poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Louis część 3.

Dzień 5.
Nareszcie piątek i za kilka godzin upragniony przez każdego ucznia weekend. Jedni planowali zająć się nauką, inni zaś rozmyślali nad odpowiedni film lub miejsce na spacer z ukochana osoba. Jeszcze inna czesc rówieśników TI i Louisa z niecierpliwością czekała na wieczorną piątkową i sobotnią imprezą w różnych klubach w mieście i poza nim. Paczka Lou jak zawsze w piątek planowała wybrać klub w mieście, gdzie od kilku miesięcy bawią się z innymi tego typu ludźmi. Wracając do czasu aktualnego. Jak na razie każdy planuje, ale siedzi uwięziony w klasach, w przypadku klasy Lou i jego sąsiadki w matematycznej.
Lou nigdy nie miał problemów z tym przedmiotem, ale dzisiaj przy tablicy nie potrafił rozwiązać nawet najprostszych równań. Na pozytywną ocenę nie miał co liczyć.
- Louisie, dobrze się czujesz? - zapytała jego nauczycielka. Chłopak odłożył kredę na jej miejsce i smętnym wzrokiem spotkał zmartwione oczy kobiety.
- Nie do końca. - nie kłamał. W jego głowie nastał bolący moment, jakby wciskające się w nią ludzkie palce. Mięśnie napinały się mimowolnie, oczy błyszczały, a powieki opadały ciężko, jeszcze z wielką niechęcią się otwierały.
- Może lepiej wróć do domu. Zadzwonię do twojej mamy. - stwierdziła, a chłopak obrócił się na pięcie i skierował do ławki, aby zabrać swój plecak. Wyszedł z klasy nawet nie żegnając się z kolegami. Z szafki zabrał kilka książek i dżinsową kamizelkę. Chwilę później był w drodze do domu, jadąc swoim samochodem. Jechał ostrożnie, aby nie spowodować wypadku. Wysiadając z auta przed domem poczuł się jeszcze gorzej. Oparł się dłońmi o maskę samochodu i starał się nabrać sił.
-Louis? - usłyszał chłopięcy głos przed sobą. Podnosząc z ledwością głowę zobaczył młodszego sąsiada, którego poznał wczoraj.
- Daniel. - powiedział cicho.
- Wszystko dobrze ? - zapytał. Mały chłopiec nie dostał odpowiedzi, jednak do towarzystwa dołączyła się jego starsza siostra. Podeszła do niego i kładąc dłonie na ramiona, chciała zachęcić do powrotu do domu. Jednak widok Louisa zmartwił ją nieco.
- Lou, co Ci jest ? - zapytała z troską.
- Nie wiem. - wyszeptał odchodząc od auta i kierując się w stronę furtki. Mozolnie ją otworzył i osunął się na ziemię.
- Lou! - krzykneła dziewczyna i podbiegła do chłopaka.
- On ma to samo co ty? - zapytał wystraszony chłopiec.
- Idź po tatę, ale biegiem! - powiedziała ignorując pytanie Daniela. Zamarła, gdy doszło do niej pytanie jej brata. To nie możliwe, Lou jest zdrowy- wmawiała sobie.
- Co się dzieje ? - usłyszała pytanie kobiety w drzwiach w domu Tomlinsonów.
-Niech zadzwoni Pani po karetkę! - krzyknęła dziewczyna. - Lou, słyszysz mnie? - pytała. Nie odpowiadała. Nie był przytomny.
- Louis, proszę. - błagała głaskając jego policzka.


Dzień 7

Nici z imprezowego weekendu. Louis od dwóch dni jest pod stałą opieką mamy i non stop leży na kanapie w salonie. Teraz wysłuchuje litanii ojca. Przez ostatnie dni chłopak nic nie jadł, mało spał, nie miał czasu na to, wszystkie myśli wirowały wokół tej dziewczyny. Raz martwił się, że dzieje się u niej źle, ale bywały moment, gdy zadawał sobie pytanie 'dlaczego? Dlaczego się przejmuję?'. Nie znalazł odpowiedzi. Podsumowując jego teraźniejsze myśli, one też nie skupiały się na słowach ojca, który próbował przemówić do jego rozsądku. On wybrał dumanie nad nią. Próbował sobie przypomnieć poczucie jej maleńkiej dłoni na policzku. Jej zmartwionego głosu i głośnych oddechów. 
-Louis!?- wyrwał go głos ojca, który uderzył delikatnie, ale stanowczo dłonią o stolik w salonie. 
- Co ? - zapytał nareszcie wracając na ziemię i spoglądając na ojca. 
- Powiedz Nam co jest przyczyną tego, że nie jesz, nie pijesz, nie sypiasz. Non stop chodzisz zamyślony, twoja matka i ja się martwimy. Nawet twoje siostry zauważyły twoją zmianę. - stwierdził. 
- Wydaje Wam się. - zaprzeczył chłopak i zrzucając koc próbował wstać. 
- Siadaj! - krzyknęła mama wchodząc do pokoju, rzucając szmatką o stolik. - Masz problemy w szkole? - zapytała siadając obok syna i głaszcząc po plecach. 
- Nie, jest dobrze, przecież ciągle masz kontakt z wychowawczynią. - odpowiedział podpierając łokcie na udach i patrząc przed siebie. 
- Może kłótnia z przyjaciółmi ?- Zapytał mężczyzna, jednak jego syn pokiwał przecząco głową. - Louis, do cholery. Co się chłopie dzieje ?!- krzyknął, ale chłopak nic nie powiedział, tylko schował twarz w dłonie. 
- Synku, czy to jakaś dziewczyna ? Zakochałeś się ? - dopytywała kobieta próbując wydostać na zewnątrz jakiekolwiek informację. 
- Tak! Zadowoleni ? - nie czekał na odpowiedź tylko szybko ulotnił się do swojej sypialni, zaszywając się pod kocem ze słuchawkami na uszach. 


Dzień 8. 
Spokojnym krokiem zmierzała w stronę domu Louisa, ponieważ jako osoba najbliżej mieszkająca ma za zadanie dostarczyć koledze notatki. Wiedziała, że mimo wielu przyjaciół na szkolnym korytarzu w ten czas zostanie sam, a tematów i zadania nikt mu nie przyniesie. Omijając swój dom weszła na posesję Tomlinsonów, a po kilku krokach zapukała do drzwi. Otworzyła jak zawsze uśmiechnięta sąsiadka. 
- Dzień dobry, ja przyniosłam Louisowi zeszyty. Jutro po szkole je odbiorę. Proszę. - Ti podała kilka notatników kobiecie, a ona nawet nie drgnęła. 
- Może sama mu je zaniesiesz ? - zapytała.
- Czemu nie? Od razu zapytam jak się czuje. - uśmiechnęła się dziewczyna wchodząc do środka. Mimo, że mieszka kilka metrów dalej nigdy nie była tutaj. Nie było okazji. 
- Jesteś Ti, prawda ? - zapytała nie pewnie, na co dziewczyna przytaknęła. - Jego pokój jest na górze. Kolorowe drzwi na samym końcu korytarza. - wyjaśniła i zniknęła prawdopodobnie w kuchni skąd wydobywał się idealny zapach ciasteczek. Zabierając swoje rzeczy Ti kroczyła ku sypialni Louisa. Tydzień temu obrażał ją, a dzisiaj chodzi po jego domu, a zaraz zobaczy jego środowisko. Podchodząc do odpowiednich drzwi zapukała cichutko, ale nie słyszała pozwolenia od chłopaka. Czynność powtórzyła kilka razy, aż w jej głowie nie narodziła się myśl o pozwoleniu sobie samej na wejście. Uchyliła drzwi i zobaczyła prawdziwy męski pokój, z którego można wynieść wiele informacji na temat jego mieszkańca. Ti stwierdziła, że ma do czynienia z fanem piłki nożnej, komiksów i szelek, który lubi dobra muzykę i komedie. Na półce na końcu pokoju zobaczyła kilka ramek, więc podeszła i przyglądając się z ciekawością wzięła jedną do rąk. 
- To z wakacji.- usłyszała głos przerywający totalną ciszę, przez co o mało nie upuściła szklanej ramki. 
- Lou. - odłożyła rzecz na miejsce. - Ja..Nie. Przepraszam. Nie powinnam tak wchodzić. - dziewczyna widocznie speszyła się jego obecnością. 
- Nie szkodzi. Pewnie zrobiłbym to samo. - uśmiechnął się. 
- Przyniosłam Ci zeszyty. Przepisz, a ja jutro po nie przyjdę. - powiedziała kładąc na łóżko stosik notatek. 
- Wróciłaś ? - zapytał niedowierzanie. 
- Yhym. - przytaknęła. - A Ty jak się czujesz? - zapytała. 
- Dobrze. Jutro też wrócę. Jeden dzień to...Dlaczego mi się tak przyglądasz? - zapytał zestresowany. Ta rozmowa wiele go kosztuję nerwów, ale stara się opanować. 
-Wydaję Ci się. - stwierdziła sztucznie się uśmiechając. 
- TI? Możesz mi coś powiedzieć ? - zapytał podchodząc do niej. W myślach wmawiał sobie, że żyje się raz i nie może się bać. 
- Co takiego ? - przez to, że był blisko ona zadarła nos do góry. 
- Co Ci jest ? Nie kłam. - zapytał, na co dziewczyna odwróciła wzrok i wyszła bez pożegnania. Zbiegła szybko po schodach i śladu po niej nie było. 



Cześć zajączki. Jak ? Najedzeni? Ja chyba z 20 jajek zjadałam. Kocham je. :) 
A jak dzisiaj? Oblani byliście ? u mnie było tak : 
* 11 ja jeszcze po imprezie śpię, a tu nagle*
-Klaudia wstawaj
*Kolega stoi nade mną*
- Spadaj
- Mam Cię tutaj oblać?
- Będziesz to sprzątał.
* zerwał ze mnie kołdrę, a drugi do pokoju wszedł. Wynieśli mnie za ręce i za nogi na schody przed domem. Ja w samej koszulce i spodenkach. Ludzi pełno na ulicy a ja ryj drę ostro. Całe wiadro lodowatej wody mi wylali na głowę, ale zdążyłam jednego przytulić i troszkę był mokry. * Także dzień udany. Pozdrawiam tą epicką ekipę, która dzisiaj krążyła autami po wsi xD 


Pamiętajcie o komentarzach. Czy to dla Was takie trudne? Raczej nie, a dla mnie to motywacje i dużo uśmiechu. 
_____

ZAPRASZAM DO ODSZUKANIA MNIE POD TYM LINKIEM 
Możecie mnie zapraszać do grona znajomych, będzie mi bardzo bardzo miło :) Napiszcie tylko w wiadomości, że jesteście czytelnikami "I AM DIRECTIONER" :) 
Chciałabym mieć z Wami dobry kontakt, porozmawiać czasami <3 Mam nadzieję, że chociaż jedna osoba się ze mną skontaktuję. Czeka na nią niespodzianka !! Pozdrawiam ciepło i do następnego ♥









czwartek, 17 kwietnia 2014

Harry cz. 5 ostatnia

część 4

- A pamiętasz jak spalił mojego kurczaka? - zapytała mama opadając na brązową
skórę sofy.
- Tak, pamiętam. Czuć było spalenizną jeszcze kilka dni. A zamiast kurczaka zjedliśmy kanapki z serem i szynką. Mimo to, to była jedna z najlepszych kolacji z moim życiu. - odpowiedziałam stojąc nieruchomo i wpatrując się w ogród mojej mamy, który otulały promienie słońca. Lekki wiatr poruszał białym materiałem firan, pozwalając mi też oddychać świeżym powietrzem.
- Był taki odpowiedzialny, rozsądny i opiekuńczy. Nic nie można mu było zarzucić. - stwierdziła mama, na co się lekko zaśmiałam i odwróciłam przodem do niej.
- Wiesz co jest w tym najlepsze ? - zapytałam ją, jednak nie czekałam na jej odpowiedź. - Że wciąż taki jest. - uśmiechnęłam się i wróciłam do poprzedniej pozycji. Wiedziałam, że się uśmiechnęła na moje słowa.
- Tęsknisz za nim, ale za dwa miesiące znów się zobaczycie. - rzekła starając się mnie podnieść na duchu.
- Na dwa dni. - powiedziałam dołując się, że mój najlepszy przyjaciel wyjechała na trasę koncertową na kilka miesięcy, zostawiając mnie tylko z mamą.
- Dobre i to. Choć pójdziemy zrobić herbatę. Ciasteczka już chyba gotowe. - stwierdziła idąc do kuchni, a ja smętną postura podążyłam za nią.
- Jakie pachnące. - powiedziałam wdychając idealną woń ciasteczek cytrynowych.
- Harry dzwonił ostatnio do mnie. - rzekła kładąc czajnik na kuchenkę.
- Po co ? - zapytałam zabierając się za wyjmowanie ciastek z piekarnika.
- Mówił, że nie odbierasz telefonów, mało kiedy odpisujesz na smsy. A ty twierdzisz, że tęsknisz za nim. O co chodzi, TI ? - zapytała przekładając ciasteczka na talerzyk.
- O nic. Na prawdę wszystko gra. - powiedziałam.
- No chyba jedna nie bardzo. Mów szybko. - stwierdziła siadając obok mnie.
- Sama nie wiem. Tęsknie za nim jak wariatka. - posmutniałam.
- Ale dlaczego z nim nie rozmawiasz? - zapytała.
- Jestem najszczęśliwsza na świecie, gdy słyszę jego głos, ale po 20 minutach to się kończy i do następnego razu jest mi przykro. Czasami opowiada mi o tym, że spotyka masę wspaniałych fanek albo o tym jak wspaniale jest w danym miejscu. Boje się kolejnej rozmowy, że powie coś co mnie zaboli. - stwierdziłam.
- Ale co może powiedzieć ? - zapytała patrząc zdezorientowana.
- Że się zakochał. - wyszeptałam.

To już 1020 dzień od mojej ucieczki z domu. Minęło 1020 dni, gdy pierwszy raz go spotkałam i spojrzałam mu w oczy. Ale dzisiaj jet też 83 dzień bez niego. Cholerne 3 miesiące bez jego obecności.
Odznaczyłam w kalendarzu kolejny dzień czerwoną kreską i usłyszałam wołanie mojego imienia. Zeszłam na dół, gdzie mama siedziała w salonie.
- Coś do Ciebie. - stwierdziła podając mi pastelową żółtą kopertę. Odebrałam od niej list i opadłam na kanapę.
- Nie ma nadawcy. - zauważyłam.
- A i jeszcze to. - uśmiechnęła się mama wskazując na ogromny bukiet kolorowych lilii w wazonie na komodzie za mną. Zerwałam się z miejsca i podeszłam do kwiatów. Były takie piękne. Harry ma gest. Właśnie! Przecież przesłał też list. Szybko otworzyłam kopertę i wyjęłam kartkę.
'' Tak bardzo tęsknie. Za każdą twoją częścią osobo i razem. Mimo, że długo nie rozmawialiśmy, bo mnie odrzucasz nie ma Ci za złe.
Wręcz dziękuje Ci za to. Dziwnie to zabrzmiało? Chyba tak. Mam na myśli to, że dzięki temu zdałem sobie sprawę jak bardzo jesteś dla mnie ważna. Mając przy sobie największe szczęści e jakim jesteś Ty, byłem zbyt ślepy żeby to dostrzec. Teraz jesteś około 7 200 km ode mnie i wariuje. Nie daje rady. Codziennie jak kładę się spać i mam nadzieję, że jak rano się obudzę to jak zawsze wpadniesz z hukiem do mojego domu i z lodówki wygrzebiesz mleko. Zrobisz sobie kakao rozlewając na blat kilka kropel, które potem muszę zetrzeć.Mam nadzieję, że wieczorem pójdziemy jak zawsze na spacer albo zostaniemy u mnie i obejrzymy film. Jednak budzę się i nawet nie ma Cię blisko. Od 13 dni zastanawiałem się co mam zrobić. Wiesz, wymyśliłem. Zajrzyj do koperty. Do zobaczenia za 3 dni słonko. Twój Hazz. "
Jak to 3 dni? Odłożyłam list na komodę i zobaczyłam, że w kopercie znajduje się coś jeszcze.
- Mamo. Czy stanie się coś, jeżeli odpuszczę sobie ostatnie trzy tygodnie szkoły i wyjadę na dwa i pół miesiąca ? - zapytałam.
- Co ty mówisz? - wstrząśnięta kobieta podeszła do mnie, a ja podałam jej list.
- Przeczytaj. - stwierdziłam. Kobieta nie pewnie, ale przeczytała wiadomość od Harrego.
- To jest takie piękne. - rzekła odkładając kartkę.
- Dał mi bilet. Rozumiesz? Dał mi bilet do Miami. Ona tam jest i za 2 dni mam lot. - powiedziałam opierając się plecami o mebel.
- Leć się pakować, ja zadzwonię do szkoły i wyjaśnię wszystko. - powiedziała.
- Serio ? - zapytała z niedowierzaniem.
- No idź. Ty i on jeszcze tego nie wiecie, ale kochacie się. - stwierdziła.
- Co ? Nie. - zaśmiałam się i poszłam na górę.W sypialni mamy znalazłam granatową walizkę, w którą wrzucałam kolorowe ubrania i kosmetyczkę wypełnioną po brzegi. Zadowolona z takiej niespodzianki tańcząc do ulubionej muzyki, która rozbrzmiała na cały regulator nie mogłam uwierzyć. Za te kilkadziesiąt godzin znów przytulę się do mojego Harrego. To niesamowite jakim jest człowiekiem, mimo kariery, sławy, milionów fanek i pieniędzy. Spokojne wieczory przed telewizorem w podartych kapciach z kubkiem soku i miską żelków to jego ulubione zajęcie, mimo jego możliwości. W ten sposób spędziłam dzień, na świętowaniu w samotności w czterech ścianach. Pobudka była bardzo męcząca, a magia wczorajszej radości, gdy o 6 30 byłam już na nogach, by przygotować się do szkoły. Tak też postanowiłam zająć się przez ten czas, który mi został w domu. W szkole chciałam pochwalić się nowiną, ale jednak zachowałam to dla siebie. Wieczór spędziłam z koleżanką w kinie, ale nie zbyt skupiłam się na tej czynności. W głowie miałam tylko lot do Hazzy. Kolejny dzień i świadomość, że po szkole mama odwiezie mnie na lotnisko. Najpiękniejsze uczucie jak do tej pory. Cały dzień nie byłam w stanie się skoncentrować na nauce, ale w końcu już tak blisko do końca roku, że jedna jedynka w tę czy wewte, co za różnica? Dla mnie absolutnie żadna. Jednak dla mamy nie była taka mała, jednak zrozumiała, że to co się wydarzy za kilka godzin jest ważniejsze dla mnie niż jakaś tam karta pracy z biologii. Nareszcie upragniony moment i szybkie pakowanie ostatnich rzeczy podręcznych. Cała drogę na lotnisko mama przeznaczyła na litanię o bezpieczeństwie, grzecznym zachowywaniu się i ostrożności w każdej możliwej sytuacji. Miałam dosyć po kilku minutach, ale ze sztucznym uśmiechem wysłuchałam wygłaszanych rad. To ukłucie z żołądku na widok długiego budynku z parkingiem dla setki aut, busów i autobusów. Tłum ludzi, krzyki, dźwięk walizek, rozmów, pożegnań i powitań, a w tle miły głos oznajmujący loty. I ja. Ciągnąca mała walizkę, trzymająca w dłoni bilet do mojego szczęścia. Sądziłam, że dłużej zajmie mi odszukanie wszystkiego co muszę załatwić przed lotem, ale poszło szybko i sprawnie. Nawet nie wiem jakim cudem już wchodzę do samolotu, skoro mam w głowie jeszcze głos mamy mówiący, abym trzymała się blisko Harrego. O jest! - pomyślałam, widząc numerek mojego siedzenia. Przypisano mi młodą dziewczynę do towarzystwa, a co najlepsze, to directioners. Na widok jej naszyjnika uśmiechnęłam się, a ona widząc to odesłała mi swój delikatny uśmiech. Zasnęłam. 
- Ej, obudź się. TI! - poczułam lekkie kołysanie. Otworzyłam oczy i zobaczyłam tę samą dziewczynę z naszyjnikiem. 
- Skąd wiesz jak mam na imię.? - zapytałam zdziwiona rozciągając ręce. 
- Zanim wsiedliśmy do samolotu to widziałam zdjęcie Harrego z toba. Podpisał, że przylatujesz do niego. - powiedziała. 
- Czy my lądujemy ? - zapytałam. 
- Tak, za kilka minut będziemy na miejscu. - stwierdziła. 
- Jesteś.. - zaczęłam wskazując na naszyjnik. 
- Tak. - uśmiechnęła się. 
- Trzymaj. - z ręki zdjęłam małą bransoletkę, którą kiedyś razem z Harrym i Niallem zrobiłam z totalnych nudów. 
- Na serio ? - bezcenna mina dziewczyny. Tylko się uśmiechnęłam i zapięłam jej ją. 
- Idealnie. - zaśmiałam się.
- TI? - zaczęła. 
- Tak? - zapytałam. 
- Obiecaj, że zajmiesz się sercem Harrego najlepiej jak potrafisz i że o niego zadbasz i będziesz kochać z całego serca. - powiedziałam łapiąc moją dłoń. Spojrzałam na nią zdezorientowana, ale jej oczy były tak przekonujące.
- Obiecuję. 
Przeciskając się przez tłum czekający na bagaż zauważyłam moją granatową walizkę oznaczoną niebieską i czerwoną wstążką na rączce. Pewien Pan z impetem ją podniósł, gdy nie za bardzo sobie poradziłam. Podziękowałam i ciągnąc ją poszłam w stronę wyjścia. Ogromny budynek z białym wystrojem. Zobaczyłam go w tłumie piszczących fanek, którym podpisywał autografy. Patrzyłam jak z uśmiechem pozuje do zdjęć i udziela odpowiedzi na pytania. Gapiłam się jakby nic nie istniało prócz niego. Po około 4 minutach odruchowo zerknął w moją stronę, po czym wrócił do poprzednich czynności. Jednak szybko odzyskał świadomość z kim wymienił spojrzenia. Oddał długopis dziewczynie i przepchnął się przez gromadę osób, w czym pomógł mu ochroniarz i kobieta z obsługi lotniska. Dzieliło nas może 60 metrów, a ludzie przechodzili tam i tu, zasłaniając nas czasami. Stałam tam jak kołek, nie mogąc nic zrobić poza uśmiechem. Widziałam jak podchodzi, truchta, biegnie. Upuszczam rączkę walizki, która upada z hukiem na kafelki, a ja ląduję w ramionach chłopaka, który podnosi mnie i okręca wokoło siebie. 
- Nareszcie. - mówi odstawiając mnie na ziemię, ale nadal przytulając. 
- Tęskniłam za tym. - powiedziałam podnosząc głowę do góry by zobaczyć jego oczy. Płacze. 
- Myślałem, że nie przyjedziesz. - stwierdził pociągając nosem. 
- Nie płacz. - przytuliłam go do siebie. - Twój list, ja... j-ja. - oderwałam się od niego. 
- Co ty ? - zapytał kładąc dłonie na moje plecy. 
- Harry ja chyba się zakochałam w Tobie. - powiedziałam bez zastanowienia. 
- Jesteś pewna? - zapytał. Szczerze to teraz ani troszkę. - Bo ja w Tobie chyba nie, ale raczej na pewno. - powiedział głaskając moje policzka dłońmi. 
- Co ? - nie byłam zaskoczona. 
- Jak zabrakło Cię w moim dniu wiedziałem, że nie jesteś tylko moją przyjaciółką. Zakochałem się i zamierzam o Ciebie walczyć. Chyba, ze dobrowolnie oddasz mi swoje serce. - uśmiechnął się przyciskając mnie do siebie.
- Oddaje Ci je sama, a w zamian oddawaj swoje. - stwierdziłam i pocałowałam go na oczach tysiąca ludzi. 



To znów ja! Pamiętacie mnie ? Tak długo mnie nie było. Nie mam głowy do imaginów teraz. Nie straciłam pomysłów, bo mam je, ale nie mam jakoś czasu, chęci do napisania ich. Ale na rozpoczęcie długiego wolnego mam dla Was to ..w sumie nie wiem co to..:D Teraz od 31 marca mam praktyki w b. podróży i zaproponowałam organizację obozu dla fandomów, ale muszę podać kilka przykładów organizacji czasu. Pytam się Was. Directioners, co chciałybyście robić na takim obozie? <Czas letni, 3-4 dni. > pozdrowionka. 

Pamiętajcie o komentarzach. Czy to Was tak dużo kosztuje ? 

ZAPRASZAM DO ODSZUKANIA MNIE POD TYM LINKIEM 
Możecie mnie zapraszać do grona znajomych, będzie mi bardzo bardzo miło :) Napiszcie tylko w wiadomości, że jesteście czytelnikami "I AM DIRECTIONER" :) 
Chciałabym mieć z Wami dobry kontakt, porozmawiać czasami <3 Mam nadzieję, że chociaż jedna osoba się ze mną skontaktuję. Czeka na nią niespodzianka !! Pozdrawiam ciepło i do następnego ♥

środa, 9 kwietnia 2014

Louis część 2



Dzień 2. 


Dzisiaj też spóźniła się na lekcję, na co nauczyciel nawet nie zareagował. Mimo, że jest czepliwy co do takiego zachowania u innych. Nie obeszło się bez protestów i docinek. 
- Nawet Pan nic jej nie powie. - powiedział Martin, który najwidoczniej ma chęć dołączenia do ekipy Lou, bo łasił się do nich. 
- No, ja od razu bym wylądowała u wychowawcy. A księżniczka sobie przychodzi kiedy chce i nic? - zapytała Meg. Ti najwyraźniej skrępowała się do granic możliwości. Stała w wejściu i gniotąc rąbek koszuli nieśmiało patrzyła na rówieśników. 
- Dajcie spokój. Zachowujecie się jak dzieci. - podniósł głos nauczyciel dostawiający dziennik na bok. 
- Ale taka jest prawda profesorze. - wtrącił się Marley. - Nic z tym nie robicie? Pan i reszta nauczycieli. - powiedział cwaniacko. 
- Spokój! - krzyknął Profesor widocznie oburzony zachowaniem klasy. 
- Spokój będzie jeżeli ona odejdzie z naszej klasy, najlepiej niech się wyniesie ze szkoły. takiej nudziary nikt nie chce. - zaśmiała się Meg, której wszyscy przyznali rację. 
- Żałosna jesteś. - krzyk Scotta bardziej rozweselił ludzi, a Ti poczuła się jak ..nikt. Nie pierwszy raz i wiedziała, że nie ostatni. Dziewczyna ze łzami w oczach, które rozmazały jej obraz odwróciła się i wyszła. Nim drzwi zdążyły się zamknąć zostały ponownie otwarte. Lou wybiegł zostawiając przyjaciół ze zdziwieniem i pobiegł za dziewczyną. Gonił ją i krzyczał jej imię, ale ona zawzięcie biegła przed siebie. Złapał ją na parkingu, za szkołą tuż przy ' kąciku dla palących'. 
- Poczekaj. - powiedział spokojnie łapiąc jej nadgarstek. 
- Na co ? Aż znowu mnie obrazicie ? - zapytała drżącym głosem.
- Ti ja.. - zaciął się. Wczoraj widział ją w oknie. Jak stała i płakała. Wiedział, że przez niego. 
- Idź! Idź do przyjaciół a mnie zostaw w spokoju. O nic więcej nie proszę! - powiedziała cicho. 
- Nie chcę iść do nich. Chcę porozmawiać. - stwierdził. 
- O czym ? - zapytała. Poczuła jak swędzi i łaskocze ją warga, więc odruchowo przetarła dłonią.
- Ti - napotkała zdziwione oczy Lou. - leci Ci krew z nosa. - powiedział. 
- Nic mi nie jest. - powiedziała próbując wytrzeć ścieżkę krwi od nosa aż po brodę. 
- Chodż do pielęgniarki. - powiedział ciągnąć jej dłoń. - masz. - podał jej chusteczkę, a ona wytarła nią buzię. 
- Idę do domu. - oznajmiła wyrzucając zakrwawiony materiał. 
- Odwiozę Cię. - zadeklarował. 
- Nie musisz. Wracaj na lekcję, Mam autobus za 20 minut. - stwierdziła odchodząc od niego. 

Dzień 3

Zaczął się zastanawiać dlaczego nie mieli nigdy kontaktu poza szkołą skoro mieszkali zaledwie kilka metrów od siebie. Nie widywał jej nawet za czasów dzieciństwa. Gdy on bawił się całymi dniami przed lub za domem ona wychodziła zaledwie na kilka minut w ciągu dnia. Non stop nie było jej w domu, a czasami nie widywał jej przez kilka tygodni. Teraz, gdy już są w średniej szkole częściej wychodzi z domu, ale nie na długo. Raz na pewien dłuższy czas może opuści dom, ale jest zawsze w towarzystwie rodziców lub dziadków. Dzisiaj nawet nie przyszła do szkoły. W sumie Lou nie mógł się dziwić skoro wczoraj większość klasy potraktowała ją jak zwykłego śmiecia. Od rana, gdy nie spotkał jej postanowił odwiedzić ją w jej domu. Pod pretekstem zaniesienia jej zeszytów i zadani z lekcji dowie się coś o niej więcej. Przyzna z ręką na sercu, że zaintrygowała go. Chociaż sam nie wie czym, a poza tym sprawdzi jak się czuje. wczorajsza sytuacja pod szkołą nie wyglądała ciekawie. Nie umiał wysiedzieć na miejscu przez wszystkie lekcje, ani nie rozmawiał z nikim. Nie miał na to czasu. Układał sobie w myślach po co tak na serio pójdzie do niej. Zobaczyć jak się czuje? Jak mieszka? Co jej powie? Wiedział na pewno, że ją przeprosi. 
Nareszcie upragniony koniec lekcji, a zatrzymywany przez ludzi Lou wręcz pobiegł do auta. Miał wiele propozycji spędzenia tego wtorkowego wieczoru w gronie przyjaciół, ale nawet nie odezwał się słowem do nikogo. Nie chciał niczego prócz spotkania z sąsiadką. Zatrzymał się po drodze w maleńkiej kwiaciarni, w której jego dziadek kupował jeszcze dla jego babci piękne róże. On postawił na kolorowy bukiet tulipanów, mimo że Pani w kwiaciarni odradzała mu te kwiaty na przeprosiny. 
Pojechał do niej. Zdenerwowany sytuacją zaczął rozważać ucieczkę, ale chwilę po tym wmówił sobie, że to nic strasznego. Zadzwonił dzwonkiem i czekał, aż zza drzwi wychyli się uśmiechnięta dziewczyna. Nigdy nie widział jak się uśmiecha, wiec miał nieograniczoną chęć zobaczenia jej w stanie szczęścia. Jednak nikt nie wyszedł, więc dzwonił i dzwonił. Zrezygnował i zostawiając kwiaty pod drzwiami poszedł do domu. 

Dzień 4. 

Dzisiaj też nie było jej w szkole. Uczniowie pytali czy ich ' marzenie się spełniło' i Ti wypisała się ze szkoły. Jednak żaden z nauczycieli nie odpowiedział w taki sposób, że zagwarantował im to. Patrząc na puste miejsce przed biurkiem uświadamiam sobie, że tęsknie za nią. Nie za żartami, które kierowałem do niej czy za bezczelnymi tekstami, ale za jej zamyśloną miną na każdej lekcji. Za tym jak niezdarnie szukała w szafce książek na przerwie, lub jak podczas zimy śmiesznie wyglądała w czapce z wielkim pomponem. Od czasu rozmowy za szkołą, po której dziewczyna zniknęła Louisa też można tak nazwać. Nie odzywa się do nikogo, a jeżeli już to tylko do nauczycieli, aby potwierdzić obecność na zajęciach. Na lekcjach zakłada kaptur i kładzie głowę na rękach odpływając w myśli. Na przerwie też lata nimi byle gdzie. Nie je. Nie pije. Jego matka stwierdziłabym, że mało śpi i nic nie robi. Dawny Tomlinson znikł razem z Ti. 
Wracał ze szkoły dzisiaj na nogach. Miał ochotę na spacer, czego nie robi zbyt często, ale dzisiaj to najlepszy pomysł jaki miał. Spotkał ją. Wchodziła na teren posiadłości jej rodziny, a była w towarzystwie młodszego brata. 
- TI zaczekaj!- krzyknął przebiegając przez pasy. 
- Lou? - zapytała w sumie nie wiem kogo. Jego nie. Nie mógł tego usłyszeć. Brata? Nie, nie zna Louisa. Więc co? Siebie? 
- Cześć. - powiedział podchodząc do rodzeństwa. 
- Cześć. To ty jesteś ten Louis, co ma fajne auto i dokucza mojej siostrze? - zapytał 5 latek marszcząc nos i wlepiając wzrok w chłopaka. 
- Tak, to ja. - powiedział lekko zawstydzony. 
- Daniel idź do domu. Mama już czeka. - powiedziała jego siostra otwierając bramkę. Chłopiec szybko bez pożegnania pobiegł do domu, a Lou pierwszy raz nie wiedział co powiedzieć. 
- Dlaczego nie ma Cię w szkole? - zapytał po chwili. 
- Byłam chora. - stwierdziła naciągając w dół szarą koszulę zapiętą na ostatni guzik. 
- To coś ma wspólnego z tym krwawieniem z nosa? - rozkręcił się widocznie. 
- Nie Louis. - rzekła jakby zmieszana? 
- Wczoraj byłem u Ciebie, ale nikogo nie zastałem. - przypomniało mu się. Oparł się o filar i czekał na reakcję. 
- Więc te kwiaty są od Ciebie? - zapytała nieco zmieniając temat. 
- Tak. - uśmiechnął się delikatnie. - Nie wiem jaki jest twój ulubiony kolor, więc ... - zaciął się. 
Stała przed nim patrząc zmęczonymi oczami na niego.
- Więc kupiłeś wszystkie ? - zapytała na co się uśmiechnął odrywając zawstydzone oczy od niej. Pierwszy raz czuje się skrępowany. 
- Pani mi odradzała tulipany, ale przypominają mi Ciebie. Nie pytaj dlaczego bo nie wiem, ale tak jest. - powiedział. 
- TI! Chodź do domu! - usłyszeli krzyk jej ojca. 

Hej miśki. Łohhhoooho długo nad tym myślałam, że dzisiaj się zabrałam do roboty. Co wy na to ? Komentujcie, komentujcie!
Ale dzisiaj chciałabym Was o czymś poinformować! TUTURURU!!! Mam praktyki w biurze podróży i ostatnio mieliśmy rozmowę na temat nowych pomysłów na ten sezon. Ja stwierdziłam, że fajnie było by zorganizować obóz/ kolonie dla fanów różnych sław. Głównie chodziło mi o 1D, JB, Janoskians, 5SOS, LM i wielu innych. Bardzo im się to spodobało, a wszyscy wiemy, że takich obozów nie ma. Może tam w nielicznych biurach. Powiedziałam, że dla niektórych to taka namiastka koncertu nawet, szansa na poznanie no nie okłamujmy się ..sióstr. Że Nas nawet oglądanie wspólnie filmu by ucieszyło. Co wy myślicie? 

piątek, 4 kwietnia 2014

Liam

 Jak ona mogła mi to zrobić?! Przecież byłyśmy przyjaciółkami. A on? Byliśmy razem przez trzy lata, a on mi takie świństwo robi. Kochałam go, ale widocznie on mnie nie. Zapłakana kierowałam się w stronę parku. Przebiegłam obok wielkiego dębu, a potem przemknęłam przez zarośla. Znajdowałam się na małej polance nad strumykiem. To było moją własną oazą spokoju, miejscem przemyśleń, zmartwień oraz schronieniem, dającym poczucie bezpieczeństwa. Usiadłam na skale, leżącej przy potoku. Wzięłam do rąk kilka kamyczków, znajdujących się nieopodal. Próbowałam robić kaczki, ale za dobrze ich nie umiałam. Po głowie w kółko krążyły wspomnienia sprzed kilku minut. Łzy lały się niemiłosiernie po moich policzkach, tworząc każda swoją własną ścieżkę. Rękawami wycierałam twarz. W tym momencie musiałam wyglądać jak siedem nieszczęść. Napuchnięta twarz, czerwone oczy i rozmazany makijaż. Zaczęłam głośno oddychać. Dech, wydech, dech, wydech. Po chwili się uspokoiłam. Wstałam i szłam w stronę krzewów. Zaraz potem byłam już po drugiej stronie. Kierowałam się w stronę domu. Ludzie mijali  mnie, dziwnie się przy tym patrząc. Nie dziwię się im. Niecodziennie widzi się dziewczynę z napuchniętą twarzą i rozmazanym makijażem. Szłam spokojnie, gdy nagle ktoś na mnie wpadł.
- Uważaj jak łazisz - warknęłam zła. Wstałam i otrzepałam ubranie.
- Przepraszam, nie zauważyłem cię - nawet nie spojrzałam na mojego oprawcę, a za nami rozległ się pisk. Chłopak złapał mnie za rękę i pociągnął. Biegliśmy, a za nami poruszały się jakieś piszczące dziewczyny. W biegu dokładniej przyglądałam się chłopakowi. Był brunetem, wysokim brunetem. Na sobie miał koszulkę z motywem jakieś flagi, która opinała jego mięśnie. Nie zauważyłam, że stanęliśmy w jakimś ciemnym zaułku. Brunet przycisną mnie do ściany. Czułam jego oddech na mojej szyi. Poczułam dreszcz, przechodzący po całym moim kręgosłupie. Przymknęłam oczy. Po chwili nie czułam ciężaru chłopaka i otworzyłam powieki.
- Jeszcze raz przepraszam. Tak poza tym jestem Liam, a ty?- chłopak przyglądał mi się z zaciekawieniem.
- TI.
- Płakałaś - stwierdził. Popatrzyłam w jego oczy, nic nie mówiąc. Jedynie lekko skinęłam głową. Miał brązowe oczy, co ja mówię. Jego oczy były koloru czekolady, mlecznej czekolady. Mojej ulubionej. - Co się stało? - zapytał łagodnie.
- Nic godne uwagi - odparłam.
- Chyba nie płaczesz z byle powodu. To musiało być coś ważnego. - rzekł. 
- Naprawdę chcesz wiedzieć? - uśmiechnął się promiennie i skinął głową. - Mój chłopak mnie zdradził z moją najlepszą przyjaciółką. Znałam się z nimi od przedszkola, a byłam z nim przez trzy lata - chłopak przytulił mnie.
- Żadna kobieta nie jest warta takiego dupka. Chodź, już ciemno się robi, odprowadzę cie do domu, dobrze? - powiedział.
- Nie jesteś żadnym gwałcicielem lub pedofilem? - spytałam się.
- Naprawdę zadałaś tacie takie pytanie? - spytała się mnie Emily, nasza córeczka.
- Tak - odparłam. - A teraz mi nie przerywaj, jak chcesz wiedzieć więcej.
- Nie jestem - zaśmiał się, a ja z nim. Wyszliśmy z zaułka i kierowaliśmy się w stronę mojego domu, znaczy się ja kierowałam. Liam odprowadził mnie, a ja zaproponowałam, żeby został napić się herbaty lub kawy, odmówił, ale wymieniliśmy się numerami telefonów. Spotykaliśmy się, a po tygodniu przedstawił mi resztę zespołu. Po czterech miesiącach jego starań o mnie zostaliśmy parą, a po roku oświadczył się mi. Moi rodzice, jak i Liama byli szczęśliwi z tego względu. Po ślubie dowiedzieliśmy się, że jestem w ciąży. Li był bardzo szczęśliwy, że wybiegł na ulicę i zaczął krzyczeć, że zostanie ojcem. Nasi sąsiedzi się dziwnie na niego patrzyli.
- Mam dziwnego tatę - stwierdziła Emily. Uśmiechnęłam się do niej. - Dziwnego, ale kochanego.
- Awww - usłyszałam za sobą. Spojrzałam w tamtą stronę i ujrzałam męża, stojącego w progu pokoiku córeczki. Wstałam, pocałowałam ją w czółko i zanim zgasiłam lampkę, powiedziałam ciche "dobranoc". Ruszyłam za Liam'em w stronę naszej sypialni. Wzięłam piżamę i poszłam do łazienki. Po skończonym prysznicu, położyłam się do łóżka.
- Nie wiem, jakie było moje życie zanim spotkałem ciebie i zostałem ojcem - usłyszałam, zanim Morfeusz zabrał mnie do swojej krainy.
______________________________________________________
 Zniszczyłam końcówkę, ale mam nadzieję, że Wam się spodobał. To jest mój pierwszy imagin na tym blogu, a ja nie jestem jeszcze "oświadczona" za bardzo, więc proszę o zrozumienie. Za jakiekolwiek błędy PRZEPRASZAM <3 // pandzia danielka

środa, 2 kwietnia 2014

Harry cz. 4

cz.3 


Przesłuchania wydawały się nie mieć końca. Opowiadanie o każdej wstydliwej
sytuacji skutkowało płaczem, a przed oczami znów pojawiały się urywki z przykrych doświadczeń. Mimo, że nie było przy mnie tego człowieka, czułam wyraźnie jego zapach, który aż wywracał mój żołądek. Z każdą sekundą wylewałam więcej łez. Nie dość, że zostałam potraktowana przez własną rodzinę jak ostatnia idiotka, to zamienili mnie w przysłowiową pannę lekkich obyczajów. Jedynie mama widziała we mnie niewinną osobę. 
Siedząc na plastikowym krzesełku w korytarzu policyjnym komisariacie czekałam. Na wiele. Aż przyjedzie po mnie ktoś i zabierze w bezpieczne miejsce. Na wyjaśnienie sprawy. Czekałam na wolną drogę ku szczęśliwemu życiu, które zamierzałam mieć, gdy tylko opuszczę mury tego budynku. Zgarbiona, trzymając dłonie pod udami i machając nogami jak dziecko czekałam. 
- TI. - usłyszałam spokojny, męski głos nad lewym uchem. Zwróciłam twarz w stronę policjanta, który przyjmował moje zeznanie. 
- Tak? - zapytałam przestając machać nogami. 
- Oskarżony jest już w naszych rękach. Będzie dobrze. - powiedział uśmiechając się. \Pokiwałam tylko głową i zwilżyłam usta. Jak mam się cieszyć, skoro nie mam przy sobie osoby, z którą mogłabym dzielić radość ? 
- Może napijesz się ciepłej herbaty ? - zapytał z troską. Był taki młody. Szatyn z piwnymi oczami. Wysoki, nawet przystojny. 
- Nie, dziękuję. - odpowiedziałam smętnie. 
- Słuchaj. - zaczął siadając obok mnie. - Zobacz. - z wewnętrznej kieszeni marynarki wyjął małą karteczkę, która podał mi. Chwyciłam twardy papierek. Widząc śliczną blondynkę z wielkim uśmiechem. 
- Kto to ? - zapytałam oddając mu zdjęcie. 
- W dzieciństwie przeszła to samo co ty. Była ofiarą swojego starszego brata, a gdy zgłosiła się o pomoc na policje, jej rodzice wzięli stronę syna. Ale nie poddała się i walczyła o siebie. Broniła się, aby nikt jej nie skrzywdził nigdy więcej. - rzekł wpatrzony w kartonik, który po chwili złożył i znów ukrył w kieszeni. 
- Co się z nią stało ? - zapytałam z ciekawością. Spojrzałam na twarz młodego policjanta, a on jakby stał się nieobecny myślami, ale świadomy naszej rozmowy mówił. \
- Od 2 lat jest moją żoną. Teraz ja dbam o nią, a już za miesiąc będę dbał tez o naszego synka. - powiedział dumny powracając oczami na mnie. 
- Gratuluję. - uśmiechnęłam się. 
- Ty też będziesz szczęśliwa. Znajdzie się na twojej drodze osoba, która pokocha Cię i nie pozwoli skrzywdzić. Rodzice zrozumieją jaki błąd zrobili, ale ty tez musisz dać im szansę. - powiedział i przeniósł wzrok na pewien punkt za mną. Od ruchowo przekręciłam głowę i zobaczyłam jak otulona kardiganem i beżowym szalem kobieta kroczy ku mnie. Widząc mnie przystanęła. 
- Pora na mnie. - stwierdził mężczyzna i wrócił do swojego pokoju. 
- Córeczko, przepraszam. - powiedziała. Korytarz był pusty, gdyby nie licząc naszej dwójki. 
- Mamusiu. - wyszeptałam i wstałam z krzesełka. Wpadłam jej w ramiona, czując bijące od niej ciepło. 
- To był błąd zostawiać Cię. Nie wiem co mnie podkusiło. To moja wina. Gdybym nie skupiła się na pracy byłabym ciągle z Tobą, a ty nigdy nie byłabyś tak potraktowana. - mimo, że nie wiedziałam jej twarzy wiedziałam, że płacze. Ja też nie szczędziłam łez. 
- Nie cofniesz czasu, ale możemy zbudować idealną przyszłość.- stwierdziłam. 
- Jesteś taka dzielna. Od dzisiaj będziesz szczęśliwa. Zamieszkamy w Londynie. Z dala od nich. Postanowiłam rozwieść się z twoim ojcem. - powiedziała. 
- Damy razem, oboje będziemy szczęśliwe. - rzekłam i odsunęłam się od niej. 
- Jesteś taka mądra. - pogłaskała mój policzek patrząc na mnie czule. 
- Aa.. A gdzie jest Harry, mamo? - zapytałam przypominając sobie o tym, jak potraktowali tego niewinnego chłopaka z mojej winy. 
- Przyjechał tutaj ze mną, ale nie chciał wchodzić. Został w samochodzie. - odpowiedziała. 
- Chciałabym z nim porozmawiać. - stwierdziłam. 
- Jesteś już wolna? - zapytała rozglądając się po pomieszczeniu. Pokiwałam tylko głową i ruszyłam do wyjścia. Mając na sobie wciąż ubranie Harrego wyszłam na parking, gdzie rozpoznałam już z daleka auto chłopaka. Podeszłam do szyby kierowcy i zapukałam w nią. Siedział opierając dłonie i głowę na kierownicy, jednak moje stukanie obudziło go z transu. Nagle ciemna szyba zniknęła w drzwiach, a ja stanęłam twarzą w twarz z nim. 
- Wsiadajcie. - powiedział patrząc na mnie, potem na kobietę za mną. 
- Już wystarczająco narobiłam Ci kłopotów. Ja chyba..- 
- Wsiadaj, bo zaczyna padać. - przerwał mi. 
- Przepraszam. - wtrąciła się moja mama. Nieśmiało się uśmiechając podeszła bliżej. - Ja zatrzymam się w jakimś hotelu, wy sobie porozmawiajcie. 
- Ale nie będzie się Pani po hotelach tłuc. Proszę wsiadać i nie chcę słyszeć sprzeciwu. Dzisiaj przygotuję pyszną kolację, a w domu spokojnie wszyscy pomieścimy się przez noc. Jutro pomogę Wam znaleźć coś własnego. - powiedział wysiadając z fotela. 
Po kilkudziesięciu minutach byliśmy już na posesji chłopaka. 
- Harry, nie chcę być nie miła, ale skąd masz tyle pieniędzy? - zapytała moja mama wchodząc do środka. Na spokojnie analizowała każdy kącik. 
- Jestem muzykiem. Wraz z czwórką przyjaciół mamy zespół. - pochwalił się. Był taki dumny, gdy o tym mówił. Po godzinie, gdy pozwolili mi się przebrać i nieco odświeżyć zeszłam na dół, gdzie pachniało wspaniale. Moja mama i Hazz rządzili wspólnie w kuchni. 



Hej misie moje kochane. Na początek wielkie przeprosiny za nieobecność. Miałam zwariowany tydzień. Rozpoczęły mi się praktyki w biurze podróży, a do szkoły wracam dopiero 8 maja <33 Tyle wygrać. Kolejna sprawa!! Nowa autorka. Bardzo dziękuje jej, za zgodzenie się. Cieszę się bardzo i mam nadzieję na wspaniałą współprace. Łapcie tego żałosnego imagina. Na nic lepszego mnie nie stać, ale obiecuję, że w tym tygodni postaram się Was zasypać jeszcze czymś. Może lepsze będzie xD ps. kupiłam flower crown < wianek> taki jak ma Pezz. KOcham jej styl. no ok ok ją całą. 

KOMENTARZE MILE WIDZIANE! CHYBA NIE WIECIE ILE DLA MNIE ZNACZĄ ;/ 

Powitanie

 Hej! Jestem Paulina i zostałam adminką na okres próbny do maja :) Mam nadzieję, że moje imaginy się Wam spodobają i zostanę z Wami na dłużej. Pierwszy mój imagine powinien się pojawić do końca tygodnia :) Może macie jakieś propozycje z kim ma być? :)
// Pandzia Danielka