środa, 24 grudnia 2014

Wesołych Świąt

Z okazji Bożego Narodzenia życzę z całego 
serca ciepłych i spokojnych świątecznych
 jak i pozostałych dni. 
Otwórzcie serduszka 
i umysły na to co dobre, napawajcie się każdą
 wyjątkową chwilą. 
Doceniajcie to co się na serio liczy podczas 
świętowania narodzin Pana Jezusa - dobro serca, 
spokój i moc przebaczenia.
 Życzę Wam, żebyście spędzili dzisiejszą kolację, 
jak i dwa następne dni w przyjemnej,
 rodzinnej atmosferze bo o to chodzi ! 
Nie o prezenty ! 
Pierogi !
 Ale o rodzinę !!
To ona daje Nam, a przynajmniej powinna czego Wam życzę również,
 wewnętrzne ciepło, powoduje ogień w sercach. 
Życzę Wam także dużo szczęścia, 
przychylności losu. 
Zdobywajcie cel ciężką pracą. 
Łatwizna szybko przemija i jest nic nie warta. 
Abyście nie borykali się z problemami,
 żeby Was i Wasze rodziny omijały
 choroby i nieszczęścia. 
Abyście wierzyli w Swoje siły i moce, 
których nie ma w mięśniach, ale w głowach.
 To jest ludzka, magiczna moc, która czyni Nas wyjątkowymi.. 
Abyście szanowali siebie i innych, 
bez zazdrości, zdrady
oraz przemocy. 
Żeby Wasze przyjaźnie trwały najdłużej. Przynosiły Wam nieodpartą radość,
 pogodę ducha. 
Abyście spotkali na drodze miłość
 pod każda postacią,
 ale najbardziej to tą magiczną,
 która rozpala nasze serca i przewraca
 Nasz świat do góry! 
Jeżeli macie już swoją drugą połówkę przy
 sobie to życzę jak najbardziej
 jeszcze więcej miłości, wierności. 
Jako Rasta życzę Wam błogosławionej drogi do raju, 
którą kroczcie dumnie i z podniesioną głową. 
Żeby nie przejął Was Babilon. 

OBUDŹCIE W SOBIE LWA ! 

bless załogo ! 
Wesołych Świąt dla Was i Waszych rodzin !


piątek, 5 grudnia 2014

Liam cz. 2

w poprzedniej części.. 
Poczułam lekkie wstrząśnięcia moim ciałem. Tak bardzo bolało.
- Policja, proszę wstać. To nie miejsce do spania. - usłyszałam zaspana podnosząc się z twardej ławki. Jak na wrzesień jest dość ciepło, za to ból bardzo mi doskwierał.
- To Ty ! - ten głos, znam go. Spojrzałam w górę i zobaczyłam tego samego przystojnego faceta.
Zabrałam swój plecak i chciałam odejść, jednak on złapał mnie za rękę.
- Nie dotykaj, błagam. - skrzywiłam się, na co on bez słów podwinął mój rękaw.
- Nie bój się. Zawiozę Cię do szpitala, chodź. - powiedział łagodnie. - Jak masz na imię ? - zapytał.

- Rose. - odpowiedziałam cicho.
- On jest już w areszcie, nie skrzywdzi Cię. - uśmiechnął się. - Trzymaj, jest Ci na pewno zimno. - stwierdził i zdjął kurtkę. Dopiero teraz zauważyłam, że on ma już mundur. Tak przystojnie w nim wyglądał. Zawiesił ją na moich ramionach i zabrał z rąk plecak.
- Ile masz lat ? - zapytał prowadząc w stronę radiowozu.
- 18. - wyszeptałam.
- Będziesz musiała zeznawać. - stwierdził, po czym otworzył drzwi samochodu.
- Boje się. - przyznałam stojąc naprzeciwko niego. Pomiędzy nami były drzwi, o które się opierał.
- Pomożemy Ci, obiecuję. Będzie dobrze. - uśmiechnął się. Jego oczy były takie pozytywnie wypełnione. Wsiadłam do auta, a po chwili za kierownicą zasiadł on.
- Masz. - podał mi chusteczki, którymi wytarłam buzię z krwi.
- Wybrudziłam Ci kurtkę. - stwierdziłam podczas drogi.
- Tym się przejmujesz ? - zaśmiał się, a ja milczałam patrząc przez szybę. Było mi coraz cieplej i wygodniej, przez co zasnęłam. Śnił mi się plac zabaw, taki jaki pamiętam z dzieciństwa. Byłam małą dziewczynką bawiącą się w piaskownicy z innymi dziećmi. Od czasu do czasu wstając na równe nogi machałam mamie patrzącej na mnie z czułością. Brakuje mi tego, poczucia miłości i bezpieczeństwa. Sen przerwał mi ktoś lub coś co mną trzęsło. Otwierając oczy nie widziałam już wnętrza samochodu, tylko skoncentrowaną twarz młodego policjanta, gwieździste niebo, wysoki budynek.
- Sama dam radę. - powiedziałam cicho trzymając się jego ramienia.
- Spokojnie, już prawie jesteśmy. - uśmiechnął się. Czułam się w miarę bezpiecznie, więc zamknęłam oczy jeszcze na chwilkę.
Zobaczyłam biały sufit i mocne światło z lewej strony. Przerażona wstałam szybko patrząc gdzie jest Frank.
- Już, już. Połóż się. Jesteś w szpitalu. - powiedział brunet. No tak, oczywiście..
- Boli. - wydukałam zaciskając zęby. Policjant pogłaskał moje włosy i uspokoił wzrokiem.
- Dobry wieczór. Jestem Doktor Rookley i mam już Twoje wyniki. - spojrzałam na drzwi a w nich stała wysoka szatynka w białym kitlu. - Pan jest .. - spojrzała znacząco.
- Pomógł mi. - odpowiedziałam.
- Wyjdę. - speszył się brunet. Oh, nawet nie wiem jak ma na imię.
- Zostań, proszę. - zatrzymałam go chwytając za jego dłoń. Jedynie się uśmiechnął i usiadł obok mojego łóżka.
- Masz minimalny wstrząs mózgu, jest całkowicie nie groźny. Twoja brew jest już zszyta, a usta opatrzone. Dłoń także jest w dobrym stanie, ale zostanie kilka blizn. Jednak, gdy straciłaś przytomność, gdy przyniósł Cię Twój znajomy zrobiliśmy Ci też badania ginekologiczne. - mówiła, a mi zaczęły lecieć pojedyncze łzy. - Musisz zawiadomić policję sama lub mogę zrobić to ja. - dokończyła dotykając mojej zdrowej dłoni.
- Powiedz, że ona żartuje. On Cię zgwałcił ? - zapytał brunet agresywnie wstając.
- Proszę się uspokoić. - powiedziała lekarka.
- Tak. - wyszeptałam. Nie umiałam mu nawet spojrzeć w oczy.
- Jestem z policji i to ja aresztowałem tego gnoja. - powiedział nieco spokojniej.
- Musisz odpoczywać. Lepiej nich Pan już pójdzie. - stwierdziła szatynka. Po chwili zostałam całkiem sama zapadając w głęboki sen. Gdy się obudziłam był kolejny dzień. Po śniadaniu przyszła do mnie ta sama lekarka co wczoraj, mówiąc coś o pomocy psychologa, specjalnych lekarzy. Wspominała też o domach dla ludzi bez dachu nad głową, które pochodzą z.. czegoś takiego jak ja.
- Pani doktor, wie Pani kim jest ten wysoki brunet co mnie przywiózł ? - zapytałam, gdy chciała wyjść.
- Rozmawialiśmy wczoraj chwilkę, gdy poszłaś spać. Przedstawił się jako Liam Payne. Bardzo martwił się o Ciebie. - powiedziała z lekkim uśmiechem i wyszła. Cały dzień przesiedziałam sama na tym łóżku gapiąc się w jeden punkt na ścianie. Popołudniu przyszedł jak zapowiedziała pielęgniarka tajemniczy gość.
- Cześć. - ten melodyjny głos. Jest dla mnie jak muzyka. Brzmi dziwacznie, ale to ten głos zabrał z mojego życia piekło. Stał uśmiechnięty w drzwiach z papierowa torbą w dłoniach.
- Cześć, myślałam, że nie przyjedziesz już do mnie. - stwierdziłam siadając na łóżku, zakrywając kocykiem nogi.
- Wątpiłaś we mnie ? - zapytał siadając obok mnie na łóżku. - Proszę bardzo. - podał mi zapakowane pudełko.
- Pączki ? - zdziwiłam się widząc kolorowe pyszności.
- No bo kto nie lubi pączków. - stwierdził i zabrał jednego. - Jak się czujesz? - zapytał siadając na łóżku przez co ja usiadłam.
- O wiele lepiej. Jedyne co mnie martwi to dzień jutrzejszy. - powiedziałam odkładając na półkę pudełko.
- Jutro wychodzisz ? - zapytał zajadając się słodyczą.
- Tak. Do mieszkania wracać nie chcę. Tam to się stało. - posmutniałam.
- Ej, uśmiechnij się. - powiedział pstrykając w mój nos.
- Wiesz, bo nawet mi się nie przedstawiłeś. - zaśmiałam się, a jego policzki zapłonęły.
- Faktycznie ! - roześmiał się. - Liam Payne. - podał mi dłoń, jednak moja zdrowa ręka była zajęta przez lukrowego pączka, a druga cała z bandażach. Powoli zabrał ją do góry i pocałował leciutko w biały materiał. Teraz ja zapłonęłam rumieńcem, czego strasznie nie znoszę.
Nagle rozległ się dzwonek komórki Liama.
- Przepraszam na moment. - powiedział i wyszedł z sali, jednak nie domknął drzwi, dzięki czemu doskonale słyszałam każde jego słowo. Po chwili wrócił do pokoju z poważną miną.
- Dzwonił mój szef. Jutro musisz wstawić się na komendę. - stwierdził chowając telefon do kieszeni kurtki. 
- Ale ja nie chcę. - powiedziałam stanowczo. 
- On musi być ukarany Rose, nie możesz odpuścić. 
- Idź już. Jestem zmęczona. - wyszeptałam drżącym głosem. Wszystko do mnie wracało. Czułam jego dotyk, oddech, zapach alkoholu wymieszany z potem. 
- Rose spokojnie. - powiedział przeciągając moje imię. 
- Idź stąd! - krzyknęłam pozwalając łzą opuścić moje oczy. Widocznie zrozumiał i bez słowa wyszedł. Uderzyłam pięścią o łóżko co poskutkowało ogromnym bólem dłoni. Z tego wszystkiego, z emocji, bólu fizycznego a nawet przez to, że po prostu żyję, płakałam jak małe dziecko trącące szansę na słodycze w supermarkecie. Położyłam się wygodnie, tak jak mam w zwyczaju. Z jedną ręką na brzuchu a drugą dłoń powoli ułożyłam obok policzka.
-puk puk. - usłyszałam dojrzały, ale sympatyczny głos i spojrzałam w stronę drzwi.
- nie chce gości - burknęłam arogancją.
- Nazywam się Patkynss i jestem pracownicą domu dla miedzy innymi ofiarami przemocy domowej. Chciałabym Ci pomóc. - niska kobieta z blond kokiem z tyłu głowy zignorowała moją prośbę i weszła do sali.
- Nikt mi nie pomoże,. Marnuje Pani czas. - stwierdziłam.
- Rose, tak? - zapytała poprawiając swoją granatową marynarkę. - Spotkałam się z wieloma innymi osobami w tym samym przypadku jak Twój. Każdą z nich ogarniał strach i niechęć do siebie, innych ludzi, a nawet życia. Jednak z odrobiną pomocy stawały na nogi i wiodą wspaniałe życie. Nie możesz się poddać. - wyjaśnienia jej przeleciały przez moją duszę i głowę nie zostawiając maleńkiego śladu.
- Co Pani może wiedzieć? - zapytałam, ale szczerze gówno obchodziła mnie jej odpowiedź.
Kobieta wzięła oddech i wyciągnęła z czarnej teczki plik dokumentów. Podała mi je, ale nawet na nie nie spojrzałam, za ten położyła je na szafce obok.
- Jutro będę w szpitalu u doktor Rookley, wpadnę zobaczyć jak się masz. Przemyśl to jeszcze i zrozum, że jest przed Tobą jeszcze wspaniałe życie. Do widzenia. -uśmiechnęła się i dotknęła pocieszająco mojej dłoni. Zabrała swoje rzeczy i wyszła. Nareszcie mogłam spokojnie zasnąć i śnić o mamie. Po kilku godzinach snu kolejne zmiany opatrunków i leki uspokajające. Kolejne namowy doktor Rookley na skorzystanie z pomocy Pani Patkynss. Nie mogę już tego wszystkiego słuchać. Dacie mi spokój?
Kolejny dzień, może lepszy niż wczorajszy zaczął się od czerstwego śniadania i wizyty policjanta. Spławiłam go pod pretekstem, że nie jestem na siłach i jestem bardzo zmęczona.
W samo połódnie odwiedziła mnie pracownia domu opieki. Rozmawiałam z nią inaczej niż wczoraj. O ile to z wczoraj można było nazwać rozmową. Przeprosiłam nawet za to, ale ona rozumie. Przecież nie jestem pierwsza a także ostatnia, której chce pomóc. Zgodziłam się na jej propozycje i podpisałam dokumenty. W końcu nie potrzebuję do tego odpowiednich organów, władz czy opiekunów. Jestem osiemnastolatką.
ciąg dalszy już niebawem..

niedziela, 30 listopada 2014

Zayn część 2

Koniec z dennym TI, od teraz będą imiona podane z góry. Może się to nie przyjąć, podobać, ale tak postanowiłam ! Podawajcie imiona w komentarzach jeżeli chcecie ! 


Snap ::       mrs.jamaicaaa


insta: www.instagram.com/mrs.jamaica




CZĘŚĆ 1 !!

Podała mi torebkę, którą włożyłem pod pachę. Mając dwie dłonie wolne złapałem ją w pasie. Miała takie małe oczka, jakby miała zaraz zasnąć. Nie minęło kilka sekund a moje wołanie do niej nie przyniosło efektów. Nie miałem z nią żadnego kontaktu. Ciało dziewczyny osunęło się na moje dłonie. Miała takie sine usta, które lekko otworzyła. Trzymałem ją w ramionach najmocniej jak mogłem. Nie wiedziałem co robić, szczerze mówiąc byłem przerażony. Nie mogłem nawet zadzwonić do nikogo, bo bym ją upuścił.

Oglądałem się wokoło i zobaczyłem dziewczynę idącą w naszą stronę. Nie zdążyłem się odezwać, a ona sama podbiegła. Światło latarni pozwoliło mi zobaczyć jej przejętą twarz.
- Co się stało ? Zadzwonić na pogotowie ? - zapytała odgarniając z czoła czarne kosmyki loków.
- Tak, szybko. - powiedziałem i zabrałem na ręce ciało Megan, kładąc ją na ławce. Gdzieś tam w głowie obijało się echo głosu dziewczyny, która wezwała karetkę. Próbowałem cokolwiek zrobić, żeby ją obudzić. 
- Zaraz będą. - dziewczyna dotknęła mojego ramienia co sprowadziło mnie na ziemię. 
- Dziękuję. Potrzymasz ? - zapytałem podając jej torebkę Megan. 
- Jasne. - chwyciła rzecz stojąc nade mną. 
- Kurde, Meg! Błagam ! - znowu wołałem do nieprzytomnej dziewczyny. Nie reagowała nawet drgnieniem dłoni. 
- Jest chora?- zapytała czarnowłosa nachylając się nad ławką ze strony oparcia. 
- Nie wiem, nie znam jej na tyle. - odpowiedziałem przejęty. Podniosłem wzrok na nią i zobaczyłem jak grzebie w torebce Megan. 
- Co Ty robisz ? Szperasz w jej torebce ? - zdziwiłem się, a po chwili przed moimi oczami pojawiła się jej dłoń trzymająca pudełko z długą, nieznaną mi nazwą leków. 
- To może jej pomóc. - stwierdziła i rzuciła torebkę na nogi nieprzytomnej dziewczyny. 
- Wiesz jak to stosować ? - zapytałem, a ona bez niczego wyjęła z pudełka mały inhalator i przyłożyła go do twarzy dziewczyny. - Jedzie karetka. - stwierdziłem rozglądając się po parku. 
Po chwili widziałem jak zabierają Meg na noszach do środka karetki podając jej tlen. 
Stałem jak słup soli, nie wiedziałem co mam zrobić. 
- Kim Pan jest ? - zapytał jeden z ratowników. 
- Meg była ze mną od 2 godzin, ja nie wiedziałem.. - mówiłem jak katarynka patrząc bez emocji na karetkę. 
- Zawiadomisz jej rodziców ? 
- Tak, już. - powiedziałem wyjmując z kieszeni telefon. Ocknąłem się i zacząłem szukać torebki Megan. 
- Trzymaj. - usłyszałem od czarnowłosej pomocnicy. 
- Dziękuję. - powiedziałem z lekkim uśmiechem i od razu wyszukałem telefonu Meg. Wybrałem numer jej mamy w szybkim wybieraniu i już usłyszałem troskliwy głos kobiety. 
- Tu Zayn, Meg zabrała karetka do szpitala świętego Tomasza, ja nie wiem co się dzieje. Halo ? - spojrzałem na telefon, który pokazywał połączenie. - Halo? Jest tam Pani ? - zapytałem ponownie, ale nic nie odpowiedziała. 
- Dzięki za pomoc, jadę do tego szpitala. - uścisnąłem dłoń dziewczyny i pobiegłem do wyjścia z parku. 
Wsiadłem do samochodu i pojechałem do szpitala. Pędziłem jak szalony po ulicach Londynu, aż dotarłem na odpowiedni parking. Wyjąłem klucze ze stacyjki i wysiadłem z auta trzaskając drzwiami. Pobiegłem do środka, omijając licznych pacjentów lub personel dotarłem do recepcji. 
- Szukam Megan Brooks, przywiozła ją karetka chwilę temu. - powiedziałem do starszej kobiety z okularach. 
- Pan z rodziny ? - zapytała głosem z przeraźliwą chrypą. 
- Nie, ale..- zaciąłem się.
- Nie ma żadnego " ale ", żegnam. - stwierdziła z niemiłym wyrazem twarzy. - Następny ! - krzyknęła. 
- Musi mi Pani powiedzieć. - nie dałem za wygraną. 
- Proszę odejść. - powiedziała. 
- Nie! - krzyknąłem i uderzyłem w blat dłonią. 
- Wzywam ochronę. - zagroziła i podniosła telefon. 
- Do cholery ! Powiedz gdzie ona jest !! - czułem furię w mojej głowie. Obiecałem sobie, że będę spokojny, żeby się zmienić. Jednak czułem napinające się mięśnie na całym ciele. Szczęka mocno się zacisnęła. Poczułem jak ktoś chwyta moje ręce od tyłu i pochyla mnie do przodu. Zostałem wyprowadzony z budynku. 
- Zayn, co tu się dzieje ? - usłyszałem znajomy głos.
- Pani Brooks. - powiedziałem do siebie. 
- Proszę go puścić- stwierdziła kobieta. 
- Chłopak powinien panować nad sobą. - rzekł ochroniarz puszczając moje ręce.
- Zayn gdzie ona jest ? - zapytała Pani Brooks. 
- Nie wiem nie chcieli powiedzieć. - powiedziałem otrzepując ramiona. 
- Musze iść. - stwierdziła i weszła do środka. 
- Ja też tam muszę iść. - powiedziałem stojącemu naprzeciwko mnie olbrzymowi. 
- Nie ma mowy. - zaśmiał się. 
- Tam umiera moja miłość ! - krzyknąłem, a po chwili uświadomiłem sobie co właśnie powiedziałem.  Przejęzyczenie. Przecież taki ktoś jak ja nie zakochuje się, a co dopiero okazuje miłość. 
_____________________________________________
Tylko tyle ze mnie można wydusić..niestety :( 
Jednak postaram się znów nadgonić pracę bloga, przepraszam za nieobecność i mam nadzieję, że nie opuściliście mnie :) Trzymajcie się ciepło i czekajcie na kolejna część. Przypominam o kolejnej części Liama.<3 
ps. czy do końca czerwca uda NAM się dobić do 50 tyś wejść ? To jedno z licznych " gratulacji ", które wyznaczyłam sobie podczas zadania w szkole we wrześniu. Świetna motywacja i zabawa. Spróbujcie ! Wystarczy na kartce napisać list do samego siebie, w którym gratulujesz sobie tego co osiągnęłaś. Po pewnym czasie otwierasz list i widzisz jakie marzenia spełniłaś :) 

piątek, 3 października 2014

Liam cz. 1

Instagram : http://instagram.com/mrs.jamaica
Snap: mrs.jamaicaaa

Zmęczona po szkole weszłam do mieszkania z numerem 9 w obskurnym bloku przy zaśmieconej ulicy. Tu przyszło mi się wychować, w otoczeniu dymu papierosów, pustych butelek po wódce czy też piwie. Rzuciłam stary plecak na łóżko i odsłoniłam poszarzałe firany, pozwalając słonecznym promieniom wejść do środka. Chwyciłam za szczotkę leżącą na komodzie i rozczesałam włosy, po czym zaplątałam niedbałego warkocza kończąc go 
różową gumeczką. Wraz z dźwiękiem odkładanej szczotki usłyszałam mocne trzaśniecie drzwiami wejściowymi. Ze strachu aż podskoczyłam, ale nadal siedziałam cichutko w swoim pokoju. Usiadłam na łóżku i usłyszałam wołanie o posiłek wewnątrz mojego brzucha. Sięgnęłam po plecak i z małej bocznej kieszeni wyjęłam kilka monet, z których uzbierałam na słodką bułkę. Nagle drzwi do mojego pokoju się otworzyły i zobaczyłam jego. Mąż mojej ciotki. Zaadoptowali mnie zaraz po tym jak straciłam rodziców, będąc jeszcze małym dzieckiem. Po wypadku moja mama przez 4 tygodnie walczyła o życie, ale przegrała. Tak jak tata, ale on zmarł na miejscu. Ciotka wraz z mężem nie mogli mieć dzieci, dlatego łatwiej im było mnie przygarnąć. Los chciał, że rodzice zabrali ją do siebie dwa lata temu, a mnie zostawili z nim. Na sam widok mam dreszcze, tak jak w tej chwili. Stał w futrynie drzwi bez koszulki w samych spodniach. Na mięśniach miał kilka tatuaży, czarne jak noc włosy postawione do góry. Mimo alkoholu nie był zmarnowanym alkoholikiem. Raczej imprezowicz, który lubi się bawić a kobietami trzymając w dłoni kieliszek. Gdyby nie uzależnienia mógłby być kimś, może nawet aktorem. - Co ? - zapytałam widząc jak opiera się o futrynę trzymając wewnętrzną cześć ręki na ścianie.
- Wiesz czego chcę. - powiedział nie ruszając się.
- Odejdź, jestem głodna. - rzekłam i założyłam plecak na ramię. Chciałam przejść obok niego, ale szarpnął za moje ramię, przez co stanęłam naprzeciwko niego.
- Mówię, że coś chcę od Ciebie. - powiedział kładąc rękę na moje biodro.
- Zostaw mnie. Rozumiesz? - krzyknęłam zrzucając jego dłoń z mojego ciała. Była taka obrzydliwa, zimna.
- Zamknij się i rób co Ci każę. - wyszeptał mi do ucha przez zagryzione zęby trzymając w dłoni moją brodę. Nawet nie wiedziałam co powiedzieć, co robić. Tak mocno mnie trzymał. Chwycił mój plecak rzucając go na podłogę.
- Żyjesz za darmo, to możesz mi jakoś się odwdzięczać. - zaśmiał się wkładając zimną dłoń pod moja koszulkę. Drugą trzymał teraz moje włosy odchylając głowę do tyłu, aby mieć lepszy dostęp do mojej szyi. Zaczął ją całować, tak ohydnie. Czułam jego oddech na skórze.
- Zostaw mnie, proszę. - wyszeptałam, po czym poczułam jak łapie za zapięcie stanika, który po chwili się całkowicie luzuje. Przeszedł mnie ogromy dreszcz. Dotykał mnie wszędzie, a ja stałam jak słup soli. Do czasu, aż poczułam jak odpina moje spodnie. Jakby wyłączył mi się film. Stałam już z podartą koszulką i rozpiętymi spodniami, gdy zaczęłam się bronić. Odepchnęłam go z całej siły, za co uderzył mnie w twarz. Odruchowo przechyliłam głowę w bok i dłonią dotknęłam miejsca, które płonęło.
Bez słów popchał mnie na łóżko, po czym jak mały szczeniak skuliłam się w kłębek. Zakrywałam twarz, trzymałam rozdarty materiał koszulki jak najmocniej. Byłam cała zgrzana, głośno dyszałam, a w głowie przeklinałam tą bestie. Poczułam jego obecność bardzo blisko, co spowodowało łzy. Nie umiałam się bronić. Zrobił to.
Brudna, wyczerpana, przerażona. Siedziałam na łóżku podkurczając nogi, zaczesywałam włosy do tyłu. Zakrywałam się kocem, którego nie chcę nigdy więcej widzieć.
- W nocy masz do mnie przyjść, rozumiesz ? - zapytał zapinając pasek, po czym spojrzał na mnie.
Pokiwałam tylko głową na tak i schowałam twarz w kolana. Po chwili wyszedł z mojego pokoju, a ja przez następne kilka godzin siedziałam nieruchomo. Ból wypełniał całe moje ciało, hamował każdy ruch. Widząc zmrok za oknem wstałam z łóżka podpierając się dłonią o komodę. Wyjęłam z niej dużą bluzę, którą założyłam. Rękawem otarłam łzy, a na rękawie zostały plamy tuszu, łez i krwi. Z dolnej szuflady wyjęłam czarne spodnie dresowe i czystą bieliznę. Założyłam ubrania i usiadłam ponownie na łóżku, zakrywając twarz w dłonie. Chwila bezsilności przerodziła się w impuls. Zaczęłam wyrzucać z plecaka wszystkie niepotrzebne rzeczy, aby zrobić miejsce na jakiekolwiek ubranie, które wyszukałam w szafek. Zapięłam zamek i założyłam na stopy granatowe trampki. Podeszłam do dużego lustra i widziałam to co najgorsze. Siną twarz, krew na ustach i pod nosem, rozczochrane włosy. Wszystko jakby we mnie wybuchło i z siłą uderzyłam pięścią w swoją lustrzaną postać. Dłoń wypełniły odłamki szkła, a reszta rozprysła po podłodze. Stałam tak kilka sekund czując i słysząc krople krwi spadające na deski podłogi. Zerwałam się z miejsca wychodząc z pokoju na korytarz. Doprowadził mnie do salonu, którym na małym drewnianym stoliku w popielniczce dymił niedogaszony papieros. Zaciągnęłam się zapachem tego dymu zmieszanego z potem, alkoholem i brudem. Przeszłam obok sofy wypełnionej śmieciami i podeszłam do drzwi powoli je otwierając. Spojrzałam na mieszkanie jeszcze raz. Dwa lata temu było inaczej, czysto i przyjemnie. Miałam tu dom, ale teraz to piekło. Poprawiłam plecak i założyłam na głowę kaptur przypominając sobie o rozwalonej wardze, o krwi i makijażu, a raczej jego resztkach. Zatrzasnęłam drzwi i w miarę możliwości szybko zeszłam po schodach na dół. Przechodząc obok przepełnionego śmietnika sięgnęłam po klamkę i wyszłam z bloku. Przeszłam przez ulicę i szłam wzdłuż drogi po pustym chodniku. Usłyszałam wołający mnie głos za plecami, przez co się odwróciłam. Zobaczyłam biegnącego Franka, który był przeraźliwie zły. Przyśpieszyłam kroku. Zboczyłam z drogi w ciemną ulicę. Biegłam między śmietnikami wpadając co chwilę w kałuże. Obejrzałam się za siebie, wiedziałam, że on tam będzie. Biegłam ile sił dała mi natura, nie zważając na ból, krew.

Nie miałam celu, ale musiałam uciekać. Nagle przez moimi oczami pojawiło się auto. Kierowca hamował na piskach, a ja tylko stałam jak wtedy przed lustrem. Poczułam szarpnięcie za prawe ramie i cios prosto w policzek. Bez sił upadłam na ziemię czekając na kolejny cios, gdy usłyszałam otwieranie się drzwi samochodu.
- Szmato, nauczę Cię posłuszeństwa ! - Frank był gotów do kopnięcia mnie.
- Ej ! Odsuń się ! - oboje skierowaliśmy wzrok na kierowcę auta. Był to mężczyzna o brązowych, lekko długich włosach z kilku dniowym zarostem. Wyglądał na poważną osobę, wykształconą.
- Spierdalaj! - krzyknął do niego mój kat nachylając się nade mną. Wyciągnął do mnie rękę, po czym szarpnął mój kark ściągając mój kaptur. Widziałam przerażoną minę nieznajomego, po czym z jego ust wyczytałam kilka przekleństw.
- Policja, odsuń się od niej! - rozkazał wyjmując spod kurtki broń celując we Franka. Przerażona usiadłam podpierając się dłońmi z tyłu i powoli się odsuwałam. Frank nic nie mówiąc poddał się i nawet nie wiem kiedy mój obrońca zakuwał go w kajdanki opierając go o samochód. Zwyczajne auto, z pozoru zwyczajny facet. Skorzystałam z okazji i zebrałam się z zimnej, mokrej ziemi, po czym szybko odeszłam. Bolący łuk brwiowy wytarłam rękawem i pożyczoną chusteczką od Pani na przystanku autobusowym. Przeszłam już kilkadziesiąt minut i dotarłam do parku już w "bogatszej " dzielnicy miasta. Usiadłam na jednej z ławek, byłam taka głodna, zmęczona. Wszystko mnie bolało. Ręka, brzuch, głowa. Położyłam się na ławce i zasnęłam. 

Cześć załoga !
Oj dawno mnie tu nie było, ale od kilku tygodni kombinuje co tu napisać i oto jest coś takiego !
Komentujcie, dzielcie się blogiem ze znajomymi, udostępniajcie !!! Miłego kochani :)

środa, 10 września 2014

JULIA

MOJA KOCHAN KUZYNECZKA POTRZEBUJE WASZYCH GŁOSÓW !! DO DZIEŁA DIRECTIONERS, LICZĘ NA WAS !! 

!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!TO TYLKO KILKA KLIKNIĘĆ I PO KŁOPOCIE !! NO DALEJ, JULECZKA BARDZO PROSI :D


https://www.bobovita.pl/home/klub/galeria/82512# 

!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!





poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Zayn część 1

                                                 >>>>>>>!!!!!   Instagram  !!!!! <<<<<<<<


Zabrałam swój plecak z ławki i podążyłam za tłumem uczniów. Ja na ten tydzień dość lekcji, zadani i nauki. Zadowolona z tego faktu wbiłam kod do szkolnej szafki, aby po chwili usłyszeć stukot. Odłożyłam niepotrzebne mi już książki, za to z małego
haczyka zabrałam swój ulubiony biały sweterek. Zarzuciłam go na nadgarstek i już chcąc zatrzasnąć drzwiczki poczułam obecność osoby po ich drugiej stronie. Niepewnie i dyskretnie zerknęłam kim jest ta osoba, a widząc Zayna trzasnęłam drzwiami i odeszłam bez słowa. 
- Stój. - usłyszałam za plecami jego głos, ale zignorowałam go. - Ti, nie bądź taka. - poczułam jego obecność obok siebie. Pędziłam korytarzem, aby jak najszybciej dostać się do mojego auta, aby mieć go daleko za sobą. 
- Taka ? - zdziwiłam się przechodząc przez próg drzwi i uśmiechając się do Pani z portierni. 
- Taka niedostępna. Nie dam Ci za wygraną. - powiedział idąc nadal obok mnie, co kilka kroków przepychając się przez innych uczniów na chodniku. 
- Ale ja z Tobą przecież o nic nie walczę. - stwierdziłam i widząc moje skromne auto, zdjęłam plecak z ramion, aby poszukać kluczyków. 
- A więc.. umów się ze mną. - zatrzymaliśmy się przy masce samochodu. - Wiem, że chcesz tego tak jak ja. Ti, widzę jak na mnie patrzysz. - powiedział cwaniackim tonem, co wyprowadziło mnie z równowagi. Nie jestem osobą o burzliwej i buntowniczej osobowości, dlatego też zatrzymałam swoje mroczne myśli dla siebie. 
- Patrzę bo Ty się patrzysz. - uniknęłam odpowiedzi na jego bezmyślne zaproszenie. 
- Wiesz, że mi się podobasz. - stwierdził, a ja nareszcie odnalazłam kluczyki. Zabrałam plecak z maski i otworzyłam drzwi. 
- Tylko ja zostałam Ci do zaliczenia ? - zapytała perfidnie i spotkałam się z zaskoczonym wzrokiem Malika. Wyglądał przekomicznie. - Mimo, że mieszkam tu całkiem krótko to wiem o tych wszystkich panienkach. Każda impreza to inna. Mówisz,żebym nie była taka.. - wrzuciłam torbę na siedzenie obok fotela kierowcy. - No widzisz. O to chodzi. Nie jestem taka jak one. Cześć. - zakończyłam swoją przemowę i wsiadłam do auta.  Ku mojemu zaskoczeniu Zayn wsiadł na miejsce obok. 
- Jedna randka. Po niej zadecydujesz czy mam dać Ci spokój. - wpatrywał się we mnie. Zerknęłam na niego i zobaczyłam śliczne ciemne oczy, które z iskierką wpatrywały się we mnie. 
- Jedna randka. - zaznaczyłam. 
- Dzisiaj ? - zapytał. 
- Zgoda, o 19. - uśmiechnęłam się, a on zadowolony wysiadł z auta. 
- Ti.?- zawołał stojąc przy otwartych drzwiach. 
- Hym ? - spojrzałam na niego odpalając silnik.
- Dziękuję i proszę o elegancką sukienkę.- powiedział i zatrzasnął drzwi. 
~
Założyłam mój srebrny łańcuszek i podeszłam do lusterka. Pogładziłam materiał czarnej sukienki z szerokimi ramiączkami i rozkloszowanym dołem. Usiadłam na łóżku i zerknęłam na zegarek. Za chwilkę powinien być. Założyłam czarne obcasy i poprawiłam gorącą lokówką moje włosy. 
- Ti, Twój chłopak już przyszedł. - usłyszałam głos mamy. 
- Idę z nim na tą randkę, bo nie daje mi spokoju. - wyjaśniłam i wyminęłam ją. 
Zeszłam po schodach do salonu, gdzie siedział Malik. Na moje ciche chrząknięcie odwrócił się i wstał. 
- Cześć. - powiedziałam nieśmiało. 
- Hej. - uśmiechnął się i wyjął dłonie z kieszeni. 
- Gdzie skóra i ... - zaczęłam się przyglądać, bo doskonale wiedziałam, że czegoś mi brakowało. - Kolczyk. - stwierdziłam po chwili, a ten odruchowo dotknął swojej brwi, gdzie zazwyczaj błyszczy mała kuleczka. 

- Chciałem zrobić dobre wrażenie na Twoich rodzicach. - Zaśmiał się. 
- Mam tylko mamę.- poprawiłam go. 
- Przepraszam. A gdzie Twoje szare trampeczki? - zaśmiał się wskazując na moje stopy. 
- Miało być elegancko. - stwierdziłam z uśmiechem. Podszedł do mnie i pocałował mój policzek. 
- Wyglądasz ślicznie. - wyszeptał mi do ucha, po czym żwawo się odsunął i podał dłoń. 
- Bawcie się dobrze. - usłyszałam głos mamy. 
- Dziękujemy. - odpowiedział Zayn. Wyszliśmy z domu i wsiedliśmy do jego auta. Zaraz ! 
- Zmądrzałeś i sprzedałeś motor ? - zapytałam zapinając pas. 
- Stoi w garażu. - zaśmiał się. 

- Kolacja była przepyszna. Nie znałam tej restauracji. - powiedziałam idąc kamienną ścieżką przez park. Kolacja była rzeczywiście pyszna, a towarzystwo Malika nie była wcale złe jak mi się wydawało. Przyznaję się, że potrafi być miłym, zabawnym i uroczym, a nie tylko pewny siebie i arogancki. Teraz, podczas spaceru świetnie mi płynie czas. Miła atmosfera w prześlicznym parku oświetlonym przez tysiące małych lampeczek. 
- Bardzo się cieszę, że Ci się podobało. - powiedział. 
- Zayn cały wieczór spędziliśmy razem, ale nie opowiedziałeś mi nic o sobie. - zaznaczyłam idąc obok niego zaledwie 20 centymetrów. 
- Mieszkam tu od urodzenia. Chciałbym zostać artystą, jednak w dzieciństwie różnie bywało. Raz był astronauta, czasem strażak. - zaśmiał się. - Mieszkam z rodzicami i rodzeństwem. Jak pewnie już się domyśliłaś, kręcą mnie motory. - dokończył.
- Artystą ? - zapytałam zdziwiona. 
- Oj, wiedziałem, że o to zapytasz. - śmiesznie zmarszczył czoło i udawał ból w klatce. 
- Bo nie wiedziałam tego o Tobie. - machnęłam ręką i klepnęłam go w ramie. - No mów. 
- Po prostu, lubię rysować. - stwierdził. 
- Dlaczego się tym nie chwalisz ?- zapytałam idąc dalej.
- Nie ma czym i komu. - powiedział wkładając dłonie do kieszeni. 
- Jesteś popularny i to nie tylko w szkole. Masz dużo znajomych. - rzekłam. 
- Ale nie ma wśród nich nikogo wartego większej uwagi. - odpowiedział kopiąc kamień.
- Przepraszam, ale słyszałam o Twoich dziewczynach. - powiedziałam czując się dość niezręcznie.
- Pytałaś się o mnie ? - zapytał, zmieniając temat. 
- Nie zmieniaj tematu. - zaznaczyłam wskazując na niego groźnie palcem. 
- Tak. Było kilka przygód, ale zazwyczaj nic z tego nie było. - wyjaśnił.
- Nie było łóżka czy miłości ? - zapytałam dociekliwie. 
- Czasami łóżka, czasami miłości. - stwierdził. - A Ty ? - zapytał.
- Ja?- zadziwiłam się.
- W szkole jesteś raczej cicha i skromna, ale patrząc na Ciebie w tej chwili widzę jeszcze piękniejszą, młodą kobietę. - powiedział poważnie. - Jak Twoje podboje? - zapytał z lekkim uśmieszkiem.
- Nie chcę o tym rozmawiać. - posmutniałam lekko, ale nie chciałam dać tego po sobie poznać. 
- Dobrze, nie będziemy. - uśmiechnął się. - A jak to się stało, że się tu wprowadziliście ? - zapytał.
- Moja mama dostała tu pracę. - powiedziałam.
- A tata ? - zapytał. 
- Nie znam go. - odpowiedziałam bez zastanowienia. 
- Przepraszam. - wyszeptał skruszony. 
- Nie masz za co. Zayn możemy usiąść na chwilkę ? - zapytałam. 
- Tak, tam jest ławeczka, chodź. - pokazał palcem przed nami. Podążyłam do mojego celu, ale z każdym krokiem czułam się gorzej. - Wszystko ok ? - usłyszałam, ale nie miałam siły odpowiedzieć tylko pokiwałam głową na "tak". Wyciągnęłam dłoń, aby złapać ramię Zayna, a druga automatycznie podążyła na czoło. 
- Co się dzieje ? - zapytał wystraszony. 
- Zayn, moja torebka. - podałam mu małą torebeczkę. 


TUTURURUUUU! WITAM MIŚKI PIŚKI !!
Podoba Wam się ? Taki na skromne "przepraszam". 

sobota, 23 sierpnia 2014

Niedawno wróciłam z tygodniowego pobytu w Makadi Bay. Jest to nowa dzielnica w gorącym Egipcie, którą serdecznie polecam. Osobiście spędziłam tam cudowny tydzień i poznałam dużo ciekawych osób.
Spełniłam swoje malutkie marzenie i nurkowałam na głębokości 7 metro, co było niesamowitym doświadczeniem. Każdy dzień bycia tam i obserwowania animatorów, rezydentów zdałam sobie sprawę, że mój kierunek nauki jest idealny.





ZOSTAWIAJĄC WSPOMNIENIA NA BOKU...
BLOG PODCZAS WAKACJI SPADŁ NA BOCZNY TOR, PRAWDA. 
JEDNAK PO POWROCIE DO DOMU ZE SZKOŁY AUTOMATYCZNIE CZAS POŚWIĘCIŁAM PRZYJACIÓŁCE, RODZINIE.. PO PROSTU RELAKS I ODPOCZYNEK. 
POMYSŁY SĄ, ALE JEDNAK NIE UMIEM ICH PRZELAĆ TU, DLA WAS. 
PROSZĘ O WYROZUMIAŁOŚĆ. 

niedziela, 20 lipca 2014

Harry


W beżowych szpilkach biegła przez zatłoczony chodnik na jednej z Londyńskich ulic. Będąc dzieckiem fascynował ją świat wielkich budynków, drogich, ale także eleganckich ubrań, ktore oglądała zza szyby. Mała dziewczynka, dla której ogromne miasto było krainą cudów, kolorów i atrakcji z czasem zmieniła się w dorosła kobietę. Piękną, elegancką i szykowną, a przede wszystkim zmęczoną ciągłym biegiem, ciężkim powietrzem wielkiego miasta. Przeciskając się przez tłumy osób dotarła do swojego samochodu, na który zarobiła dzięki ciężkiej pracy prawniczki, znanej i cenionej w świecie kancelarii oraz spraw sadowych. 
Wsiadła na miejsce kierowcy, a na fotelu obok wylądowała torebka, wraz z teczką wypełnioną papierami. Odpaliła silnik i włączyła się do ruchu ulicznego. Pędząc ulicami Londynu zerkała na zegarek na lewym nadgarstku. Ma już 7 minut spóźnienia, przez co modli się w duszy, aby samolot się opóźnił. 
Po kilku minutach szybkiej jazdy już widziała długi budynek i maszyny latające w powietrzu. 
Na lotniskowym parkingu zostawiła swój wóz i podążyła do środka. Trzymała kurczowo swoją kopertówkę i co kilka sekund zerkała na zegarek. Wydawało jej się, że wskazówki wcale się nie ruszają. Nawet nie słyszała gwaru jaki panował wokoło, nie miała na to czasu. Po kilku minutach, które upłynęły od jej pojawienia się w tym miejscu zaczęła chodzić wokoło. Zerkała to na zegarek, to na szklane drzwi przed nią, którymi miał wyjść jej narzeczony. Jednak ani on, ani nikt inny nie pojawił się w nich. Nagle pomyślała, że może już dawno jej ukochany przyleciał i ot tak pojechał do domu. Podeszła do grupki młodych osób, którzy najwidoczniej wybierali się na upragnione wakacje. Zapytała czy wiedzą cokolwiek o przylocie samolotu z Barcelony. Jedna dziewczyna poradziła jej zapytać się kogoś innego, najlepiej z pracowników. Tak też uczyniła. Stukając obcasami podbiegła do okienka, gdzie miłe uśmiechająca się kobieta powiedziała jej, że taki samolot jeszcze nie wylądował. Usiadła na granatowym krzesełku i czekała. Cierpliwie. Do czasu, gdy po raz kolejny spojrzała na zegarek, który pokazał już 40 minut spóźnienia. Usłyszała za sobą rozmowę kilku osób, które były w identycznej sytuacji jak ona. Odwróciła się i zapytała czy nie wiedzą co się dzieje. Nikt nie wiedział co tak na prawdę stało się z samolotem. Dlaczego ma takie opóźnienie. Próbowała dzwonić do ukochanego, ale miał wyłączony telefon. Non stop czarne myśli. Mijało kolejne 40 minut, kolejne. Zamieniło się to w 4 godziny oczekiwania. Każdy kto był w identycznej sytuacji jak ona dowiedział się o tragicznym locie. Samolot lecący z Barcelony zatopił się w kanale La Manche. Dzieli on Francję i Wielką Brytanię. Nie wiedziała co ma zrobić. Krzyczeć czy milczeć. Chcieć pocieszenie czy pocieszać ludzi wokoło. Zostać tu czy odejść. Nie wiedziała. Siedziała i patrzyła na tapetę swojego telefonu. Podniosła wzrok i zobaczyła pracownika lotniska, do którego pobiegła. Trzymała kurczowo jego koszuli i błagała. Błagała, żeby ta wiadomość była głupimi, niewinnym żartem. Jednak on nie mógł tak stwierdzić. Było pewne. Maszyna zatonęła, a żaden z pasażerów nie przeżył. Widziała przed sobą ogrom ludzi zalanych w łzach. Usiadła na schodach i zakryła twarz. Płakała jak małe dziecko. Trzymała zawieszkę na łańcuszku, którą dał jej 9 lat temu na uczczenie ich pierwszego pocałunku. Miała 17 lat a już znalazła miłość na całe życie. Teraz utraciła wszystko. Jej książę o bujnych lokach, zielonych oczach znikł. Podniosła się z zimnego schodka i chwiejnym krokiem zmierzała ku wyjściu. Zatrzymała się, aby zdjąć niewygodne buty. Nie interesowało ją już nic. Miała pustkę w głowie. Złapała w dłonie swoje buciki i odruchowo spojrzała za siebie. Zobaczyła zjawę. Widziała go idącego do niej z ogromnym uśmiechem. Odwróciła się i powoli odchodziła z tego miejsca. Słyszała jego głos. Wołał ją, ale to przysporzyło więcej łez, bólu i cierpienia, które przyszło w jednej sekundzie. Była jak w transie. Szła przed siebie, jak zahipnotyzowana. Poczuła dłoń na ramieniu. Kolejny dotyk poczuła na biodrze, a jakby drugi, w tym czasie na zapłakanej buzi. Zamknęła oczy upuszczając na materiał koszuli łzę. Usłyszała kolejne słowa, jaki jest szczęśliwy. Jak bardzo tęsknił. Jak bardzo ją kocha. Przełknęła ślinę, zwilżyła usta i chciała iść dalej. Uderzyła w jego ciało. Otworzyła oczy i spojrzała do góry. Patrzyła i patrzyła. Dotknęła jego włosów, policzka, kciukiem zahaczyła o usta. Pocałował jej wewnętrzną cześć. On żyje. Przecież ona go dotyka, czuje. Czyżby już wariowała ? Nie, zupełnie nie. Nie wsiadł na pokład zatopionego samolotu z Barcelony. W ostatnie trzy dni pobytu na Hiszpańskiej ziemi musiał być w Madrycie, co uratowało go. Stamtąd wyleciał. Dzięki czemu wrócił do niej. Był... 




sobota, 19 lipca 2014

!

Kolejny raz poszukuję nowej autorki. Wiem,  że w wakacje wolicie spędzać aktywnie czas,  jednak mam maleńką nadzieję,  że zgodzi się ktoś.  :-)
Kontakt ze mną możecie ze mną nawiązać dzięki zakładce tam na górze pt. " kontakt " lub napiszcie w komentarzu. Liczę,  że jest ktoś wśród Was ta perełka ... może nawet kilka. Na prawdę nie ma co się wahać!  Zapraszam serdecznie do zgłaszania się .. :-)
Poruszę jeszcze kwestię braku nowości.
Zepsuł mi się laptop,  a dodatkowo leci mi czas bardzo szybko co zawdzięczam domowym obowiązkom, przyjaźnią,  pracą,. Tyle pomysłów jednak brak sprzętu. .. to też jest powód nowych poszukiwań.  Może znacie kogoś chętnego?

poniedziałek, 30 czerwca 2014

Niall część 2

- To tutaj. - powiedziałem naciskając na klamkę i otwierając przed nią drzwi. Zanim jeszcze weszła już rozglądała się po pomieszczeniu. 
- To moje łóżko? - zapytała wskazując na mebel, gdzie stała jej torba. 
- Tak, ale nie przejmuj się to tylko dzisiaj. Jutro rano przestawię łóżko do pokoju Georgii. - stwierdziłem. Pomyślałem, że żadne z nas nie będzie czuło się komfortowo w takiej sytuacji, więc wpadłem na ten pomysł. Mama i Georgia nie będą mieć nić przeciwko, a co więcej to pewnie się ucieszą. 
- Rozumiem. - uśmiechnęła się i rozpięła zamek torby, aby wyszukać potrzebne rzeczy. - Niall ? - wymamrotała, po czym włożyła pod pachę poskładane ubrania. 
- Słucham. - powiedziałem odkładając telefon na biurko. 
- Nie pójdę jutro na ten basen. - stwierdziła prostując kręgosłup. 
- Dlaczego ? - zdziwiłem się marszcząc czoło.
- Będę Ci przeszkadzać. - wyjaśniła ze smutną miną, a ja się tylko zaśmiałem. 
- Nie żartuj. Będzie mi miło Cię przedstawić kumplom. To tylko dwóch kolesi. Chodź. - powiedziałem łapiąc jej dłoń. 
- Gdzie? - zapytała. 
- Na balkon. Coś Ci pokaże. - uśmiechnąłem się, a ona odesłała mi króciutki uśmieszek. Przeszliśmy przez cały pokój, aż doszliśmy do szklanych drzwi, które były zasłonięte białą firanką, którą szybko odsłoniłem. 
- Zapraszam. - powiedziałem przepuszczając ją w drzwiach. 
- Sam to urządziłeś? - zapytała wchodząc na balkon, gdzie mimo małego miejsca zdołałem urządzić świetne miejsce na samotny odpoczynek. Mała kanapa w kilkoma kolorowymi poduszkami, a po dwóch stronach stały dwie doniczki z kwiatami liściastymi. Przy brązowych, drewnianych barierkach stał mały stoliczek, na który zazwyczaj stoi popielniczka, gdy mam potrzebę zapalenia fajki. 
- Tak. Nic specjalnego. - powiedziałem podchodząc do barierek. - Zobacz. - pokazałem na wielki dom w beżowym kolorze, który był okrzyknięty przez sąsiadów najpiękniejszym domem w okolicy, a to zasługa kasy, którą mają jego mieszkańcy. 
- Ten duży dom z długim balkonem ? - zapytała dla upewnienia. 
- Tak. Tam mieszka mój przyjaciel Liam, a tam.- przeniosłem palec na dom jeszcze bliżej mojego. - Ten zielony, jest Harrego. Jutro ich poznasz. Twój dom jest naprzeciwko, ale z drugiej strony. - wyjaśniłem. 
- Są młodsi czy starsi ? - zapytała. 
- Z mojego wieku. - odpowiedziałem. - Reszta dzieciaków z okolicy to są młodsi. - I jak nie pójdziesz to będzie smutno. - zaśmiałem się. 
- Chyba nie mogę odmówić. - powiedziała zakrywając zarumienioną twarz włosami. 
- Nie możesz. 
- Pójdę się wykąpać. - wypaliła nagle. 
- Oczywiście. - wymamrotałem. Wróciliśmy oboje do pokoju, gdzie TI ponownie szukała w torbie rzeczy do kąpieli. 
   Rzuciłem telefon na materac łóżka. Siedząc na nim przetarłem zmęczone od jasnego ekranu oczy i przeczesałem przy okazji włosy. TI i moja spędziły wspólnie czas, przy czym świetnie plotkując opowiadają sobie różne historie. Wstałem z łóżka i zdjąłem koszulkę pozostając w samych szarych dżinsach, które odsłaniały troszkę materiału czarnych bokserek. Zabrałem czystą bieliznę i na kilkanaście minut zniknąłem w łazience. Po szybkim prysznicu założyłem świeżą bieliznę i granatowe spodenki, po czym z mokrymi włosami wróciłem do pokoju. Stwierdziłem, że ona tutaj nie może spać. Nie ona, wszyscy prócz niej. 
Postanowiłem nie przerywać z damskich dyskusjach, więc zająłem się czymś co powoduje u mnie motyle w brzuchu. Siedząc obok łóżka na podłodze zająłem się moją ukochaną. Brzdąkając na mojej miłości od dziecka poczułem czyjąś obecność za plecami. Odruchowo się obejrzałem i zobaczyłem moją siostrę, która się uśmiechnęła i podbiegła do mnie. 
- Zagrasz mi na dobranoc ? - zapytała wskakując na łóżko. Zaczepiła ręce na mojej szyi i przytulając się od tyłu pocałowałam mój policzek. 
- Jasne. - powiedziałem grać dobrze znaną nam obojga melodię kołysanki, którą i mi i Georgii mama śpiewała jeszcze za czasów kołyski. Dziewczynka położyła się wygodnie na moim łóżku i słuchała mojego grania jak zaczarowana. 

Ach śpij, kochanie.

Jeśli gwiazdkę z nieba chcesz - dostaniesz.
Czego pragniesz, daj mi znać.
Ja Ci wszystko mogę dać.
Więc dlaczego nie chcesz spać?



Ach śpij, bo nocą,
Kiedy gwiazdy się na niebie złocą,
Wszystkie dzieci, nawet złe,
Pogrążone są we śnie,
A Ty jedna tylko nie.
   
Odłożyłem instrument na bok i położyłem się obok dziewczynki. Nic nie mówiliśmy, a Georgia wtulona we mnie powoli zasypiała. 
- Twoja mama .. - wpadła do pokoju TI z promiennym uśmiechem, ale widząc moją siostrę zamilkła i lekko się uśmiechnęła. Podeszła do mnie i kucnęła przy łóżku opierając dłonie na materacu. Nachyliła się wyszeptała mi na ucho, że moja mama prosi mnie o wykoszenie jutro trawy. 
- Jeżeli mi potowarzyszysz to pewnie. - uśmiechnąłem się, na co dziewczyna lekko się zarumieniła, ale pokiwała głową na zgodę. - Zaniosę ją do łóżka. - wyszeptałem i wyplątałem się z objęć siostry, którą po chwili trzymając w ramionach zaniosłem do jej pokoju. Wróciłem do siebie, a TI już siedziała z nogami pod kołdrą. 
- To było urocze. - powiedziała plątając włosy w warkocza opadającego na jej prawe ramie. 
- Co takiego ? - zapytałem zasłaniając rolety. 
- Taki widok jest mi obcy. Nie mam rodzeństwa. - wyjaśniła zakładając zieloną gumeczkę na końcówki włosów. 
- Mama zawsze mi powtarza, że jestem jej bratem, ale z racji, że nie ma z nami ojca też muszę przybrać kilka obowiązków dodatkowych. - powiedziałem siadając na łóżko i poprawiając poduszkę. 
- Jesteś bardzo odpowiedzialny. Twoja dziewczyna musi mieć z Tobą bardzo dobrze. - stwierdziła kładąc się na plecach, ale twarz miała zwróconą ku mnie. 
- Miałaby, gdyby była. - uśmiechnąłem się kładąc swoje zmęczone ciało pod kołdrę. 
- Przepraszam, nie chciałam. - zawstydziła się. 
- Nie masz za co. - stwierdziłem podpierając głowę na dłoni i leżąc na prawym boku. - A Ty masz kogoś? - zapytałem. 
- Nie. To długa historia, a najważniejsze, że bardzo nudna. - powiedziała nieco smutna, a ja zrozumiałem, że nie powinienem się zagłębiać w szczegóły. 
              
            - Tylko ostrożnie. - powiedziała mama pakując telefon do torebki. Staliśmy w korytarzu, gdzie Georgia czekała już z niecierpliwieniem na mamę, która miała zawieść ją na noc do przyjaciółki z klasy. 
- Tak. - powiedziałem przewracając oczami i podając mamie letnią marynarkę. 
- Ale Niall martwię się. - stwierdziła ubierając ciuch. 
- Przecież wracasz o 20, daj spokój. - rzekłem nieco już poddenerwowany, że mimo mojego wieku traktuje mnie jak dziecko, które nawet wody na herbatę nie umie zagotować. 
- Popatrz TI. Człowiek się martwi a ten co ? - zapytała mama wskazując na mnie dłonią. 
- Niech się Pani nie stresuje. Zaraz pozmywam po śniadaniu i pójdziemy na basen. - stwierdziła dziewczyna stojąc w salonie w szlafroku i piżamie. 
- Trzymaj. - mama podała mi kilka banknotów. 
- Mamo, chodź już. - zawołała znudzona czekaniem dziewczynka. 
- Nie mamo, mam pieniądze. - stwierdziłem i zamknąłem jej dłoń, na której leżały pieniądze. 
- Do wieczora. - pożegnała sie głaskając mój policzek. Pomachałem siostrze, która zaraz z mamą wyszła z domu. 
- Pozmywam. - oboje z TI powiedzieliśmy to samo, na co zaśmialiśmy się. 
- Szybko się tym zajmę, a Ty idź się rozpakować do końca, ok ? - zapytałem, a ona tylko pokiwała głową i wlepiła wzrok z podłogę, po czym zawróciła na pięcie i wyszła z salonu. Poszedłem do kuchni, gdzie powkładałem jedzenie do szafek i lodówki, a brudne naczynia wsadziłem do zmywarki. Wytarłem dłonie w szmatkę, którą wrzuciłem do zlewu i poszedłem się przebrać z piżamy w coś odpowiedniejszego. 
Słyszałem wodą w łazience, więc ominąłem drzwi i wszedłem do pokoju, gdzie już pusta walizka czekała na schowanie. Wsadziłem ją na dno szafy, z które wyjąłem biały podkoszulek i szare spodenki. 
- Zapomniałam stroju. - usłyszałem i spojrzałem w stronę drzwi. TI przeszła do swojej szafki okryta w ręcznik i zabrała ubranie. Lekko czerwona uśmiechnęła się i zniknęła z pokoju. 
Zaniemówiłem i głośno przełknąłem ślinę, a moje serce o mało nie wyrwało się z klatki. 

              - Jak tu świetnie. Tak kolorowo. - powiedziała zachwycona przy wejściu na teren pływalni. Rzeczywiście zmieniło się tutaj od poprzednich wakacji. Są nowe zjeżdżalnie, leżaki i wyremontowany bar, ale jedynie barman się nie zmienił. Gary jak zawsze uśmiechnięty podrywa turystki serwując im najlepsze drinki na jego koszt. Nie było tłoczno, co umożliwiło mi szybkie rozpoznanie terenu i odnalezienie przyjaciół. Harry jak zawsze pręży mięśnie, wysmarowany olejkiem, aż z niego kapie, tylko aby jak to zawsze powtarza idealnie lśniły w słońcu. 
- Tam są moi kumple, idziemy ? - zapytałem wskazując na dwójkę chłopaków. 
- Pójdę jeszcze do łazienki. Zaraz do Was dołączę. - uśmiechnęła się i podała mi swoją torbę. 
- Jasne. - powiedziałem i odszedłem od niej kilka kroków, ale odwróciłem się na momencik. Widziałem jak wzrokiem, lekko wystraszona szuka toalet. Podszedłem do niej i łapiąc jej nagie ramiona odwróciłem ją w stronę toalet. - Tam. - powiedziałem i odszedłem. Idąc do Hazzy i Liama przyglądałem się po kolei dziewczyną, które święcące od balsamów leżały na słońcu. 
- Niall, stary! Siema! - usłyszałem głos Harrego, który już odbił mi tłustą dłoń na koszulce. 
- Cześć chłopaki. - powiedziałem zadowolony i rzuciłem swój plecak oraz torbę TI na leżaki, które były zajęte dla nas przez chłopaków. 
- Gdzie ten ..ktoś ? - zapytał spokojnie Liam podnosząc twarz ku mnie, przy czym zasłonił dłonią oczy. Liam zawsze był tym najporządniejszym z nas, nigdy nie lubił źle wyrażać się o ludziach, nawet takich których nie znał. On utrzymuje mnie i Harrego na poziomie.
Rodzice Harrego i moja mama zawsze twierdzą, że gdyby nie Payne to by nas dawno odwiedzali w celi. Może troszkę przesadzają. To tylko korzystanie z młodzieńczych lat i zbieranie wspomnień na stare lata. 
- Zaraz przyjdzie ? - stwierdziłem i obejrzałem się odruchowo za siebie w celu sprawdzenia gdzie jest moje dzisiejsza podopieczna. Jak by się jej coś stało to pomijam, że mama by mi urwała nogi, to sam bym chyba strzelił sobie w głowę. 
- Ja bym dzisiaj coś zdobył, co wy na to Panowie? - zapytał Harry kładąc się na leżaku i bacznie obserwując wszystkie młode dziewczyny na basenie. 
- Patrz tam jest Dani. - powiedział Liam wskazując na mały basen przeznaczony dla najmłodszych. Harry od razu zerwał się i usiadł zdzierając z nosa czarne okulary. 
- A niech będzie. - stwierdził nagle udając, że go ona zupełnie nie obchodzi, a jej obecność w ogólne mu nie przeszkadza. 
- Oh Harry, nie pamiętasz już Daniell Herman ? Twojej miłości na trzy tygodnie. - zaśmiałem się zdejmując koszulkę. 
- Ona mnie nie interesuje, niech sobie teraz będzie z tym frajerem, z którym mnie zdradziła. Jej strata. - powiedział dumnie. 
- Ty zdradziłeś Sarę z Daniell, więc to była kara. - rzekł nieco poważnie Liam. 
- Przestańcie już o niej. Za to ta brunetka jest niezła. - powiedział wpatrując się w kogoś za mną. 
-Która ? - zapytałem i się odwróciłem. Ujrzałem kroczącą ku nas TI, która z lekkim uśmiechem, ale również zawstydzeniem przygryzała wargę. 
- Cześć. - do moich uszu dotarł jej uroczy głosik, a ja uświadomiłem sobie, że mimo krótkiej znajomości jego to bardzo tęskniłem za nim. 
- TI. - wstałem i podszedłem do niej widząc jej mały stres. Dłonią dotknąłem jej pleców i lekko popchałem do przodu. - To Harry i Liam. - wskazałem na chłopaków. - A to mój gość, TI. - powiedziałem patrząc na nią jak w obrazek. Szok chłopaków nie do opisania. O mało Harremu mucha do ust nie wleciała. 
- Niezmiernie mi miło. - zerwał się z miejsca i podchodząc do niej pocałował jej dłoń. 
- Nie Harry, lepiej ją zostaw. - stwierdziłem. - To podrywacz. Dwa tygodnie i inna. - wyjaśniłem. 


Kolejna część już niebawem, a tym czasem życzę Wam bezpiecznych wakacji :) 
Pamiętajcie o komentarzach. :* 

niedziela, 22 czerwca 2014

Niall część 1.

- Cześć mamo. - powiedziałem widząc rodzicielkę w kuchni, która pilnie obserwowała i nadzorowała moją siostrę przy stole. Ośmiolatki są dość nieprzewidywalne. Raz by zjadły konia z kopytami, a drugi raz za żadne skarby galaktyki nie tkną posiłków. 
- Dzień dobry Niall. - odpowiedziała. - Obok kuchenki jest Twoje śniadanie. - pokazała palcem na miejsce, gdzie po chwili już nie było papierowego woreczka z kanapkami. 
- Możesz zabrać moje. - odezwała się Georgia z ustami pełnymi zbożowych płatków. 
- Ani mi się waż. - ryknęła mama, a ja uniosłem dłonie ku górze robiąc niewinną minę, przez co moja siostra się zaśmiała. 
- Będę dzisiaj później w domu. Idę z Harrym i Liamem na bilard. - powiedziałem chowając śniadanie do plecaka. 
- Niall, dziecko mam z Tobą czasami gorsze problemy niż z niemowlakiem. - stwierdziła przestając wpatrywać się z krzywą minę Georgi, tylko z załamanym wzrokiem patroszyła mnie. 
- Ale co znowu ? Jest piątek. - powiedziałem zakładając zielone forsy. 
- Dzisiaj ma przyjechać do nas dziecko mojej dawnej znajomej ze szkoły. Nie pamiętasz ? - zapytała. 
- Bo jakaś twoja znajoma z lat szkolnych chce tutaj się wprowadzić za dwa tygodnie, a dziecko ma przylecieć już dzisiaj to mam zniszczyć sobie przez to piątek. Świetnie. - powiedziałem nieco zły. Zabrałem z korytarza plecak i poszedłem do szkoły, która jest dosłownie ulicę dalej. Po drodze spotkałem Harrego, który jak zwykle z ogromną niechęcią szedł w szkolne mury. Jego bezcenna mina podczas pierwszego dzwonku nigdy nie przestanie mnie śmieszyć. 
- Jak widzę ten budynek to mnie aż tutaj skręca. - powiedział dotykając swojego brzucha. 
- Jeszcze tylko kilka dni i wakacje stary. - zaśmiałem się. 
- To za kilka dni, a już dzisiaj rewanżyk w BilClub. - potarł dłonie z cwaniacką miną. 
- Nie mogę. - przestało mnie to bawić. 
- Jak to nie możesz ? - zapytał zatrzymując się przed schodami prowadzącymi do szkoły. 
- Jakiś gówniarz do nas przyjeżdża i mama kazał mi zostać w domu. - wyjaśniłem idąc po schodach. 
- Że co ? Skąd ? Po co ? - zasypał mnie pytaniami. 
- Jakieś dziecko od starej znajomej mojej mamy. Mieszka teraz w Anglii, ale ta Pani ma tu jakąś pracę i się przeprowadzają do tego żółtego domu na przeciwko mnie, wiesz który. - powiedziałem idąc już w strone szafki uśmiechając się w ramach przywitania ze znajomymi ze szkoły. Nagle usłyszałem donośny śmiech Harrego, który stał na środku korytarza. 
- A temu co tam wesoło ? - zapytał Liam dołączając do nas. 
- Jest tępy. - powiedziałem do Liama, ale w stronę Harrego. 
- Ale mam przynajmniej wolny piątek i żadnych bachorów w domu. - stwierdził uspokajając się. 
- O czym on gada? - zapytał Liam. 
- Wiesz o tym bachorze co ma mieszkać u nas przez tydzień. Przyjedzie dzisiaj i nie mogę iść na bilard. - ponownie wyjaśniłem sytuację, a Liam tylko zaklął pod nosem. 
- Może jutro ? - zaproponował Payne. - Na basen  bym się wybrał, jest tak gorąco. - stwierdził nagle. 
- Ja się piszę. - krzyknął Harry zarzucają ręce na moje i Liama ramiona. Szliśmy po korytarzu, a Styles od czasu do czasu podnosił nogi. 
  To jakaś kpina, ukryta kamera albo sen. Dość, że się spóźnia, zabiera mi wolny czas to jeszcze mama chce, żeby spał u mnie w pokoju. Bronie się przed tym nogami i rękami, ale ta kobieta jest nieugięta. 
Na bieżąco informuję o sytuacji Liama, który siedzi z Harrym u niego w domu, bo beze mnie nie chcieli iść pograć. 
- Spóźnia się już 40 minut. Zadzwonię. - powiedziała zmartwionym głosem mama krzątając się z kuchni do salonu. Ja zajęty oglądaniem kanałów sportowych nie zauważyłem, że aż tyle czasu nie ma naszego, nieszczególnie chcianego gościa. 
- Daj spokój, poczekaj jeszcze z 10 minut jak nie będzie to zadzwonisz. - wymamrotałem skupiony na telewizji.  Mama usiadła obok mnie na kanapie i nerwowo oddychała. 
- Niall, a może jutro byś spędził dzień z naszym gościem ? - zapytała dotykając moich nieco dłuższych włosów z tyłu głowy. 
- Że co ? - zerwałem się z miejsca. 
- Spokojnie synku. Tylko pytam. Postaw się na miejscu takie osoby, która jest sama w obcym mieście i ma mieszkać u nieznajomych. - powiedziała. Miała rację. Pewnie by było mi ciężko się przyzwyczaić, ale ten ktoś niszczy mi wypady ze znajomymi. 
- Umówiłem się na basen. - przypomniałem sobie. 
- Świetnie zabierzesz ... - nagle dźwięk dzwonka dobiegł do moich uszu, a mama nie kończąc zdania zerwała się z miejsca i z widocznym podekscytowaniem poszła otworzyć drzwi. 
- Witam. Zapraszam. - powiedziała, a ja tylko odliczałem do momentu, aż do salonu wpadnie rozwydrzony smarkacz. Jednak, gdy mama otworzyła szerzej drzwi i przepuściła mojego wyimaginowanego dzieciaka skarciłem się za to słowo. Po grubym, kilkuletnim i rozwrzeszczanym chłopcu nie było śladu. Zamiast niego będę mieszkał z najpiękniejszą istotą na ziemi. Jasna sukienka i skromny sweterek. Burza ciemnobrązowych loków. Duże oczy, jeszcze nie widzę jaki mają kolor, ale rozpływam się.  Analizuję wszystko. Nawet to, że ma mały pieprzyk na szyi. Moje męskie cechy dały o sobie znać i już wyobrażałem sobie ją gdzieś w pobliżu mojej sypialni. Moje dłonie się powoli pociły, przez co mocno nimi pocierałem o materiał bluzki. Widziałem jak rozmawia z moją mamą w korytarzu, gdzie pozbyła się z ramion swetra. Spojrzały obie na mnie, ale nie bardzo skupiałem się na ich słowach, puki moja mama nie dotknęła mojego ramienia. 
- Niall poznaj TI. To ona jest dzieckiem mojej znajomej i będzie z nami mieszkać. - powiedziała uśmiechnięta i wpatrzona w nią jak w obrazek. Czyli nie tylko na mnie dział jak najsilniejsze dragi. 
- Cześć. - uśmiechnęła się i podała mi dłoń, przez co doszczętnie powróciłem do żywych. 
- Witaj. miło Cię poznać. - odpowiedziałem ściskając lekko jej dłoń, którą zabrała i chwyciła swoją. Bawiła się palcami, kręcąc nimi wokoło siebie, a jej oczy powędrowały na podłogę. 
- Może zaniesiesz walizki TI do pokoju. - przerwała niezręczną ciszę mama, za co chyba pierwszy raz w życiu jej podziękuję. 
- Jasne, nie ma sprawy. - powiedziałem przeczesując dłonią włosy. 
- Niestety nie mamy tu idealnych warunków noclegowych, więc będziesz mieszkać z Niallem w jego pokoju, dobrze ? - zapytała zestresowana mama. 
- Nie widzę w tym nic złego. - odpowiedziała swoim delikatnym głosem, a ja zostawiłem towarzystwo i poszedłem z walizkami do siebie. Dodatkowe łóżko, które zazwyczaj wykorzystuje Harry lub Liam jest teraz jej, więc położyłem na nim jej czarną torbę i obejrzałem się wokoło siebie. Zebrałem kilka rzeczy z biurka do szuflady, a z fotela zabrałem porozwalane koszulki. Wyciągnąłem telefon, który przed kilkoma sekundami wibrował w kieszeni spodni  i zobaczyłem sms od Liama, który razem z Harrym domagali się jakiejś informacji na temat mojego nowego lokatora. Wystukałem w ekran kilka słów, jednak nie napisałem im całkowitej prawdy, chcę im zrobić jutro na basenie niespodziankę. Właśnie..basen!
   Słysząc donośne śmiechy z kuchni powędrowałem właśnie tam. Przy stole z kubkami parującej herbaty zastałem moją mamę i TI, które bawiły się, jakby to one były starymi przyjaciółkami ze szkolnych lat. Wszedłem niezauważony do kuchni i nalałem soku do szklanki, ukradkiem przyglądając się tej sytuacji. 
- Jesteś taka podobna do mamy. - stwierdziła moja mama, na co dziewczyna tylko prawie bezdźwięcznie zachichotała. 
- Co z tym basenem ? - zapytałem nagle, po czym upiłem łyk soku. 
- Właśnie. - powiedziała mama. - TI masz ochotę iść jutro z Niallem na basen ? Bo właściwie mam jutro dużo pracy, a z Georgiom Cię nie zostawię. - wyjaśniła. 
- Basen ? - zamruczała, a jej mina była bardzo zniesmaczona. Jej ciągły uśmiech znikł jak rozpryskująca się mydlana bańka. 
- Idę z kumplami o 13. - powiedziałem. 
- No dobrze. Dziękuję, że chcesz mnie zabrać. Chciałabym się odświeżyć, gdzie jest Twój pokój ? - zapytała. 
- Zaprowadzę Cię. - odłożyłem szklankę na stół i razem z nową koleżanką poszedłem do swojego pokoju, co krok tłumacząc i wyjaśniając skąd przywieźliśmy pamiątki, które zawalają całe szafki na korytarzu. 



______
Dzień dobry. Pojawiła się prośba o Nialla,  a szczerze mówiąc sama myślałam nad nim. Miałam mały problemu z tematem,  ale mieszając je wszystkie ze sobą powstało to. 
Przy dodawaniu komentarzy proszę o podpisanie go imieniem lub pseudonimem.  Trzymajcie się.