środa, 25 października 2017

Niall cz.1

Niall, jak każdy chłopak z Naszego miasta spędzał wolny czas na boisku, w klubach, od czasu do czasu wyszedł na piwo do baru. Głownie spędzał czas w szkole. Ostatnia klasa, dużo obowiązków i nacisk rodziców oraz nauczycieli. W końcu Niall jako jeden z najzdolniejszych uczniów, przewodniczący szkoły, najpopularniejszy zawodnik szkolnej drużyny piłkarskiej ma dużo zobowiązań, wyrzeczeń. Codziennie mu się przyglądam.  Każdego ranka, gdy chowa swoją kurtkę do szafki i chyba mimo woli przeczesuje dłonią włosy do góry. Codziennie widuje go na szkolnej stołówce, gdy siada przy drugim stole od okna. Z butelką wody malinowej, jabłkiem i burgerem od szkolnej kucharki. W każdy wtorek mamy razem dwie godziny historii, a w czwartek i piątek po jednej godzinie matematyki. Zawsze siadam za Nim i mu się przyglądam, dokładnie analizuje jego ruch, każdy dosłownie. Ciekawi mnie w Nim wszystko.

- Alexandra ! - usłyszałam i wyrwałam się z moich myśli. Spojrzałam na nauczycielkę i zobaczyłam jej kwaśny wyraz twarzy. - Powtórzysz co mówiłam? - zapytała stojąc przede mną i patrząc nad swoimi dziwnymi okularami.
- Przepraszam Panią, Pani Profesor, ale nie słuchałam. - przyznałam się bez bicia i awantur.
- Przestań myśleć o niebieskich migdałach i skup się na lekcji. Jasne?
- Tak, oczywiście. - powiedziałam, ale jak to się mówi jednym uchem wleciało, a drugim wyleciało. Nadal myślałam o Nim. Jaki jest, co myśli na różne tematy i co mu w siedzi w głowie.
Od nudnej lekcji uratował mnie dzwonek. Czas do domu, nareszcie lub nie nareszcie. W szkole przynajmniej widzę ludzi, słyszę rozmowy, śmiechy na korytarzu, a czasami zamienię słowo z nauczycielem. W domu kipi ze mnie samotność.
Zabrałam zeszyt do plecaka i poczułam lekkie popchnięcie.
- Lexi, może wyjdziesz z Nami do kina? - zapytała się mnie Daniell, pchając mój wózek w kierunku drzwi.
- Daniell, bardzo dziękuję, ale w mieście nie ma dla mnie kin. - stwierdziłam zaglądając na siebie, aby spojrzeć na dziewczynę.
- Oh to możemy iść coś zjeść. W restauracji chyba możesz być ? Co nie? - zaśmiała się.
- Dlaczego mnie zapraszasz ? - zdziwiłam się. Daniell nigdy ze mną nie zamieniła słowa, a " znamy " się od 5 roku życia.
- Chciałam być miła. - powiedziała i przewiozła mnie przez drzwi na korytarz.
- Sama nie wiem. - stwierdziłam, gdy nagle Go zobaczyłam. Stał tak niewyobrażalnie blisko mnie.
- Daniell, nie rób sobie z Lexi jaj, ok ? - powiedział, a ja zamarłam.
- Co Ty Niall ? - zaśmiała się zakłopotana.
- Słyszałem Waszą rozmowę dzisiaj przed szkołą. Chcecie wyciągnąć od Niej kasę. - powiedział, a jego oczy kipiały złością.
- Co ? - zapytałam.
- Daniell i jej kolesie chcieli wyciągnąć od Ciebie pieniądze, bo nie mają już za co szlajać się po mieście.
- Serio ? - zapytałam Daniell. Milczała przez sekundę i walczyła ze swoim sumieniem, jednak jej wrodzona złość i chamstwo wygrały.
- Tak, myślałaś frajerko, że serio się zakumplujemy ? - zaśmiała się. - Ty i Twój złom do niczego się nie nadajecie. - powiedziała i poszła. Zostawiła mnie na zatłoczonym korytarzu. Z Nim.
- Lexi, wszystko ok ? - zapytał kucając obok mnie. Nie miałam odwagi się nawet odezwać. Czułam łzy napływające do moich oczu, ogromny ucisk w głowie. - Ej, Lexi ?
- Tak ? - zapytałam zaciskając szczękę.
- Odwiozę Cię do domu, co ? - zaproponował.
- Nie wysilaj się, pojadę sobie sama. Mam na czym. - powiedziałam i po prostu odjechałam.
Poczułam, że jestem dla Niego okropna, mimo jaki on okazał się miły dla mnie. No, ale co mam zrobić. Poczułam się jak kupa śmieci, kupa śmieci na wózku. Zabrałam z szafki swoją bluzę i udałam się do wyjścia. Miałam wszystko gdzieś, popychałam kółka i nie zastanawiałam się nawet dokąd, po co i jak daleko zmierzam. Oby przed siebie, z dala od upokorzenia, wyśmiewania się ze mnie.
Po kilku minutach zadzwonił mój telefon. " Mama " .
- Halo ? - zapytałam.
- Lexi, gdzie jesteś ? Podjadę po Ciebie. - powiedziała, ale bez specjalnego zamartwienia się. tak po prostu, jakby pytała Pani na palcu targowym ile kosztuje kilo ziemniaków.
- Nie musisz, poradzę sobie.
- Ale Lexi, nie bądź naburmuszona. Gdzie jesteś? - ponownie zapytała, a ja ponownie nie odpowiedziała, tylko grzecznie się pożegnałam i rozłączyłam połączenie.
Schowałam telefon do plecaka i ruszyłam znów przed siebie. Dotarłam już do miejskiego parku. Sprawdziłam wszystkie kieszenie i nazbierałam kilka monet na koktajl z budki.
- Dzień dobry, poproszę koktajl z brzoskwinią, truskawką. - powiedziałam patrząc wysoko, aż do okienka gdzie wystawała uśmiechnięta Pani.
- Mamy super nowość. Koktajl z brzoskwinią, truskawką, pomarańczą z dodatkiem mięty. Za 4,80. - powiedziała pokazując na narysowany kubek soku na busie.
- Proszę dwa takie. - usłyszałam nieco znany mi głos, przez który krew przez kilka sekund nie krążyła w moim ciele. Spojrzałam za siebie i zobaczyłam Nialla, podającego pieniądze Pani z budki.
Nic nie mówiłam, nie wierzyłam, a może nawet nie chciałam. Po chwili Niall podał mi kolorowy kubeczek z sokiem.
- Proszę bardzo. - uśmiechnął się i spróbował swojego soku.
- Nie musisz. - stwierdziłam.
- Ale pycha, spróbuj. - całkiem zignorował to co do Niego powiedziałam. - Śmiało. - zaśmiał się i zagiął moją rurkę w moim kubeczku.
- Dlaczego to robisz ? - zapytała zdziwiona.
- Ale co ?
- Rozmawiasz ze mną. - powiedziałam, jakby to było oczywiste.
- A nie wolno? Zabijają za to ? - zaśmiał się i przeszedł za mnie. Poczułam jak popycha mój wózek i kieruje się do ławeczki. - Pozwolisz, że sobie usiądę.
- Proszę. - powiedziałam i napiłam się soczku.
- Lexi, czesto ludzie są dla Ciebie tacy jak Daniell ? - zapytał nagle.
- Nie często, bo najczęściej ludzie nie mówią do mnie. Ignorują mnie, ale nie dziwie się im.
- Co? Czemu ?
- A kto by chciał zadawać się z kimś takim ? - powiedziałam i spojrzałam na mój pojazd.
-  To, że spotkało Cie takie coś to nie Twoja wina, tylko tego dupka, który Cię potrącił.
- Skąd o Tym wiesz? - zapytałam.
- Każdy wie. - stwierdził. - Przepraszam, nie powinienem o tym rozmawiać.
- Masz rację, nie mam ochoty o tym gadać. - przyznałam mu rację.
- A Daniell się nie przejmuj. Tacy ludzie już zostaną tacy i kiedyś to on Nich świat się odwróci. - powiedział i uśmiechnął się. Siedzieliśmy kilka minut w ciszy. Tylko szum drzew i kilku aut na pobliskiej jezdni.
- Lexi, a może przyszłabyś na mój mecz? Znaczy Nasz. - powiedział wpatrzony w swój kubeczek.
- Mecz? - zdziwiłam się. Nigdy nie byłam na meczu naszej drużyny. Wróc, nigdy nie byłam na żadnym. Nawet nie oglądałam w telewizji.
- Tak tylko pytam, no wiesz. Jakbyś się nudziła w domu czy coś. - uśmiechnął się. - Gramy o finał na mistrzostwach.
- Ah, tak. Widziałam plakat w szkole, że jest mecz w piątek.
- Fajnie by było, gdybyś przyszła. Znaczy przyjechała. - zaplątał się  i widocznie poczerwieniał.
- Z chęcią. - powiedziałam z motylkami w brzuchu, bo dotarło do mnie co się dzieje. Zeszły ze mnie te złe emocje po ten akcji z Daniell i zaczyna docierać do mnie z kim rozmawiam.
- Muszę się zbierać, muszę odebrać młodszą siostrę ze szkoły, a za godzinę mam trening. A skoro przyjedziesz na mecz to muszę być dobry. - uśmiechnął się. - Dasz sobie radę? - zapytał.
- Tak, pewnie. Zaraz mam autobus stamtąd. - pokazałam palcem na przystanek oddalony o jakieś 20 metrów.
- Może Cię podwiozę ?
- Nie, na serio dam sobie radę. Leć juz, bo siostra. - uśmiechnęłam się, a on odszedł. Po chwili sie odwrócił i pomachał mi na do widzenia.
~
- Cześć ! - usłyszałam głośne przywitanie, przez co o mało nie dostałam zawału. Zamknęłam szafkę i spojrzałam za osobę stojącą obok. Niall Horan.
- Cześć. - powiedziałam nieco ciszej niż on. - Nie powinieneś być na boisku ? - zapytałam.
- Skąd wiesz? - zaśmiał się opierając o szafki.
- Oj, zgaduje. - tak, kłam Lexi.
- Udam, że Ci wierzę. Chciałem się z Tobą przywitać. Widziałem Cię dzisiaj przed szkolą, ale mi uciekłaś.
- Śledzisz mnie? - zapytałam.
- To był przypadek.- stwierdził oblizując usta.
- Udam, że Ci wierzę. - zaśmiałam się i ruszyłam przed siebie. Spojrzałam na zegar na ścianie i po zobaczeniu, że nie wybiła jeszcze godzina 9:00 byłam bardzo zdziwiona, że człowiek może się uśmiechać już od samego rana. Po chwili dotarło do mnie, że w zasadzie dla mnie nie ma większego znaczenia czy jest ranek, samo południe czy środek nocy. Dla mnie to nowość. Może nie nowość, bo za czasów mojej pełnej sprawności byłam uśmiechnięta zawsze, być może nawet we śnie. Powiedzmy, że to wielki przełom lub powrót do wczesnej młodości. I nawet mi z tym dobrze, coś innego od bardzo dawna.
- Dzień dobry Alexandra, gotowa na lekcje ? - zapytała wysoka blondynka i otworzyła przede mną drzwi do klasy.
- Tak Pani Profesor. - odpowiedziałam i pociągnęłam z całej siły kółka. Ustawiłam się przy ławce i czekałam na resztę uczniów.
- Czy to makijaż ? - zapytała Profesorka układając swoje pierdoły na biurku.
- Słucham ? - zdziwiłam się, a raczej zawstydziłam. Zestresowała mnie jak diabli.
- Wyglądasz dzisiaj jakoś inaczej, oczywiście bardzo ładnie jak zawsze. - uśmiechnęła się, a do klasy weszło kilka osób. Przerwałyśmy rozmowę i udawałyśmy, że jej nie było. Pani Profesor Jonas - najmłodsza z całego grona nauczycieli, wie co uczniowie lubią, a czego nie. Ma podejście kobieta, zna się na rzeczy. Faktycznie, pierwszy raz od bardzo dawna nie tylko się uśmiechnęłam, ale i pomalowałam rzęsy. Dla mnie to sztuka, nie jestem w tym mistrzem. Makijaż, wymyślne fryzury, najmodniejsze w sezonie torebki czy buty to nie temat dla mnie. Najzwyczajniej się nie znam, no i nawet mnie to nie ciekawi. Co ? Już ? Dzwonek? A ja nie pomyślałam o Nim, tylko o nauczycielce? Cholera !
~
Przerwa obiadowa, to jedna część szkolnego życia, której nie cierpię najbardziej, ale i kocham nad życie Szum, ludzie, tłumy, wrzaski. Nie znoszę, ale medal ma dwie strony i właśnie za tę drugą jestem w stanie się poświęcić te 30 minut i wysiedzieć w szumie i tłoku. Przy drugim od okna stoliku już zebrała się grupka tych najpopularniejszych w szkole, taka szycha. Drużyna piłkarska, kilka osób z samorządu i najpiękniejsze dziewczyny w szkole. Wszyscy już są, ale brak tylko Jego. Poczekam, pewnie się spóźni, a tak bardzo chcę Go zobaczyć. Uśmiechnąć się jeszcze jeden raz. Dłubiąc plastikowym widelcem w makaronie zaglądałam kiedy przyjdzie. Przez chwilę nawet zapomniałam, że jestem w publicznym miejscu.
- Szukasz kogoś ? - usłyszałam i zerwałam się.
- Niall? - zdziwiłam się. Nie wierzyłam własnym oczom, co on tutaj robi. Tak ot, usiadł przy moim stoliku.
- Jak lekcje? - zignorował moje głupie pytanie i rozstawił swoją tackę z obiadem na stoliku.
- Dobrze, a co Ty robisz ?
- Jem. Tobie też radzę, bo zaraz będzie zimne. - uśmiechnął się i wcisnął keczup do burgera.
- Nie wyganiam Cie, ale dlaczego akurat ze mną ?
- Jeśli nie chcesz to sobie pójdę. - powiedział poważnie.
- Nie, ale jestem zdziwiona tym wszystkim.
- Czym?
- Rozmawiamy jak starzy przyjaciele, kupiłeś mi sok. Teraz dosiadłeś się do mnie, a Twoi przyjaciele siedzą tam.
- Chciałem być miły, nie masz przyjaciół i pomyślałem...- powiedział, po czym zamilczał. - Oh Lexi, nie chciałem.
- Tak, na pewno. - powiedziałam i wycofałam wózek od stolika.
- Cześć ofermo, jak tam Twoje dwa kółka? - zapytała się Daniell, a połowa stołówki zaczęła się nabijać. No jak zawsze.
- Daniell, powiedziałem Ci coś wczoraj. - zwrócił uwagę Niall podchodząc do Nas.
- Ty się Horan nie odzywaj. Bronisz Ją ? - zapytała stając przed Nim.
- Odczep się, rozumiesz ? - Niall tak krzyknął, że nawet ja się wystraszyłam. Jak żyję tak takiej złości nie widziałam, może w filmie czy serialu.
- No co Ty, Horan? Zakochałeś się ? - stwierdziła i zaplątała ręce na brzuchu. Czekałam na Jego oburzenie. Coś w stylu " Daniell, nie wymyślaj bajek. W takiej pokrace nikt się nie może zakochać" .
- Nie wtrącaj się. - powiedział nieco spokojniej i zabierając swój plecak popchał mój wózek do wyjścia. Nie zniosłam tego wszystkiego i rozryczałam się jak małe dziecko. Niall wyprowadził mnie przed szkolę i przeszedł przede mnie.
- Trzymaj i już nie płacz. - powiedział podając mi małą chusteczkę w postacie z bajek.
- Chcę do domu. - powiedziałam wycierając twarz.
- Zaczekaj tu. - stwierdził i zniknął na kilka minut. - Jedziemy do domu. Woźna akurat myła podłogę obok Naszych szafek.  - usłyszałam i zobaczyłam Go z moją kurtką.