieść wzrok do góry, lecz nie czuła już dotyku tego człowieka. Spojrzała i zobaczyła bójkę dwóch mężczyzn. Jej oprawca był pijany, więc szybko poddał się i zniknął między autami. W swoim wybawcy rozpoznała tego całego morderce, o którym mówiła El. Podszedł do Niej i przykucnął obok.
-Wszystko ok, Louise ? - zapytał. 
- Tak, dzięki. - powiedział drżącym głosem. Podał jej rękę, a ona niepewnie ją chwyciła. 
- Trzymaj. - uśmiechnął się i zdjął swoją skórzaną kurtkę. 
-Nie, nie potrzeba. - powiedziała, jednak nie dała rady Go oszukać. Zatrzepała się z zimna. 
- Chyba jednak trzeba. - założył na jej ciało swoja kurtkę. Miała ją do połowy ud. Przy Nim była taka maleńka. - Odwiozę Cię do domu. - powiedział. - Jeśli nie masz nic przeciwko? 
- Zamówię taxi. - stwierdziła wyjmując telefon. 
- Ciężko Ci będzie o taxi o tej porze. Ja nic nie piłem i nie mam takich zamiarów jak ten typ. - powiedział, jednak widział niepewność na twarzy nowej koleżanki. - Spokojnie. - zaśmiał się. 
Lou sama w to nie wierzyła, ale coś było w oczach tego faceta i postanowiła mu zaufać. Podała mu dłoń, a on zaprowadził Ja do auta i pojechali. 
- Louise ? - zapytał zerkając na Nią. 
- Tak ? 
- Co Ty tam robiłaś ? 
- Jak to co ? 
- Nie chce, zeby to brzmiało dziwnie, ale to nie miejsce dla takich jak Ty. 
- Masz rację, brzmi dziwnie. 
- Chciałem powiedzieć, że widziałem Cie tam pierwszy raz i wydajesz mi się bardzo inna niż każda jedna laska, która chodzi do EvilClub. 
- Namówiła mnie przyjaciółka i tyle. Byłam ciekawa jak tam jest. - był nią oczarowany. Widzi ją kilkanaście minut w całym dwudziestopięcioletnim życiu, ale widzi w Niej coś czego do tej pory nie widział w kobiecie. Subtelność. - Tu skręć ! - powiedziała nagle, a on pojechał za jej wskazówkami. 
- Mieszkasz sama ? - zapytał po chwili dla podtrzymania rozmowy. Był tak oczarowany Louise, że mógł nawet z Nią nie zamieć ani słowa i byłaby to najlepsza przejażdżka w Jego życiu, jednak nie chciał stawiać kobiety w niezręcznej sytuacji. 
- Tak. - mruknęła cicho i wtuliła się w kurtkę. 
- Zmęczona jesteś. - nie zapytał, stwierdził fakt. 
- Troszkę. To tu. - powiedziała żwawo wskazując duży, biały dom w bardzo eleganckim stylu. 
Zaparkował pod bramą i zgasił silnik. 
- Kłamiesz. - zaśmiał się. 
- Proszę ? - zdziwiła się, że wie. 
- Tu mieszka mój wuj. Thomas Robinson. - powiedział z uśmiechem. Spojrzał na zaczerwienioną dziewczynę, a ta odwróciła się zawstydzona. - Boisz się, to zrozumiałe. 
- Nie znam Cię i wolę być ostrożna. - powiedziała cicho. 
- Hej, Lou. Rozumiem. Serio, ale powiedz mi gdzie mieszkasz. Chcę, abyś bezpiecznie dotarła do domu. - rzekł tak łagodnie, że w Lou minęła niepewność. 
- Tutaj. - pokazała na jej skromny domek z pięknym ogrodem. 
- Bardziej do Ciebie pasuje. - stwierdził i podjechał na placyk obok prawdziwego domu. 
- Dziękuję za pomoc. - powiedziała, jakby się żegnała. - i przepraszam za kłopot. - Lou wyciągnęła kilka banknotów i położyła między siedzenie auta. 
- Nie żartuj sobie. - powiedział poważnie i podał jej pieniądze. 
- Nie, straciłeś czas. Auto na powietrze nie jeździ. Dobranoc. - wyszła z auta zostawiając kurtkę i kierowała się w stronę drzwi. 
- Jesteś uparta. - poczuła dłoń na biodrze i się odwróciła. - Ale ja bardziej. - powiedział blondyn i wsadził jej pliczek do kieszonki torebki. Stali tak blisko siebie, że nie dzieliło ich praktycznie nic. Nie odzywali się przez chwilę. Wpatrzeni w swoje oczy cieszyli się w głębi siebie, ale nie ukazywali tego nawzajem. 
- Dobranoc. - powiedział patrząc w dół. Była mu na wysokość ust. 
- Dobranoc. - odpowiedziała i cofnęła się w tył. - Właściwie to nie znam Twojego imienia. - uśmiechnęła się. 
- Niall. - rzekł zakłopotany. Teraz zdał sobie sprawę, że nawet się Jej nie przedstawił. Usłyszała Jego imię i zniknęła za drzwiami. Od razu rzuciła się na łóżko i myśląc o nowo poznanym mężczyźnie odleciała do krainy snów. 

ZOSTAW KOMENTARZ. TO DLA MNIE INFORMACJA CZY SIĘ SPODOBAŁO. Z GÓRY DZIĘKUJĘ 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz