piątek, 31 stycznia 2014

Niall ..(Część 1)

Dedykacja : Paulina P. oraz Anonim< który prosił o Niall pod trzecią częścią o Liaśku. >


W białej koszulce przysłoniętej czarną bluzą i w szarych dresach siedziałam na
wysokim krzesełku tuż obok kuchennej wyspy. Popijając ciepłą herbatę czytałam najnowsze wiadomości w czaro-białej, regionalnej gazecie. Ciepła ciecz swoim słodkim smakiem zamaskowała smak pomidora, z którym chwilę temu zjadłam kanapki.
- Dzień dobry - usłyszałam znajomy głos mojego narzeczonego, a po kilku sekundach poczułam jego dłoń na moim ramieniu, za to usta na czubku głowy.
- Hej. -odpowiedziałam upijając łyk herbaty. Słysząc cichy szmer za plecami odwróciłam się i zobaczyłam jak chłopak odkłada obok drzwi czarną torbę. Wiedziałam co w niej schował. Chociaż tyle raz prosiłam, aby z tym skończył, nadal upiera się, że to ostatni raz. Jednak wiem, że nie potrafi się temu oprzeć. Od 3 tygodni obiecuje i nic w tym kierunku nie zrobił.
- Obiecałeś, że tam nigdy nie pójdziesz. - powiedziałam powracając do swojej pierwotnej pozycji.
- Przestań, proszę Cię. - odpowiedział zaglądając do lodówki i wyjmując karton soku.
- Niall przysięgałeś mi, że nigdy więcej nie weźmiesz udziału w walce. - byłam spokojna na zewnątrz, jednak w sercu krzyczałam.
- Ty też mi czasami coś obiecujesz i co? - rzekł jakby to co mu obiecuje było równoważące się z masakrycznymi i w dodatku nielegalnymi walkami.
- Czy ty się słyszysz? - zapytałam rzucając gazetą o blat. - Moje obietnice dotyczą przyszycia guzika, a nie walki w obskurnych miejscach z przerośniętymi facetami.
- Przesadzasz. - powiedział spokojnie, upijając łyk soku z kartonu.
- Nie idź tam. Proszę.- błagałam go. Zeszłam z krzesełka i podeszłam do niego. Rozplątałam jego skrzyżowane ręce i wtuliłam się w jego czerwoną bluzę.
- Muszę. - powiedział całując moje czoło i obejmując mnie wokół bioder.
- Zostań w domu ze mną. O nic więcej nie proszę.
- Przykro mi. - ciepło jego dłoni znikło z moich pleców, a po chwili wyswobodził się z mojego uścisku i zostawiając mnie samą w kuchni wyszedł na korytarz.
- Niall! - zawołałam stojąc wciąż w tym samym miejscu.
- Tak? - zapytał stojąc w drzwiach i zakładając kurtkę na ramiona.
- O której wrócisz? - spytałam.
- Nie czekaj na mnie z kolacją, wrócę późno. - odpowiedział sięgając po torbę.
- Jest przed południem. - stwierdziłam.
- To co ? - zaśmiał się zakładając pasek torby na ramię.
- Nic- skłamałam. Dzisiaj mija 5 lat od czasu, gdy jesteśmy razem. Usłyszałam krótkie ,,Pa'' i głośny huk drzwi wejściowych.
Do wieczora zajęłam się sprzątaniem kuchni i segregowaniem ubrań w szafie. Tysiące nie potrzebnych rzeczy i drugie tysiąc, bez których nie dało by się żyć. Po skończonych porządkach poszłam do kuchni. Mój brzuch nie był w najlepszym humorze i strasznie głośno domagał się jedzenia. Przy świetle lampy w kącie kuchni przygotowałam kolację. Nakryłam stół białym obrusem, a na nim ustawiłam kilka świec i najlepszą zastawę jaką mieliśmy. W ciszy i samotności zjadłam odrobinę tego co ugotowałam.
*NIALL*
Dochodzi północ, ale TI nie powinna być zła, przecież jej powiedziałem, że będę późno. Po wygranej walce świętowałem z kumplami i tak jakoś się przedłużyło. W kieszeni kurtki wyszukałem klucze i po kilku nie udanych próbach nareszcie otworzyłem drzwi. Wszedłem do środka, a w salonie zobaczyłem delikatne światło bijące od lampki na stoliku obok sofy.
Rzuciłem torbę obok wieszaka, na którym po chwili zawisła moja kurtka i najciszej pozbyłem się butów. Swoje kroki skierowałem do kuchni w celu znalezienia kilku kostek lodu. Mimo wygranej mam kilka drobnych ran i siniaków. W sumie dobrze, że TI śpi, bo znowu była by zdenerwowana, czego nie chce. Stojąc w drzwiach wyszukałem na ścianie włącznika, którym zapaliłem światło. Moim oczom ukazał się nietypowy obraz kuchni. Na stole rozłożony obrus, a na nim wypalone do połowy świeczki. Zastawa dla jednej osoby, a przy tym kieliszek. Z drugiej, przeciwnej strony pustka. Na kuchennym blacie, blisko zlewu stał mały stos zbitego szkła. Jego kolor i materiał, z którego został stworzony świadczył, że to właśnie ten talerz powinien znajdować się po drugiej stronie, gdzie teraz nic nie leżało. Zapominając o pragnieniu, nie gasząc światła chciałem znaleźć TI. Mam nadzieje, że nic jej nie jest i bezpiecznie zapadła w słodki sen. Szybko odszukałem
ją w naszej sypialni. Przez okna docierał blask księżyca, dzięki czemu dokładnie widziałem zarys postaci pod kołdrą. Nie zaświecając światła podszedłem do łóżka i powoli wdrapałem się na nie. 
- TI śpisz? - zapytałem szeptem. Leżąca tyłem do mnie dziewczyna mozolnie odwróciła głowę. Mimo, że w pomieszczeniu panował mrok, a klika wypitych piw dawało mi się we znaki to dokładnie widziałem napuchnięte oczy i rozmazaną resztkę makijażu dziewczyny. 
- Obudziłem Cię? - zadałem kolejne pytanie, ale nieco głośniej niż poprzednie. 
- Nie spałam. - odpowiedziała zachrypniętym głosem odwracając się. 
- Płaczesz? - nachyliłem się nad nią, mając ją pomiędzy rękami. 
- Wydaje Ci się. - odburknęła. 
- Jestem zmęczony. Idę spać. - stwierdziłem zdejmując zbędne ubranie. Po chwili wślizgnąłem się pod kołdrę i próbowałem się jak najwygodniej ułożyć. 
- Niall? 
- Hym?
- Nie chcę z Tobą spać. - stwierdziła.
-Co? - zaśmiałem się i miałem nadzieje, że sobie żartuje. 
- Mówię poważnie. - spojrzała na mnie odwracając głowę. Podniosłem się na łokciach i widząc, że na prawdę jest poważna odchyliłem głowę do tyłu wypuszczając głośno powietrze i bez żadnych sprzeciwów wyszedłem z łóżka udając się do salonu na kanapę. 
Rano obudził mnie ogromny ból szyi i kręgosłupa. Mimo, że wczoraj stoczyłem poważną walkę z pewnym umięśnionym kolesiem, to największe katusze sprawiła mi kanapa. Masując obolałe miejsce wróciłem do sypialni, aby zabrać stamtąd świeże ubrania i po prysznicu zjeść śniadanie z ukochaną.



Hej. Jak wrażenia po MM? Jak ludzie na TT odliczali to się poryczałam. Dwa razy płakałam. Kocham ich za to jacy są. Pamiętajcie. !! BIJEMY REKORD!!
Paulina i anonimku.. Jak Wam się podoba? Mam nadzieje, że nie zawiodłam waszych oczekiwań. 
Pamiętajcie, że możecie prosić o dedykacje. Zapraszam i do następnego :**

PRZY OKAZJI:
NAJLEPSZEGO STARA DUPO, TY! 
HAZZUŚ, SŁOŃCE MOJE MA 20 LAT!!!!
SŁYSZYCIE? ALE SKUPICIE SIĘ. SŁYSZYCIE? TAK? 
TO MÓJ PŁACZ. 



wtorek, 28 stycznia 2014

Louis

Dedykacja dla : Natalia

Praca mnie wykańcza, a w dodatku studia i codzienne prace w domu dają nieźle w
kość. Oprócz funkcji studentki, pani domu i barmanki w miejskiej dyskotece, jestem także osobą lubiący wszelkie rodzaje wypoczynku, więc w tym roku postanowiłam swój wolny tydzień spędzić w górach. Rzadko kiedy tam bywam i nie należę do najlepszych sportowców zimowych, ale zawsze warto spróbować zdobyć nowe umiejętności. Los chciał, że wyjazd spędzę sama, ale i tak zamierzam świetnie się bawić. Zaraz po przyjeździe i rozpakowaniu się postanowiłam rozejrzeć się po okolicy. Ubrana w ciepłą czerwoną kurtkę i czarne spodnie narciarskie z czarnym szalem i czapką wyszłam przed hotel i skierowałam się ku stokowi. Droga nie zajęła mi dużo czasu. 
Na białym tle roiło się od kolorów śmigających na deskach lub nartach. Zieleń bijąca z choinek dodawała przyjemnej atmosfery, a do nosa docierało zimno. Nie zatrzymując się szłam przed siebie, aby wejść wyżej i zobaczyć co czeka mnie już jutro. Dzisiaj jeszcze sobie odpuszczę i zwiedzę okolice, aby jutro rano z tej wysokiej góry zjechać na snowboardzie. Jest tutaj tak pięknie, a widoki ze szczytu muszą być nieziemskie. Śnieg! Śnieg wszędzie i nie mówię tu o terenie do jazdy, ale o moim ciele. 
- Przepraszam, nic ci się nie stało? - usłyszałam zatroskany głos. Podniosłam wzrok na sprawcę mojego bliskiego kontaktu z zaspą i zobaczyłam jedynie biało-czarną postać z srebrnych goglach i białym kasku. Nie odezwałam się, tylko zaczęłam się śmiać z całego zajścia, wyobrażając sobie samą siebie. Leżąc na zimnym śniegu podparłam się łokciami i próbowałam się podnieść. 
- Pomogę. - powiedział nieznajomy podając dłoń okrytą czarną rękawiczką. 
- Dzięki- zaśmiałam się chwytając go za dłoń, a gdy poczułam jak zaciska ją pociągnęłam go do siebie, że wylądował obok mnie w śniegu. Mój śmiech nie miał końca. 
- Myślisz, że to śmieszne? - zapytał poważnie, na co ja również spoważniałam. 
- Przepraszam. - powiedziałam zaciągając materiał czapki na czoło. 
- To zobaczymy czy to będzie śmieszne. - krzyknął i rzucił w moje ramie śnieżką. 
Śnieg rozprysł się, a ja spojrzałam na niego z rozbawieniem. Szybko ulepiłam śnieżkę, która wylądowała na jego kasku. 
- Koniec!- krzyknęłam, gdy on chciał wrzucić puch za mój szal. 
- Jestem Lou. - powiedział podając mi dłoń. 
- TI-  uśmiechnęłam się.
- Wstawaj, bo się przeziębisz. - powiedział, po czym szybko wstając podał mi dłoń do pomocy. 
- Dzięki. - powiedziałam bezdźwięcznie strzepując śnieg z ubrania. 
- Masz ochotę na gorąca czekoladę? Znam tutaj za rogiem pewną kawiarenkę. - zaproponował z małym i wstydliwym uśmieszkiem. 
- Tak, chętnie. - powiedziałam. 
- Oddam sprzęt i wracam, dobrze? - zapytał biorąc w dłonie narty. 
- Poczekam tutaj. - odpowiedziałam. 
- Nie uciekniesz? 
- Nie. - zaśmiałam się, po czym dostałam szansę na zobaczenie najładniejszego uśmiechu. Lou znikł na chwilkę, aby pojawić się ponownie. 
- Zmarznięta?- zapytał stojąc za mną. 
- Troszkę. - powiedziałam odwracając się i ledwo nie dostając zawału na widok chłopaka. 
- O mój boże. - wyszeptałam. 
- Fanka? - zapytał zakłopotany. 
- Nie, znaczy tak. - odpowiedziałam z ogromnym uśmiechem. 
- Idziemy ? - zapytał totalnie ignorując fakt, że jestem jego fanką.
- Lou, ale nie boisz się, że zacznę krzyczeć na twój widok i błagać cię o autograf na twoje płycie ? - zapytałam idąc obok chłopaka. 
- Umówiłaś się z Lou, który fajtłapowato jeździ na nartach i lubi czekoladę. Nie wiem dlaczego miałabyś na mój widok krzyczeć. - uśmiechnął się. 
- Nie mogę w to uwierzyć. - powiedziałam zerkając w jego oczy. 
- Ja też nie mogę uwierzyć. Broniłem się przed tym wypadem, ale jednak szczęście mi sprzyja. - złapał moją dłoń w swoją i skrył w kieszeni własnej kurtki. 



Hejka Wam. Natalio mam nadzieję, że jesteś zadowolona i wywołałam uśmiech na twojej buźce. Mam nadzieje.. :) 
Jeżeli chcecie dedykację zapraszam ;> Dzięki za komentarze pod opowiadaniem o Liaśku. *.* Ten zdobędzie chociaż 7 komentarzy ?? Dawajcie:)
Do następnego. KOCHAM WAS. 

sobota, 25 stycznia 2014

Liam (część 3)

DEDYKACJA DLA : Nicolaa Horan

- Nic nie mów. - rzekła Katy przytulając mnie do siebie. Oplotłam ja ramionami i
starałam się uspokoić szum w głowie. 
- Pomóż mi stąd uciec Katy. - błagałam ją. Nie mogłam ani sekundy dłużej tu spędzić. 
- Chcesz tego? - zapytała odsuwając się ode mnie, zerkając w moje oczy. 
- Ślubu nie będzie. Nie kocham go. - powiedziałam stanowczo, wierząc w swoje siły. W tym momencie wiedziałam, że nie będę pomiatana przez nikogo, a moja chęć pomocy rodzinie była raczej nie na miejscu skoro mój los ich nie obchodził. Liczył się tylko materialny zysk na ich korzyść, a nie moje uczucia czy chociażby poziom szczęścia. 
- A co z Liamem? - zapytała Katy. 
- Chciałabym mu powiedzieć prawdę. Uciec z tego miejsca razem z nim i nie przejmować się tym co było. - powiedziałam opierając ręce na niskim murku. 
- Choć. - powiedziała ciągnąc moją dłoń. 
- Gdzie? 
- Do Liama. 
- Zwariowałaś? Co ja mu powiem? 
- Prawdę, sama powiedziałaś, że tego chcesz. 
- Ale to trudniejsze niż ci się wydaje. 
- Chcesz tu zostać? Chcesz być wykorzystywana i poniżana? 
- Liam mnie wyśmieje. 
- Jeżeli to zrobi to nie był Ciebie wart. 
- Masz rację. Najpierw muszę stać się singielką. - powiedziałam, gdy wśród ludzi, kwiatów, stolików i krzeseł ujrzałam mojego jeszcze narzeczonego. Czułam jak złość bierze nade mną przewagę. Idąc pewnym krokiem ominęłam zdziwioną moją postawą przyjaciółkę i weszłam do środka odgarniając białe firany. Pobiegłam do garderoby po drodze zdejmując wysokie obcasy i koszulę. Szybko zastąpiłam mój elegancki strój szarą bokserką i trampkami oraz czerwonymi spodenkami. Katy w ten czas zaczęła pakować moje najpotrzebniejsze rzeczy do workowatej torby, a gdy byłyśmy gotowe do opuszczenia domu szybko zbiegłyśmy na parter. 
- Weź torbę i idź do samochodu. Wyjedziesz nim z garażu i poczekasz na mnie przy bramie wjazdowej. - powiedziałam oddając jej torbę i kluczyki do mojego czerwonego range rovera. 
- Dobrze. - przyjaciółka przytuliła mnie i zabierając moje rzeczy znikła za schodami. Ja wzięłam kilka głęboki oddechów i przygotowywałam się na trudną rozmowę. Idąc w stronę drzwi prowadzących na taras zobaczyłam Jesy, która była pokojówką. Szła zalana łzami.
- Jesy. Co się stało ? - zapytałam. 
- Liam, ten mechanik to mój brat i wspólnie zarabiamy na utrzymanie domu rodziców, a twój ojciec za namową Edwarda go zwolnił. - odpowiedziała szlochając. 
- Co? - krzyknęłam na cały dom, o ile można go tak nazwać. Psychiatryk brzmiało by lepiej. 
- TI pomóż nam. proszę - powiedziała, a ją mocno przytuliłam. Po chwili ominęłam dziewczynę i pobiegłam na taras. Zobaczyłam Edwarda wraz z moim ojcem rozmawiających za tłumem szwędających się dookoła ludzi między stolikami i krzesłami. Przecisnęłam się przez pracowników, którzy z uśmiechami witali się ze mną. Jednak nie miałam czasu na witanie się z nimi, więc zignorowałam ich. 
- TI przyszłaś nadzorować pracę? - zapytał Ed, a ja zamachnęłam się uderzając jego policzek zewnętrzną stroną dłoni. 
- Co ty wyprawiasz? - zapytał zdziwiony. 
- To koniec/
- Jak to koniec? - zapytał ojciec. 
- Co ty wygadujesz? - Ed był również zdziwiony. 
- Odchodzę. Ślubu nie będzie. - powiedziałam. 
- Dziecko, zwariowałaś. - zaśmiał się nerwowo ojciec. 
- Ciszej, bo ktoś usłyszy. Przestań kombinować. - powiedział zdenerwowany Ed. 
- I niech słyszą. - powiedziałam odwracając się przodem do zamieszania. - Uwaga. Oświadczam, że ślub zostaje odwołany. - krzyknęłam. Zdezorientowani pracownicy zatrzymali się wlepiając we mnie wzrok. 
- Pracujecie dalej, to taki żart. - zaśmiał się mój narzeczony. 
- Nie! - krzyknęłam. - Nie ma i nie będzie ślubu. - powiedziałam zdejmując pierścionek i z hukiem kładąc go na pobliskim stoliku. 
- Idziesz do tego mechanika? - zapytał. 
- Nie twój interes. 
- Co on ci może dać? 
- Może nic, może więcej niż ty. 
- Jesteś zwykła egoistką. - krzyknął mój ojciec. 
- Nie interesuje mnie wasze zdanie. Za chwilę zniknę stąd i więcej się nie zobaczymy. Chyba, że zmądrzejecie. 
- Nigdzie nie pójdziesz. A już na pewno nie do tego szczeniaka. - powiedział. 
- Liam. 
- Nie ważne i tak nie pójdziesz. - powiedział łapiąc moją dłoń i szarpiąc mnie weszliśmy do pałacu. W holu nie był nikogo poza mną i Edwarda. Mój ojciec złagodził sytuację na tarasie tłumacząc moje zachowanie niewinnym żartem. Gdy znalazłam się w murach moje ciało owiała zimna fala powietrza. Dłoń Eda wciąż ściskała w dużą siła mój nadgarstek, a jego oczy aż płonęły złością. 
- To boli. - powiedziałam, a on momentalnie się odsunął, aby po kilku sekundach oddać z większą siłą mój cios w jego policzek. Pod wpływem ciosu upadłam na zimną podłogę, łapiąc się za obolałe miejsce. Podniosłam głowę i spojrzałam na niego. W pewnej chwili zobaczyłam jak zostaje odepchnięty ode mnie przez kogoś. Obok mnie pojawiła się Jesy. 
- Wszystko ok ? - zapytała. 
- Tak. - odpowiedziałam i z pomocą dziewczyny wstałam. 
- Nigdy więcej jej nie uderzysz. - krzyknął Liam uderzając z pięści Eda, który tak jak ja pod uderzeniem upadł. Liam jakby w hipnozie okładał go pięściami. 
- Stój. Liam przestań. - krzyczałam.
- Dość. Liam będziesz mieć problemy. - krzyczała jego siostra. 
- Zabijesz go. - krzyczałam. Podeszłam do niego i złapałam jego twarz w dłonie. Zmusiłam go do spojrzenia na mnie. 
- Przestań. Proszę. Boje się Ciebie, gdy taki jesteś. 
Nie odpowiedział tylko zdyszany przytulił mnie do siebie. 
- Uciekajmy. - powiedziała Jesy. 
- Jesy idź do głównej barmy tak jest Katy, czeka na mnie. Pojedziesz z nią do domu. 
- A wy ? 
- Ja i Liam pojedziemy zaraz za Wami. Wezmę moje drugie auto. 
Po chwili już siedziałam w czarnym BMW, a za kółkiem siedział Liam. Jechaliśmy w stronę Londynu, a z każdym km więcej się działo na ulicach. Wzrastał ruch i barwy otoczenia. 
- Skąd wiedziałeś, że jestem w holu z Edem?
- Jesy przybiegła do mnie i powiedziała, że byłaś bardzo zdenerwowana jak się dowiedziałaś o moim zwolnieniu i poszłaś do ojca i Eda. A gdy zobaczyłem jak cię uderzył wpadłem w furię. 
- Nigdy nie wybaczę sobie tego, że pozwoliłam sobie na takie potraktowanie i to na twoich oczach. 
- O czym ty mówisz? 
- Zerwałam zaręczyny. 
- Dlaczego? 
- Dzięki Tobie. 
Liam skręcił i zaparkował na parkingu jakiegoś hotelu. 
- Jak to dzięki mnie? 
- Szłam zerwać zaręczyny, a po drodze spotkałam Jesy i opowiedziała mi wszystko. Uderzyłam go, a on się zdenerwował. 
- Nie wiedząc o zwolnieniu szłaś zerwać z Edem ? 
- Tak. 
- Bo? 
- Bo cię kocham idioto. Myślisz, że po co przychodziłam do warsztatu? Nie wiem o tobie dużo, ale tak już jest i nic nie poradzę. 
- Ti ja..
- Nic nie mów. Przepraszam. Zapomni o tym. Zawieziesz mnie do Katy? Tam zatrzymam się na kilka tygodni. Auto jest twoje. Rekompensata za utratę pracy. Zniknę, obiecuję. Nigdy mnie nie zobaczysz. Zachowuje się okro...- spełnienie najskrytszych marzeń. Pocałunek z Liamem. Świat się zatrzymał. 
- Będę mówił. Nie zapomnę. Nie zawiozę cię do Katy, tylko do siebie. Auto jest nadal twoje. Znajdę pracę i będzie dobrze. Nie pozwolę Ci zniknąć. Chcę codziennie Cię widzieć obok siebie, rozumiesz? 
- Jak to ?
- Tak to, że od 2 miesięcy jadałem śniadanie na ławce obok garażu naprzeciw okna i cię obserwowałem. Widziałem jak pijesz herbatę z beżowej filiżanki. Jak przychodziłaś do warsztatu za każdym razem bałem się, że coś ci się tam stanie. Gdy zjadłaś ze mną obiad w altanie byłem najszczęśliwszy. Jak zobaczyłem, że ten idiota cię uderzył miałem ochotę go zabić. Widziałem twój uśmiech i miałem prawie palpitacje serca. 
- To znaczy, że..
- Kocham Cię i chcę, żebyś była w moim życiu na zawsze. 


KONIEC

hej miśki:) Jak tak ? Gdzieś wyjeżdżacie na ferie< ten kto ma  >?
U mnie nic ciekawego. A u was coś się dzieje? 
Może ktoś chce dedykacje? Piszcie śmiało. 
Dzięki za miłe komentarze i oby więcej :) 
Do następnego. 

czwartek, 23 stycznia 2014

Niall

Proszę byś przed snem spoj­rzał w niebo i po­myślał o mnie, że jes­tem, żyję i za­sypiam pod tym sa­mym niebem, co Ty. Sko­ro nie mogę być przy To­bie to przy­naj­mniej możemy dzielić te chwi­le i a nuż uda nam się spra­wić, by nasza miłość trwała wiecznie. 


Dziś jeden z ważnych dla mnie dni. Dzień, który powinien należeć do mnie,
a moje marzenia powinny się spełniać. To już dziś moje kolejne urodziny, które spędzę sama. Nie dosłownie, bo mama z pomocą mojej przyjaciółki zorganizowały mi małe przyjęcie dla najbliższych osób. Wiedział, że nie dam rady świętować i bawić się, gdy tysiące kilometrów stąd, na gorącym słońcu, wśród kłębów kurzu walczy o życie osoba nadająca mojemu życiu kolor. Osoba dająca mi bezgraniczne szczęście i miłość, które mimo rozłąki nie opuściły mojego serca. Człowiek, który rozumie mnie bez słów i jest moim odzwierciedleniem. Jestem z niego dumna i podziwiam jego odwagę, ale chciałabym go mieć obok. Od 4 miesięcy, codziennie rano przeglądając pocztę boje się, że otworzę list, a w nim powiadomienie o śmierci mojego słoneczka. Stop! Nie! To nie możliwe. Niall żyje!!
Moja najlepsza przyjaciółka wraz z mamą zrobiły mała kolację, gdy ja kolejny dzień przesiadywałam w zakluczonej sypialni przy zgaszonym świetle. Ile bym dała, aby mnie przytulił lub tylko pokazał się tylko na moment, aby miała pewność, że z nim wszystko dobrze. Pomyślałam, że nie powinnam tu siedzieć, a należałoby pomóc w przygotowaniu posiłku dla mnie, mojej przyjaciółki, babci, mamy i taty. Nie chciałam imprezy. Nie w takim ciężkim czasie. Podniosłam się z ciemnobrązowych paneli i pociągnęłam dolną część bordowo-granatowej bluzy z motywem oka, którą do niedawna nosił Niall. Materiał zakrył górną część szarych dżinsów, a nogi rozjeżdżały się po panelach przez niebieskie, pluszowe skarpetki. Otworzyłam drzwi i poczułam przyjemny zapach pieczonego kurczaka. Schodząc do kuchni na parterze spięłam swoje loki w kucyka i po chwili znalazłam się w towarzystwie mamy oraz Lilly, które zajęte żwawą rozmową nie zauważyły mojej osoby. Blat kuchennych mebli zastawiony był mnóstwem produktów spożywczych, a wnętrze piekarnika wypełniał lekko brązowy kurczak. Lilly zaczęła powoli sprzątać po kuchennych perypetiach, a zamykająca lodówkę mama nareszcie mnie dojrzała.
- Świetnie, że przyszłaś. Pomożesz nakryć do stołu ? - zapytała przechodząc obok myjącej jasnobrązowy blat Lilly, która na mnie spojrzała uśmiechając się miło. Potwierdziłam to wymuszonym uśmiechem, po czym wyjęłam ze stojącej w korytarzu szafy biały obrus. Zaniosłam go do jadalni, która była oddzielona od kuchni jedynie kuchenną wyspą w dwoma krzesełkami. Rozłożyłam materiał na drewnie, po czym dłońmi naprostowałam go. Zabrałam ze stojącej obok komody mały dzbanek z bukiecikiem róż, który podarował mi tata i wróciłam do kuchni po naczynia, a gdy było już wszystko gotowe na prośbę krzątającej się po kuchni mamy zawołałam resztę domowników. Schodząc po schodach przed babcią i tatem zobaczyłam jak mama przynosi do jadalni tort. Szczerze nie miałam o nim pojęcia, a nawet ta tradycja wyleciała mi z głowy. Kolorowe ciasto z już powbijanymi woskowymi patyczkami na srebrnej tacy zostało wniesione do jadalni, a mama zapaliła odpowiednią ilość świeczek. Podeszłam do stołu na, którym niespodzianka czekała na zdmuchnięcie świeczek. Obok mnie w uśmiechem stali moi najbliżsi. 
- Pomyśl życzenie i do dzieła. - powiedział tata przytulając swoja ukochaną żonę. 
- Tylko rozsądne. - zaśmiała się babcia. 
- Jasne. - uśmiechnęłam się do babci i zastanowiłam się czego potrzebuję. - Mam. - powiedziałam i przybliżyłam twarz do płomyczków, aby razem z dymem odleciał mój wiek i rozpoczął się nowy etap. Zaciągnęłam się powietrzem, które zawierało zapach mieszanki słodkości tortu, woni bukietu róż z lekką nutką pieczonego kurczaka. Gdy nadszedł odpowiedni czas płomienie na woskowych słupkach zachwiały się od siły wydechu, aby następnie zniknąć. Chcąc wyprostować swoje ciało, poczułam duża dłoń na lewym biodrze, a ciepłe usta na prawym policzku. Po czułym geście zobaczyłam go. Po kilku miesiącach rozłąki, znów byłam obok niego. Moje marzenie. Za kilka sekund mogłam go przytulić, pocałować i zatrzymać obok siebie na zawsze. Momentalnie kilkadziesiąt łez szczęścia popłynęło z moich oczu, a z gardła wydobył się głośny pisk. Wpadłam w jego silne ramiona, nogami oplątując jego ciało. Brak jego głosu, dotyku a nawet zapachu doprowadzał, każdą moją komórkę do czystego szaleństwa. Teraz czułam się jak we śnie, z którego nie miałam zamiaru się budzić. Po chwili moje nogi ponownie dotknęły podłogi, a ja bez przeszkód mogłam pocałować jego uśmiechnięte usta. Jego mundur w różne odcienie zieleni świadczył, że wrócił dosłownie przed momentem. Wtulona w niego nie miałam zamiaru się od niego odsunąć. Słyszałam jego bicie serca i ciepłe pocałunki w czoło, przez co czułam, że żyje. Byłam nowo narodzona.
- Tęskniłem. - powiedział całując mój mokry od łez policzek. 
- Nie zostawisz mnie juz? - zapytałam kładąc lewy policzek na jego obojczyk.
- Nigdy. Każdego dnia dziękowałem Bogu, że Cię mam. Nie poddałem się, bo wiedziałem, że na mnie czekasz i kochasz. - powiedział wycierając łzy jak i mi, tak i sobie. - Mam dla ciebie niespodziankę. - powiedział odsuwając się ode mnie, po czym podciągając delikatnie nogawki wojskowego munduru uklęknął na jedno kolano. Zakryłam usta dłońmi i wiedząc co teraz się stanie i czekałam. Blondyn wyjął z kieszeni małe czerwone pudełeczko i otwierając je przede mną pozwolił napawać się widokiem najpiękniejszego pierścionka jakiego dane było mi zobaczyć. Jego delikatność, prostota i piękny złoty kolor rozkochały mnie w sobie. 
- Nawet tam w Afganistanie nie bałem się jak teraz. Możesz mi odmówić, ale też możesz uczynic mnie najszczęśliwszym człowiekiem. Po tym co razem przeszliśmy, nie poddaliśmy się, a ty wciąż jesteś idealna. Nic Cię nie załamie. Nie jesteś moja motywacją do życia, bo to ty jesteś moim życiem. Wyjdziesz za mnie? - zapytał ocierając pojedynczą łzę na swoim policzku. Nie dałam rady. Chociaż w głowie krzyczałam i piszczałam w niebo głosy, w rzeczywistości nie potrafiłam nawet się poruszyć. Ostatecznie udało mi się poruszać głową na TAK! Niall wstał i zabrał z mojej twarzy moja dłoń zakładając na nią biżuterię. Zniszczę wszystko co stanie nam na drodze do szczęścia. Pokonamy czas, miejsce, akcje. 





Hejo. ;D A mnie natchnęło na to coś i tadaaaa! Byłam dzisiaj w kinie na WKRĘCENI i bardzo polecam. Mi się bardzo podobał :> Oczywiście nie zapomniałam o naszej małej wielkiej tragedii i składam szczere słowa współczucia w sprawie Magdy. Dziękujemy za wszystko kochanie i niedługo się zobaczymy :* Pamiętajcie, że możecie wyszukać mnie na twitterze : @Ragga1D.
Mozecie także zamawiać dedykacje, pisać z kim chcecie kolejne opowiadanki :) całuje serdecznie :**

poniedziałek, 20 stycznia 2014

Liam (Część 2)



Z tupetem trzasnęłam drzwiami prowadzącymi do mojej sypialni, gdzie czekała na mnie moja
zaufana przyjaciółka wraz z suknią, w której wystąpię podczas ceremonii. Kate, moja jedyna bratnia dusza uśmiechnęła się na mój widok i wstała z beżowej kanapy, poprawiając swoją białą koszule, której dolna część ukrywała się w granatowych spodniach.
- Martwiłam się. - powiedziała całując mój policzek na przywitanie.
- Nie potrzebnie. - odpowiedziałam.
- Suknia czeka. - uśmiechnęła się i złapała mnie za dłoń ciągnąc w stronę bezgłowego manekina.
Już po kilkunastu minutach miałam na sobie suknie. Podczas przymiarki świetnie się bawiłam w towarzystwie Kate. Wspominałyśmy nasze czasy dzieciństwa, gdy udawałyśmy księżniczki. Nasz mały pałacyk wydawał się ogromnym zamkiem królewskim.
- Kochasz go ? - zapytała Kate odpinając pojedyncze guziczki kreacji.
- Co to za pytanie? - próbowałam ukryć swoje zdenerwowanie i odsunąć się od tego tematu.
- Normalne. A więc? Poznam odpowiedź? - młoda kobieta podała mi moją kwiecistą sukienkę.
- Edward jest ..jak by to powiedzieć. - sama gubiłam się w swoich myślach. Nie chciałam oszukiwać  Kate, bo jest dla mnie jak siostra, której nie miałam.
- Nie mówię o Edwardzie. - zaśmiała się, po czym powiesiła białą suknię na wieszaku.
- Co masz na myśli? - zapytałam poprawiając kosmyki włosów.
 - Młody i przystojny mechanik twojego ojca. Wiem, że coś jest na rzeczy. - powiedziała siadając na kanapę biorąc w dłoń filiżankę. Rozejrzałam się po wielkiej przestrzeni mojej sypialni, aby tylko nie napotkać wzroku kobiety.
- Skąd? - zapytałam.
- Kochana. Wychowujemy się razem i spędzamy ze sobą większość czasu. Znam cię. - zaśmiała się. Podeszłam do wielkiego okna rozciągającego się na całe ścianę i odsłaniając firanki zerkałam na ledwo widoczny teren warsztatu.
- Przepraszam, że ci nie powiedziałam. Chciałam o tym zapomnieć. - powiedziałam, a po chwili poczułam ciepłe ramiona otulające mnie. Poczułam, że mogę na nią liczyć.
- On wie? - zapytała odlepiając się ode mnie i stając obok mnie.
- Liam ? - zapytałam.
- A więc tak się nazywa. - oboje zaglądałyśmy obijając się głowami, aby dojrzeć cokolwiek na terenie warsztatu.
- Oszalałaś. Przecież ja mam mieć zaraz ślub. - zaśmiałam się.
- Kochasz Liama, nie Eda. - krzyknęła szatynka, a ja zatkałam jej usta, aby nikt nie usłyszał.
- Ciszej. - skarciłam ją, a ona zepchnęła moją dłoń z twarzy.
- Nie pozwolę ci być nieszczęśliwą. - powiedział poważnie, a ja poczułam wielką ulgę, że mam wsparcie z jej strony. Był jak mój stróż. Nie pozwoliła na błąd i pomagała w problemach. Śmiała się i płakała razem ze mną. Mimo, że jest starsza o 4 lata to łączy nas wielka przyjaźń.
- Już za 5 dni biorę ślub. - chciałam jej przegadać do rozumu, że nic nie mogę zrobić, aby zmienić los.
 - Dopiero za 5 dni. Ze mną zdążysz nawet zerwać z Edem i być szczęśliwa z Liamem. Tylko najważniejsze jest to czy tego chcesz. - powiedziała, a ja dałam jej znać mocnym uściskiem i ogromnym uśmiechem. 
- Jak chcesz to zrobić?- zapytałam. - Ja nawet nie mam jak się z nim spotkać. 
- Będę Cię kryć, spokojnie. Idź do warsztatu. - powiedziała, a ja szybko zerwałam się z miejsca i wróciłam do mechanicznego świata. Weszłam do hali, ale panowała tak totalna cisza. Chodziłam między maszynami rozglądając się za Liamem. Po kilku minutach zrezygnowałam z poszukiwań i chciał wrócić do Kate. Odwróciłam się i zobaczyłam stojącego przede mną Liama, przez co się wystraszyłam i zapiszczałam cofając się do tyłu. 
- Nie chciałem Cię wystraszyć. - powiedział podwijając rękawy kombinezonu. Jego czoło było wyraziście wilgotne, a oddech głęboki. Oczy lekko zmrużone, ale doskonale widziałam magie zaklętą w brązie jego tęczówek. Nie odzywałam się słowem. Jedynie rozpływałam się od samego widoku jego osoby.
- Co tutaj robisz? - zapytał. - Mówiłem, że jest nie bezpiecznie. 
- Zgubiłam yyyy.. łańcuszek. - Dziewczyno! Ty łańcuszka nie masz! 
- Niestety nie widziałem, ale jest przerwa to możesz się rozejrzeć. Ale bądź ostrożna. - uśmiechnął się i wycofał w tył. 
- Idziesz na obiad? - zapytałam plącząc palce dłoni. 
- Tak. Chcesz isć ze mną? - zapytał nieśmiało. Chyba był pewny, że zaraz wybuchnę śmiechem i zachowam się jak porcelanowa lala, która nie zje obiadu z mechanikiem. 
Uśmiechnęłam się i starałam nie rumienić, ale chyba nie wyszło, tak jak próba uniknięcia jego wzroku. 
- Nie ma rarytasów, do których przywykłaś. - powiedział. 
- Wcale ich nie chce. - uśmiechnęłam się pochodząc do niego. Przepuścił mnie pierwszą i razem wyszliśmy na zewnątrz. 
- Jest świetna pogoda, może zjemy tutaj ? - zapytałam wskazując białą, drewniana altankę. 
- Jasne. Skocze do szafki i zaraz wrócę. - powiedział i znikł, aby po chwili powrócić z plecakiem. 
Poszliśmy razem do altanki, gdzie usiedliśmy na podłodze, opierając się o belki. 
Obok nas pojawiła się mała pizza, butelka coli i zero porcelanowej zastawy. Nareszcie!
- Mam wrażenie czy jesteś całkiem inna od twojej rodziny? - zapytał zabierając kawałek pizzy i opierając się o belkę. 
- Inna? 
- Nie chciałem Cię urazić. Pozytywnie inna. 
- Nie uraziłeś. Nie chcę być taka jak oni. Idealny świat lukrowej panienki otoczonej melodyjką ze szkatułki. To nie ja. Oni we mnie ją widzą. 
- Wydajesz się zwyczajną młoda kobietą. 
- Liam, czy Ed źle cię traktuje? 
- Skąd to pytanie?
- Chce wiedzieć. 
- Jest ok. Nie mamy dobrego kontaktu, ale to twój ojciec jest tu szefem. - po chwili już w szarym pudełku nie było nic, a Liam musiał wracać do pracy. Chwilę później znajdowaliśmy się ponownie w hali, gdzie praca się już rozpoczęła. 
- Dziękuję i do zobaczenia. - powiedziałam całując jego policzek i ukradkiem chowając maleńką karteczkę w jego kieszeni. 
Cztery dni do ślubu.  Mam nadzieje, ze Katy się uda i nie stanę przy ołtarzu. !!
Jestem szalona. Nie znam go a kocham. Jednak jestem pewna, że kocham i to nad życie. 
W granatowych spodniach oraz żółtej koszuli udekorowanej  ciemnoniebieskim naszyjnikiem stałam na balkonie mojej sypialni i popijałam herbatę. Widok rozpoczynających się prac weselnych przyprawiał mnie o dreszcze, które pogłębiły się, gdy poczułam obecność kogoś obok siebie.
Bez żadnych skrupułów Edward wyrwał mi z dłoni filiżankę herbaty i upił ciecz. 
- Miałaś nie pić z cukrem. Utyjesz. - powiedział wylewając napój w krzewy róż. 
- Lubie. - stwierdziłam i ponownie nalałam do filiżanki herbaty ze stojącego na stoliku dzbanka. 
- Jeżeli mówię nie to znaczy nie. - zaśmiał się nerwowo. - Widziałem, że kręcisz się obok tego małolata. - powiedział,a ja odeszłam od niego siadając na czarnym krześle. 
- Rozmowa. To była tylko rozmowa. Poza tym pewnie jest w moim wieku, a nawet starszy. - powiedziałam odkładając filiżankę na stolik, gdzie prócz herbaciane zastawy stały dwa szklane wazony. 
- Zakazuje Ci się z nim spotykać.- powiedział siadając dumnie naprzeciw mnie po drugiej stronie stolika. Spojrzałam na niego z oburzeniem. 
- Rozkazywać to sobie możesz swoim pracownikom, a nie mi. - powiedziałam, po czym zobaczyłam jak szkło ląduje na betonie. Wystraszona głośno oddychałam. 
- Zakazuje. - wyszeptał i znikł w wnętrzu pałacyku. 
Z moich oczy poleciały gorzkie łzy, które otarła przybiegająca do mnie Kate. 


O jezuu. Jaki żal mi wyszedł. Ale już tak dawno nie dawałam nic. Jestem chora, a w dodatku nauka;// Ktoś ma ferie? Ja dopiero od 17 lutego:(( Masakra. Życzę udanej zabawy tym co cieszą się dwoma wolnymi tygodniami. Dla uczniów, którzy duszą się w szkolach życzę powodzenia :) 
A wszystkim duuuużo zdrówka, które mnie opuściło przez cały tydzień :( JEST 2 W NOCY! a ja imagin daje... tego jeszcze nie grali. Jutro nie idę do szkoły.. :) 


wtorek, 14 stycznia 2014

Liam (Część 1)

Jakby to powiedzieć? 
Czy mówiąc, że jestem idiotką, która mimo miłości do pewnej osoby za parę dni
poślubi kogoś innego, zrozumiecie? Dlaczego? Proste. Moja bogata rodzina powoli traci status zamożnej, a ja jestem zmuszona do ślubu z Edwardem. Syn milionera, który zapewni nie tylko mnie dostatek, ale także mojej rodzinie, która uważa całkiem przeciwnie do mnie i jest przekonana, że on zapewni mi szczęście do końca życia. Jednak ja nie jestem taka jak oni. Chytra i wpatrzona w markowe ubrania, ekskluzywne limuzyny. Nie. Mnie to wręcz męczy. Każdy dzień w świecie porcelanowej księżniczki jest dla mnie największą karą i czuje się we własnym ciele niczym więzień. Dlaczego na to pozwalam? A gdzie pójdę? Mówi się tyle o ucieczkach młodzieży z domów, a nie którzy z nich zostają kimś w przyszłości. Jednak to nie takie proste. A co moja rodzina zrobi, gdy ich zostawię? Wylądują na bruku, a rodzinny majątek wpadnie pod młotek. Pewnie ciekawi Was mój prawdziwy ukochany. Ten, którego kocham ...ukrycie. Tak. Tylko ja wiem i nikt więcej. Przystojny z brązowymi oczami o idealnych rysach twarzy. Dla innych jest zwykłym mechanikiem mojego ojca, ale dla mnie to prawdziwy książę. Czasami pod pretekstem fascynacji nowym nabytkiem mechanicznym mojego ojca odwiedzam ich królestwo. Mimo, że całkiem nie interesują mnie samochody i bolidy zawsze chętnie się tam zjawiam. Dzisiaj też postanowiłam odbyć małą wizytę. 
Przechadzając się po idealnej, białej kostce wyłożonej w postaci krętych ścieżek na tylnej części posesji myślałam jak to jest. Jak to jest samodzielnie decydować o sobie. 
Zanim się spostrzegłam stałam przed ogromnymi drzwiami sięgającymi kilku metrów. Były otworzone na oścież, a ze środka wydobywał się zapach benzyny. Poprawiłam swoją kwiecistą sukienkę przed kolano i wkroczyłam między bolidy. W głębi hali zobaczyłam z niebieskim kombinezonie spawacza, który z precyzją wykonywał swoja pracę. Jego twarz zasłaniała ochronna maska, a iskry padały na ziemię gasząc się jedna po drugiej. Depcząc czerwonymi baletkami po rozlanych na podłodze olejach podeszłam bliżej. 
- Panienka nie powinna tak blisko podchodzić. - usłyszałam ciepły, wesoły glos tuż nad uchem. 
To on. Mój Liam, w którym jestem zakochana po uszy. Wlepiłam w jego błyszczące oczy wzrok i się uśmiechnęłam. Jego niebieski roboczy kombinezon był cały upaprany samarem, ale i tak wyglądał idealnie. 
- Tu jest niebezpiecznie dla panienki. - jak na jego rozkaz chcąc zrobić krok potknęłam się o biały kabel lądując w jego ramionach. 
- Wykrakałeś. - zaśmiałam się wisząc w jego ramionach plecami do podłogi pełnej rozmaitych plam. 
- Nic Ci się, przepraszam. Nic się panience nie stało? - zapytał speszonym pomyłką. 
- Nie szkodzi. - powiedziałam z uśmiechem. Liam sprytnie obrócił mnie tak, że mogłam stanąć na własne nogi.- Właściwie to ta pierwsza wersja mi lepiej pasuje. - odgarnęłam niesforne kosmyki włosów z twarzy i wczepiłam je w artystycznie ułożonego koka. 
- Liam. - powiedział radośnie i zdjął rękawicę z prawej dłoni. 
- TI- uśmiechnęłam się i podałam mu swoja maleńką dłoń w porównaniu do jego. 
- Szukasz tutaj kogoś? - zapytał podchodząc do stojącego obok nas auta. 
- Nie. Przyszłam w odwiedziny. - powiedziałam podchodząc do maszyny. 
- Bardzo lubię, gdy przychodzisz, ale tutaj na serio nie jest dla ciebie najbezpieczniej. - powiedział poważnie. 
- W porządku. Już sobie idę. - powiedziałam. Byłam dość smutna, ale i miał prawo mnie z tego miejsca wyprosić. 
- Skarbie. - usłyszałam głos Edwarda. W mgnieniu oka zobaczyłam go przy głównym wejściu do hali. Smętnym wzrokiem na niego spojrzałam, po czym znów przeniosłam wzrok na Liama. Patrzył jak smutnieje na widok mojego przyszłego męża. 
- Powinnaś przymierzać suknie, a nie przebywać w towarzystwie tych robotników. - powiedział podchodząc do mnie. Jego biała polówka aż mnie oślepiała. Tona żelu we włosach i markowe okulary przeciwsłoneczne warte tyle ile 1/3 pensji Liama. 
- To jest Liam. - powiedziałam. 
- Nie interesuje mnie to. Idź już. - wydał mi ,,rozkaz'' i bez skrupułów próbował pocałować w usta, ale odwróciłam głowę. - Dlaczego masz brudne ubranie?- zapytał.
- Oparłam się o samochód. - skłamałam. Miałam mu powiedzieć, że Liam trzymał mnie w objęciach? Dobrze wiem, ze nie skończyło by się na pogratulowaniu Liamowi za pomoc. 
- TI, jesteś taka głupituka. - zaśmiał się, a ja poczułam się okropnie. Do obelg już przywykłam, ale wszystko to bacznie obserwował Liam. Spojrzałam na chłopaka, a zaraz po mnie jego osobę penetrował Edward. - Co się tak gapisz? Do roboty gówniarzu. - krzyknął.
- Oczywiście. Przepraszam. - powiedział wystraszony i wrócił górną częścią ciała pod maskę samochodu. 
- Suknia czeka, lepiej pójdę. - powiedziałam i wymijając mojego narzeczonego szturchnęłam ruchomą szafkę na kółkach. Litr czarnego smaru wylądował na bieluśkim materiale bogacza. Zaśmiałam się pod nosem zakrywając uśmiech dłonią, a Edward chcąc zachować spokój dusił w sobie cały gniew. Spojrzałam na Liama, który śmiał się z tego wydarzenia. 
- Przepraszam najmocniej skarbie. - powiedziałam i znikłam z hali pędząc do domu na przymiarkę sukni. 



Siemka.;> Dawno mnie coś nie było..;/ Ale miałam problem z historią, z którą nadal mam te problemy..;`( A u Was jak w szkole? Jak oceny na półrocze? Jakieś banie są? :> Wiem, że więcej osób chciało Nialla, a tylko jedna Liama. Jednak pomyślałam, że Payne dawno u mnie nie gościł, więc ..:))Zróbcie to dla naszego chłopczyka i komentujcie.. Uda Wam się dobić przy tej części do 10 kom ?  OKOK..:> Czas na mnie. Do zobaczenia i trzymajcie się cieplutko. 

sobota, 11 stycznia 2014

Louis (część 4)


Zobaczyłam do kogo należy dłoń , która bez skrupułów spoczywa na moim
biodrze. Widząc błyszczące od alkoholu brązowe oczy, które wraz z ciemnym zarostem i kruczoczarnymi włosami tworzą idealną parę. 
Spojrzałam na Lou, który nie zauważył, że szatyn beztrosko mnie dotyka. Czym prędzej zrzuciłam ciężką dłoń z ciała, a mój ruch nie umknął uwadze Louisowi. 
- Lou chodź- powiedziałam, ciągnąc jego dłoń, gdy zobaczyłam, że groźnie zbliża się do szatyna. 
- Czego od niej chcesz.? - zapytał Tomlinson stając na przeciw niego, tym samym zasłaniając mnie sobą. 
Położyłam dłonie na jego ramionach i przysłuchiwałam się im.
- Louis, przecież jej nie skrzywdzę. - zaśmiał się obcy dla mnie facet. Dla Lou nie był nie znajomym, a wręcz przeciwnie wydawało mi się jakby byli dobrymi znajomymi. Chociaż, czy ja wiem czy dobrymi. Sądząc po wrogości Lou wobec tego człowieka raczej nie byli przyjaciółmi. 
- Śledzisz mnie? - zapytał podchodząc do faceta, który był tego samego wzrostu co Lou. 
- Masz mi do oddania mój skarb, więc nie chcę, żebyś robił głupstw. 
- Oddam ci to, ale ręce precz od TI- powiedział Lou popychając go.
Koleś mocno się zdenerwował tym nieprzemyślanym ruchem swojego znajomego, ponieważ bez zastanowienia rzucił się na bruneta. 
- Lou!- krzyknęłam, gdy jego nos zaczął krwawić od mocnego uderzenia. Poczułam jak ktoś mnie łapie za dłoń i odciąga od bijących się chłopaków. To był przyjaciel Lou, który kurczowo mnie trzymał za łokcie i nie pozwolił mi pomóc chłopakowi. 
- Na co czekasz? Pomóż mu. - krzyczałam na blondyna. 
- Lou sobie poradzi. Jak zawsze. Przecież on się bije prawie codziennie. - powiedział.
- Co?- zapytałam zdziwiona.
- Nie ważne. - powiedział próbując mnie uspokoić. Rzucałam się i krzyczałam, ale na nic. 
Widziałam wszystko jakby w zwolnionym tempie. Każdy cios zadany Lou był dla mnie również bólem. Zaraz. Co ja powiedziałam? Zależy mi na nim ? 
Kolejne uderzenie pięścią w żebra Lou i wielkie, psychiczne zdziwienie. Jego ciało krwawi, więc wylewa z siebie bordową ciecz przy łuku brwiowym , tak jak moja dusza. Ona też krwawi, więc wylewa oczami bezbarwne krople. Mam odpowiedź na pytanie. Cholernie mi zależy. 
Był zmęczony, ale nie oddał mu zwycięstwa. Krople potu na czole bruneta mieszały się razem z krwistą cieszą obok brwi. Zobaczyłam, że szatyn wyjmuje z tylnej kieszeni spodni coś srebrnego. Świat przybrał zimnych barw, a raczej stracił wszystkie. Nic nie było ważniejsze, od pomocy Tommo. Wyrwałam się z objęć blondyna i ....ból. 
*LOUIS*
Wpadła przerażona w moje ramiona, ale nic nie mówiła. Patrzyła głęboko w moje oczy jak zahipnotyzowana. Cichutko zapiszczała marszcząc brwi i uwalniając w oczach oznakę bólu. Jej dłoń znikła z mojego obojczyka za jej plecami, po czym znów ją zobaczyłem. Uniosła dłoń na wysokość naszych oczu, które skierowaliśmy na jej maleńką, delikatną dłoń. Trzymała w niej nóż. Nie był dla mnie żadną oznaką. Ale krew, która spływała ze szpica w stronę dłoni dziewczyny, była dla mnie najważniejszym i najpiękniejszym znakiem. Udowadniała mi, że dla tej bezbronnej istoty, która kurczowo zaciska pięści na mojej koszulce, jestem kimś. Nie długo mogłem widzieć broń. Siła ulatniała się z niej bardzo szybko. Niczym krew, która wsiąkała w materiał jej ubrania. Nie tylko to ją opuściło. Życie. Widziałem z jej oczach jak z niej uchodzi, a jej ciało osuwa się na zimną podłogę, gdzie się znajduje kilka kropel krwi wraz ze srebrnym zabójcą. Złapałem mój największy skarb w ramiona, dotykając rany. Krzyczałem o pomoc. Krzyczałem, aby mnie nie zostawiła. Jej głowa opadła na moje ramię, a na szyi czułem głębokie oddechy. Nie mogłem jej utrzymać, a moje nogi były ja z waty. Razem z przyjacielem położyłem ją na podłodze. On zadzwonił po pomoc, której ja nie mogłem jej dać. Jedynie mogłem błagać ją o zostanie przy mnie. Ale nie jako aniołek, którego nie zobaczę, ale jako żywa osoba, którą będę mógł dotykać, całować. Klęknąłem obok niej biorąc jej głowę na kolana. Nachyliłem się nad nią i całując ją, błagałem o cud. 
- Boje się. - wyszeptała łapiąc moją dłoń. 
- Nie możesz. Musisz być zwycięzcą. - powiedziałem całując jej drżącą dłoń. 
- Ja umrę, ale ty żyj. - Twoje największe szczęście, twój skarb. On mówi Ci, że umiera. 
- Będziesz żyć. Umrzesz jako staruszka w bujanym fotelu,  nie tutaj.- powiedziałem usuwajac z głowy wszystkie swoje marzenie, a dając na pierwsze miejsce nowe życzenie. Przeżyj i bądź szczęśliwa. 
- Mam nadzieję, że znajdziesz to czego szukasz. - Nie ma już nic. Jej powieki zamknęły się jak brama do raju. Mojego osobistego, jej tęczówek, w których tak wiele skrywała. Serduszko nie działa. Nie bije jak moje i nie rozrywa się z bólu jak moje. Zmarła ona i ja. 


I koniec opowieści z Lou. Jak wrażenia? :D Mam nadzieje, ze świetnie mi wyszło :D hahha. Idę coś zjeść, bo burczy mi w brzuuuchu jak Niallowi. Paaa:* PIszcie z kim chcielibyście kolejny imagin. 

wtorek, 7 stycznia 2014

Louis (część 3)

Na drugi dzień obudziłam się z bólem głowy, ale nie dziwiłam się. Było kilka minut po
3 w nocy jak zasnęłam, bo po głowie chodził mi Louis i jego nienormalnie szybkie zmiany humorów. Gdy już zwlekłam się z łóżka postanowiłam wziąć prysznic, a gdy byłam już czyściutka założyłam szare spodnie oraz białą koszulkę, a na ramiona zarzuciłam dżinsową kurtkę. Weszłam do kuchni plącząc końce włosów zaplecionych w artystycznie rozburzonego warkocza, po czym witając się z mamą buziakiem w policzek, nasypałam kolorowych płatków do miseczki.
- Nie spałaś pół nocy. - stwierdziła wycierając blat żółtą ściereczką, nie zerkając na mnie.
- Spałam. - powiedziałam wyjmując z lodówki karton mleka i nalewając go do miseczki.
- Nie kłam. Spójrz na mnie. - powiedziała rzucając szmatkę do zlewu i łapiąc mnie za łokcie. Zmusiła mnie do spojrzenia jej w oczy, a doskonale wie jak na mnie to działa.
- Bolała mnie głowa. - skłamałam.
- Na pewno? - zapytała.
- Tak, właściwie to pójdę się przejść. Dotlenie się. - stwierdziłam i zostawiając z kuchni miseczkę pełną pyszności oraz zdenerwowaną mamę, opuściłam pomieszczenie. Założyłam czarne kozaki, płaszcz i wyszłam z domu. Nogi poniosły mnie do centrum miasta, gdzie idąc po ruchliwym chodniku oglądałam sklepowe wystawy. Zatrzymałam się przy szybie, za którą wisiała na srebrnym wieszaku piękna suknia balowa, a mi na myśl przyszedł zimowy bal szkolny, na który chciałabym pójść, ale nie mam z kim.
- Moja księżniczka wybrała się na zakupy bez księcia? - Lou. To jego twarz zobaczyłam, gdy wystraszona obejrzałam się, kto jest niby moim księciem.
- Odczep się. - powiedziałam wciąż patrząc na suknię. Miętowa kreacja do ziemi z lekkim trenem wykonana z tiulu, a gorset zakrywała biała koronka na ramiączkach.
- Podoba ci się? - zapytał zmieniając temat i również patrząc się na suknię.
- No i co z tego?
- Kup ją.
- Lou ona kosztuje 570 funtów, nie stać mnie na nią. - powiedziałam zażenowana. Lou pochodzi z rodziny, która cały ten sklep za jedną, miesięczną pensję. A ja? Ja czasem nie mam za co kupić ubrań na zimę, a rodzice liczą każdy grosik.
- To chociaż przymierz. - powiedział.
- Nie chcę robić sobie ochoty na nią. - powiedziałam i zostawiając chłopaka poszłam dalej.
- Chciałaś mi uciec. - zapytał dysząc. - Nie ze mną te numery kochanie. - powiedział przytulając mnie do siebie.
- Puść. - chciałam się wyrwać.
- Ej! Umowa! - powiedział grożąc mi placem. - Spełniasz moje każde życzenie, pamiętasz? - zapytał.
- Nie, zapomnij.- powiedziałam oburzona. Przechodnie krzywo na nas patrzyli. Lou był wyraźnie zdenerwowany, a ja wiedząc, że jesteśmy w publicznym miejscu nabrałam odwagi do przeciwstawienia się mu.
- Gwarantuje Ci to, że jeszcze dzisiaj wieczorem wszystkie te słupy obklejone będą twoimi nagimi zdjęciami. Chcesz tego? - zapytał.
- Nie masz takich zdjęć. - stwierdziłam.
- Ale mam komputer i kilka ciekawych programów, więc jak?
- Nienawidzę Cię. - powiedziałam. Jeszcze przez paroma minutami był zwykłym chłopakiem, który namawiał mnie do kupna sukni, a teraz mi grozi.
- To się jeszcze okaże. A i za dwa tygodnie idziesz ze mną na sobotni bal. - powiedział, a raczej wydał mi rozkaz. - Wieczorem wskoczysz w coś imprezowego i jedziemy do klubu.
- Jakiego klubu ? - zapytałam.
- Dowiesz się potem. Mam nadzieje, że masz jakiś ciuszek. - powiedział przyciągając mnie do siebie i zamykając w szczelnym uścisku. Wiedziałam, że jest o wiele silniejszy, a moje staranie nie pozwoli mi się odsunąć. - Będę u Ciebie o 21. - stwierdził całując płatek mojego ucha. - Chyba ktoś tu nie jadł śniadania. 
- Nie miałam ochoty. - powiedziałam zakrywając rękami brzuch, jakby to miało zapobiec głośnemu burczeniu.
- Chodź, pójdziemy coś zjeść. - powiedział ciągnąc mnie za łokieć. - Nie bój się.- zaśmiał się, gdy zobaczył jak przerażonym wzrokiem wpatruję się w jego dłoń na moim ciele. 
- Zjem w domu. - stwierdziłam szepcząc. 
- Nie chcesz zjeść ze mną? - zapytał podchodząc do mnie, przez co nieprzyjemny dreszcz przeszedł przez moje ciało, przymuszając mnie do kroku w tył.- Boisz się? - zadał kolejne pytanie.
- Nie. - powiedziałam próbując nie połączyć naszego wzroku.
-Powiedz prawdę. - rzekł delikatnym głosem, jakby chciał mnie udobruchać i przekonać do swojej niewinności. 
- Tak. - wyszeptałam zostając na tym samym miejscu, gdy chłopak podszedł do mnie i przytulił moje ciało do siebie. 
- Chodź. - powiedział i łącząc nasze palce zaprowadził nas do małej restauracji, gdzie zjedliśmy śniadanie, a Lou bez przerwy się na mnie patrzył. Na początku nie byłam pewna czy w ogóle dobrze robię będąc w tym miejscu. Po posiłku podziękowałam mu i pod pretekstem domowych obowiązków wróciłam sama do domu, gdzie cały dzień nie mogłam uporządkować myśli. Wieczorem byłam sama w domu, z powodu nocnej zmiany w pracy rodziców, a korzystając z całkowitej ciszy i spokoju w czterech ścianach zasnęłam na kanapie przed telewizorem. Ze snu obudziło mnie głośne trzaskanie o drzwi, więc zanim się spostrzegłam byłam przed drzwiami. Otworzyłam i zobaczyłam wściekłego Louisa. 
- Jeszcze nie gotowa? - zapytał wskazując na mój totalnie nie imprezowy strój. 
- Zasnęłam. - wytłumaczyłam ,ale nie wiele to pomogło. 
- Masz minutę. - powiedział siadając na sofie. Szybko pobiegłam do pokój, gdzie próbowałam wyszukać czegoś odpowiedniego, ale żadna rzecz nie była dobra.Usłyszałam ciche kroki zbliżające się ku mnie, a ich dźwięk był coraz głośniejsze. Nagle z podziemi wyrósł mi Tomlinson .
- Długo jeszcze? - zapytał.
- Nie wiem co mam ubrać. - stwierdziłam. 
- Masz. - powiedział wyjmując z szafy wieszak z chabrową sukienką do połowy ud z szerokimi ramiączkami. 
- Myślisz, że będzie ładnie? - zapytałam przysuwając ją do ciała. 
- Ładnemu we wszystkim ładnie. - powiedział, a ja spojrzałam na niego. - To znaczy. Będzie chyba ok.- zarumienił się nawet na uszach. Zaśmiałam się cicho i poszłam przebrać się w kreację, którą dostałam na urodziny. Gdy po kilkunastu minutach wyszłam całkowicie gotowa z łazienki Lou zabrał mnie do swojego samochodu bez żadnego słowa. Bez rozmowna okazała się też cała podróż do celu, gdzie miałam spędzić cały wieczór z Tomlinsonem. Gdy zobaczyłam nazwę klubu na jego szyldzie zamarłam. To tutaj co noc ktoś zostaje pobity, a narkotyki to po prostu codzienność.
- Nie bój się. - zaśmiał się Lou wyłączając silnik i otwierając drzwi, a po chwili już podawał mi dłoń. Razem z nim weszłam do środka, gdzie było mnóstwo ludzi, którzy mimo wczesnej godziny nie kontaktowali, a pozostali robili wszystko, aby pójść w ślady tych co odlecieli. Kurczowo trzymałam się ręki Lou, a on przepychał się prze tłum, aby dojść do stolika. Nagle dłoń chłopaka jakby rozpłynęła się, a ja po chwili zobaczyłam jak wita sie z jakimś wysokim szatynem. Przedstawił mi się, po czym usiedliśmy do stolika. Głośna muzyka oszołomiła mnie, a odór alkoholu był bardzo obrzydliwy. Nagle poczułam, że muszę iść do toalety, więc powiedziałam to Lou, a on stwierdził, że pójdzie ze mną. Idąc w stronę łazienki poczułam męską dłoń na biodrze, ale to nie była dłoń Lou. 


Hej. Nie wiem kiedy kolejna część. ;/ Mam wenę, a nawet nawał pomysłów, ale mam mały problem i nie mam możliwości dodania postów. Jak się nie załamać, gdy to co idzie ci w miarę dobrze zostaje ci odebrane. Czytając Wasze komentarze wręcz płaczę, że to doceniacie, a moja samoocena rośnie i rośnie XD Jednak mimo, że <chyba> znalazłam jedyne co mi dobrze wychodzi i daje mi niespotykane szczęście nie wszyscy i nie wszystko pozwala mi na prowadzenie bloga. Jest mi bardzo przykro, jak kieruje ktoś do mnie słowa, że żyję tylko blogiem, ale to jedyne co sama osiągnęłam. Z niczyją pomocą piszę, a treści są w pełni moja własnością. Mimo, że nie zawsze opowiadanie wychodzi dobre, wy i tak ze mną jesteście i mnie wspieracie. Zabierając mi możliwość pisania, zabierasz mi uśmiech. Wiele ludzi pyta się mnie skąd biorę pomysły na co rusz to nowe tematy opowiadań. Wiecie jakie jest jego źródło?
Marzenia, w których główną rolę odgrywam ja. Teksty piosenek albo historie z życia..:)
Pierwszy raz w życiu odszukałam swoje ...powołanie.<?>
Nie miałam nigdy, żadnego talentu, a teraz znalazłam to w czym jestem dobra< mam nadziejeXD> i mając z tym pierwszy raz do czynienia zatraciłam się w tym. Chciałam sama sobie udowodnić coś, ale poniosłam ogromne straty. Nie każdego musi interesować mój blog!! Nie każdy może mi prawić komplementy! Ale niech każdy zrozumie, że znalazłam to czego szukałam całe życie. 
Może historia nie jest moim szczęśliwym darem losu, ale czy muszę być genialna z wszystkiego? Musze ? Kazdy jest z czegoś lepszy, z czegoś gorszy. Padło na mnie. 
....
Powodzenia w szkołach i życzę udanego wieczoru:*

niedziela, 5 stycznia 2014

Niall (część 7- Ostatnia)

Po zakupach pojechałyśmy do domu, a tam zaczęłam poszukiwania Nialla. Po
przechadzce do posesji Horanów zastałam go na tarasie, grającego na gitarze świąteczne piosenki. Nie zauważył mnie, więc postanowiłam podłożyć szybko pakunki pod świąteczne drzewko i wrócić po chwili do chłopaka. Stałam za nim kilka chwil napawając się muzyką. Po cichu usiadłam obok niego na kolorowym kocu na niskim murku.
- Słyszałem twoją rozmowę z moją mamą. - powiedziała uderzając palcami o struny. - Dziękuję za twoje słowa.- spojrzałam na niego, a on na mnie. 
- Jesteś moim najlepszym przyjacielem, więc co się dziwisz? - zaśmiałam się. 
- Nikt nie rozdzieli naszej przyjaźni. - stwierdził, przez co aż w duchu krzyknęłam.
- Jasne. - powiedziałam i położyłam swoja głowę na jego ramieniu. 
- Mogę Ci coś powiedzieć? - zapytał.
- Przecież wiesz, że możesz mi powiedzieć wszystko. - odpowiedziałam nie podnosząc głowy. 
- Dokładnie rok temu byłem w Tobie po uszy zakochany, ale wyjechałaś do Polski na święta, a potem nie miałem odwagi. - powiedział, a ja zerwałam się i spojrzałam na niego. 
- Na serio? - uśmiechnęłam się. Miałam ochotę zeskoczyć z tego murku i zacząć krzyczeć, a nawet tańczyć ze szczęścia.  
- No tak. - powiedział zawstydzony spuszczając głowę i brzdąkając na strunach. 
- A teraz? - zapytałam niepewnie. 
- Co teraz? 
- Czy teraz, czy nadal tak jest? - bałam się, jakbym przygotowywała się na cios ostrym nożem. 
- Nie bój się, przeszło mi. - zaśmiał się, a mi serce pękło na kawałki raniąc każdy mięsień i myśl. Poczułam nadchodzący wodospad łez, więc zeskoczyłam z murku i pobiegłam do środka, gdzie minęłam Maurę. 
- TI co się stało ? - zapytał, ale ja nie potrafiłam sopjrzeć nawet jej w oczy, chociaż niczemu nie zawiniła. 
**NIALL**
TI szybko uciekła do domu, a mnie zaczęło trapić jej zachowanie, więc postanowiłem sprawdzić co się z nią dzieje. Tyle dobrego dla mnie robi w ostatnim czasie i zaśmieca sobie życie przeze mnie. Przeszedłem przez próg, a w salonie zatrzymałam mnie mama.
 -Niall coś jej powiedział ? - zapytała podpierając się dłońmi na biodrach z miną wojskowego pułkownika. 
- Nic. - powiedziałem zatrzymując się.
- Dlaczego płakała? 
- Płakała? - byłem zaskoczony. 
- Tak, a widziałam, że rozmawialiście. 
- Powiedziałem jej tylko, ze kiedyś mi się podobała - powiedziałem rumieniąc się. Cały świat wie o nielicznych krepujących sytuacjach z mojego życia, ale ja wciąż jestem normalnym chłopakiem, a rozmowa z mamą o dziewczynach zawsze mnie krępuje. 
Sam nie rozumiem swojej logiki.- A jak zapytał czy dalej tak jest to powiedziałem, że nie i poszła.
- Niall, dziecko. - zaśmiała się mama. - Domyślam się, ale ty dowiesz się tego, jak ona ci to powie, albo sam pomyśl. - dodała i znikła w głębi kuchni. 
Zdezorientowany, z uczuciem, że oboje coś ukrywają usiadłem na kanapie i schowałem twarz w dłonie. TI w życiu mi nie powie o co chodzi, bo zawsze chce udowodnić, ze potrafi walczyć sama ze wszystkim co ja spotka złego. Nie tak, że mi nie ufa, bo zawsze czym prędzej, czym później się o wszystkim dowiem. Postanowiłem sam pogłówkować, jednak po głębszych przemyśleniach wciąż byłem na starcie. 
**TI**
Barbara i ta piękna miłość zmieniła moje życie w szarość. Zamilknąć czy wstać i dać o sobie znać? Wierzyłam, że Horan będzie szczęśliwy, ale co do osoby, która da mu to szczęście miałam wątpliwości. Cały dzień starałam się uniknąć Horana i jego dociekliwości, więc wyszłam na mały spacer po okolicy. Idąc uliczkami myślałam o Niallu i o jego dzieciństwie, gdzie był zwykłym chłopczykiem w czerwonym kostiumie teletubisia. Nastała ciemność, a chłód owiał moje ciało, więc zakończyłam dalszą drogę i tymi samymi uliczkami wróciłam do domu. Od razu skierowałam się do kuchni, skąd dochodził dźwięk tłukących się naczyń oraz głośna rozmowa Maury i Denise. 
- Mogłabym w czymś pomóc? - zapytałam podchodząc do kuchennej wyspy. 
- TI- krzyknęła Maura na mój widok. - Martwiliśmy się.- stwierdziła przyprawiając jakąś irlandzką potrawę. 
- Przepraszam. - powiedziałam z widocznym smutkiem. 
- TI możemy porozmawiać? - usłyszałam za sobą głos blondyna, po czym się odwróciłam, ale bezsłownie powróciłam do pierwotnej postawy. 
- Nie mam ochoty z Tobą rozmawiać. - burknęłam w końcu. 
- Choć. - powiedział łapiąc mój łokieć i ciągnąc w stronę wyjścia. 
- Nie. - wyrwałam się- Dlaczego zawsze musi być tak jak ty sobie życzysz? Zawsze muszę jeść, pić, oglądać, słuchać, robić i mówić to co zechcesz?. Nie jestem twoje marionetką. - wykrzyczałam, a potem widząc jego minę wyszłam z kuchni i udałam się do jego pokoju. Usiadłam obok łóżka i zaczęłam płakać. Nie chciałam go ranić, a nawet nie wiem jak diabeł mnie podkusił do tego, że mu to powiedziałam. Usłyszałam ciche pukanie do pokoju, a po chwili poczułam czyjąś obecność. 
- Wszystko w porządku ? - usłyszałam łagodny głos Denise, która usiadła obok mnie. 
- Nie powinnam mu tego mówić. - stwierdziłam, a ona mnie przytuliła. 
- Rozumiem Ciebie i twój świat. Jeden z Horanów też mnie omotał. - zaśmiała się. 
- Skąd wiesz? - zapytałam odrywając się od niej i patrząc w jej oczy. 
- Widzę to jak się na niego patrzysz. Robisz dla niego niesamowicie dobre rzeczy. I widzę jak reagujesz na Barbarę. - stwierdziła. 
- Obiecaj mi, że on się nie dowie. - powiedziałam z lekkim strachem.
- Ode mnie nic się nie dowie. - powiedziała kładąc dłoń na sercu. - Chodź. - powiedziała wstając.
-Gdzie? - zapytałam.
- Na pyszne kakao i kawałek ciasta, które dzisiaj zrobiłam. Jutro wigilia i nie możesz się smucić. - podała mi dłoń, którą z uśmiechem złapałam i razem wróciłyśmy do kuchni. Niall podobno został wysłany do pokoju Theo, więc nie musiałam go widzieć. 
Po rozmowie z kobietami położyłam się spać w łóżku Nialla, a zmęczenie wzięło górę i zasnęłam. Rano obudziłam się i po prysznicu oraz przebraniu w wygodny niebieski sweter oraz czarne spodnie zeszłam do salonu, gdzie mały Theo konsumował śniadanie, Niall oglądał świąteczne filmy razem z karmiącym maluch Gregiem. Przywitałam się i poszłam do kuchni, gdzie zjadłam płatki z mlekiem, a potem poszłam pomóc w przygotowaniach do dzisiejszej wigilii. Do oczekiwanej przez wszystkich odpowiedniej godziny, gdy zasiądziemy do stołu pomagałam w przygotowaniach oraz pakowaniu prezentów Maury. 
**NIALL** Zapakowałem wszystkie prezenty dla rodziny, po czym przebrałem się w czarne spodnie oraz białą koszulę z podwiniętymi rękawami. Mój mały chrześniak chciał już otwierać prezenty, więc musiałem go przypilnować. Gdy siedziałem z nim na kanapie i zajmując go kolorowymi zabawkowymi autkami zobaczyłem TI. W pięknej piaskowej sukience na szerokich ramiączkach do kolan. Stukot czarnych szpilek dziewczyny odbijał się jak echo w mojej głowie, a jej gęste loki falowały w powietrzu. Hipnoza ogarnęła moje myśli, moje serce, moją duszę. 
- Pięknie wyglądasz. - stwierdziłem wybudzając się z chwilowej śpiączki, w której byłem po prostu we śnie. 
- Dziękuje. -powiedziała rumieniąc się, przez co próbowała zakryć swoje różowe policzki za bujnymi lokami. 
- Przypilnujesz go chwilę? - zapytałem wskazując na malucha. 
- Tak. - powiedziała i usiadła obok dziecka uśmiechając się do niego i zabawiając zabawkami. Ja za ten czas poszedłem na górę, aby zabrać stos prezentów, które po chwili znalazły się z innymi pakunkami pod choinką. 
Po kilku minutach do nakrytego stołu zasiedliśmy cała rodziną i w przyjaznej, miłej atmosferze zjedliśmy kolację. Mieliśmy okazje też skosztować polskich świątecznych potraw, a każdy z nas miał wymalowany uśmiech na twarzy, co radowało moje serce. Siedziałem i przypatrywałem się każdemu, a świąteczne piosenki w tle dawały piękniejszy nastrój. Nareszcie nadszedł czas prezentów, więc wszyscy przenieśliśmy się do salonu i zasiedliśmy na kanapie. Ja miałem zaszczyt rozdania pakunków. Postanowiłem nie ruszać pudełeczek z imieniem mojej kochanej przyjaciółki. Mama,Denise, Greg, Theo oraz ja odpakowaliśmy swoje prezenty. Największe zamieszanie było przy prezencie dla Theo od wujka Nialla, ponieważ dałem mu małe Jordany. 
- TI, możesz podejść? - zapytałem ją,  na co ona zerkając na wszystkich podeszła do mnie z lekki uśmiechem. Podałem jej małe pudełeczko, a ona zerkając na mnie niepewnie je otworzyła, po czym szybko spojrzała na mnie ponownie. 
- Niall to jest przepiękne. - powiedziała wyjmując z pudełeczka złoty łańcuszek.
-Ale to nie ode mnie. - stwierdziłem. - To od wszystkich,  ale nie ode mnie. 
Podziękowała każdemu mocnym uściskiem, po czym założyła piękną biżuterię. 
- TI. - powiedziałem, gestem głowy zachęcając ją do podejścia do mnie. Ona z wielkim uśmiechem podeszła i stanęła na przeciw mnie na środku salonu. 
- To jest mój prezent. - powiedziałem wskazując na sufit, a dziewczyna zerknęła na niego. Jej źrenice się poszerzyły, gdy zobaczyła jemiołę. Spojrzałem na nią, a po chwil ona na mnie, po czym mocno przysunąłem ją do siebie i pocałowałem. Po chwili oderwałem się od niej.
- Kocham Cię. - powiedziałem.

Oni mogą żyć, ale tylko razem,
nie rozdzielaj ich nie odzieraj z marzeń,
muszą ciągle iść na granicy tchnienia,
cienka linia określa sens ich istnienia


____________________________
Hejka Kochani. To już koniec. Ostatnia część tego opowiadania, a ja myślę, że chyba czas was poinformować, ze blog będzie głównie poświęcony Horanowi. Z nim najlepiej mi się pisze, bo mam do niego sentyment. Ale oczywiście z Harrym, Liamem, Lou i Zaynem tez pojawią się imaginy. Cóz, jutro wracam do szarej rzeczywistości, a we wtorek każdy z nas niestety muszą iść do szkół, więc powodzenia. :**