środa, 24 grudnia 2014

Wesołych Świąt

Z okazji Bożego Narodzenia życzę z całego 
serca ciepłych i spokojnych świątecznych
 jak i pozostałych dni. 
Otwórzcie serduszka 
i umysły na to co dobre, napawajcie się każdą
 wyjątkową chwilą. 
Doceniajcie to co się na serio liczy podczas 
świętowania narodzin Pana Jezusa - dobro serca, 
spokój i moc przebaczenia.
 Życzę Wam, żebyście spędzili dzisiejszą kolację, 
jak i dwa następne dni w przyjemnej,
 rodzinnej atmosferze bo o to chodzi ! 
Nie o prezenty ! 
Pierogi !
 Ale o rodzinę !!
To ona daje Nam, a przynajmniej powinna czego Wam życzę również,
 wewnętrzne ciepło, powoduje ogień w sercach. 
Życzę Wam także dużo szczęścia, 
przychylności losu. 
Zdobywajcie cel ciężką pracą. 
Łatwizna szybko przemija i jest nic nie warta. 
Abyście nie borykali się z problemami,
 żeby Was i Wasze rodziny omijały
 choroby i nieszczęścia. 
Abyście wierzyli w Swoje siły i moce, 
których nie ma w mięśniach, ale w głowach.
 To jest ludzka, magiczna moc, która czyni Nas wyjątkowymi.. 
Abyście szanowali siebie i innych, 
bez zazdrości, zdrady
oraz przemocy. 
Żeby Wasze przyjaźnie trwały najdłużej. Przynosiły Wam nieodpartą radość,
 pogodę ducha. 
Abyście spotkali na drodze miłość
 pod każda postacią,
 ale najbardziej to tą magiczną,
 która rozpala nasze serca i przewraca
 Nasz świat do góry! 
Jeżeli macie już swoją drugą połówkę przy
 sobie to życzę jak najbardziej
 jeszcze więcej miłości, wierności. 
Jako Rasta życzę Wam błogosławionej drogi do raju, 
którą kroczcie dumnie i z podniesioną głową. 
Żeby nie przejął Was Babilon. 

OBUDŹCIE W SOBIE LWA ! 

bless załogo ! 
Wesołych Świąt dla Was i Waszych rodzin !


piątek, 5 grudnia 2014

Liam cz. 2

w poprzedniej części.. 
Poczułam lekkie wstrząśnięcia moim ciałem. Tak bardzo bolało.
- Policja, proszę wstać. To nie miejsce do spania. - usłyszałam zaspana podnosząc się z twardej ławki. Jak na wrzesień jest dość ciepło, za to ból bardzo mi doskwierał.
- To Ty ! - ten głos, znam go. Spojrzałam w górę i zobaczyłam tego samego przystojnego faceta.
Zabrałam swój plecak i chciałam odejść, jednak on złapał mnie za rękę.
- Nie dotykaj, błagam. - skrzywiłam się, na co on bez słów podwinął mój rękaw.
- Nie bój się. Zawiozę Cię do szpitala, chodź. - powiedział łagodnie. - Jak masz na imię ? - zapytał.

- Rose. - odpowiedziałam cicho.
- On jest już w areszcie, nie skrzywdzi Cię. - uśmiechnął się. - Trzymaj, jest Ci na pewno zimno. - stwierdził i zdjął kurtkę. Dopiero teraz zauważyłam, że on ma już mundur. Tak przystojnie w nim wyglądał. Zawiesił ją na moich ramionach i zabrał z rąk plecak.
- Ile masz lat ? - zapytał prowadząc w stronę radiowozu.
- 18. - wyszeptałam.
- Będziesz musiała zeznawać. - stwierdził, po czym otworzył drzwi samochodu.
- Boje się. - przyznałam stojąc naprzeciwko niego. Pomiędzy nami były drzwi, o które się opierał.
- Pomożemy Ci, obiecuję. Będzie dobrze. - uśmiechnął się. Jego oczy były takie pozytywnie wypełnione. Wsiadłam do auta, a po chwili za kierownicą zasiadł on.
- Masz. - podał mi chusteczki, którymi wytarłam buzię z krwi.
- Wybrudziłam Ci kurtkę. - stwierdziłam podczas drogi.
- Tym się przejmujesz ? - zaśmiał się, a ja milczałam patrząc przez szybę. Było mi coraz cieplej i wygodniej, przez co zasnęłam. Śnił mi się plac zabaw, taki jaki pamiętam z dzieciństwa. Byłam małą dziewczynką bawiącą się w piaskownicy z innymi dziećmi. Od czasu do czasu wstając na równe nogi machałam mamie patrzącej na mnie z czułością. Brakuje mi tego, poczucia miłości i bezpieczeństwa. Sen przerwał mi ktoś lub coś co mną trzęsło. Otwierając oczy nie widziałam już wnętrza samochodu, tylko skoncentrowaną twarz młodego policjanta, gwieździste niebo, wysoki budynek.
- Sama dam radę. - powiedziałam cicho trzymając się jego ramienia.
- Spokojnie, już prawie jesteśmy. - uśmiechnął się. Czułam się w miarę bezpiecznie, więc zamknęłam oczy jeszcze na chwilkę.
Zobaczyłam biały sufit i mocne światło z lewej strony. Przerażona wstałam szybko patrząc gdzie jest Frank.
- Już, już. Połóż się. Jesteś w szpitalu. - powiedział brunet. No tak, oczywiście..
- Boli. - wydukałam zaciskając zęby. Policjant pogłaskał moje włosy i uspokoił wzrokiem.
- Dobry wieczór. Jestem Doktor Rookley i mam już Twoje wyniki. - spojrzałam na drzwi a w nich stała wysoka szatynka w białym kitlu. - Pan jest .. - spojrzała znacząco.
- Pomógł mi. - odpowiedziałam.
- Wyjdę. - speszył się brunet. Oh, nawet nie wiem jak ma na imię.
- Zostań, proszę. - zatrzymałam go chwytając za jego dłoń. Jedynie się uśmiechnął i usiadł obok mojego łóżka.
- Masz minimalny wstrząs mózgu, jest całkowicie nie groźny. Twoja brew jest już zszyta, a usta opatrzone. Dłoń także jest w dobrym stanie, ale zostanie kilka blizn. Jednak, gdy straciłaś przytomność, gdy przyniósł Cię Twój znajomy zrobiliśmy Ci też badania ginekologiczne. - mówiła, a mi zaczęły lecieć pojedyncze łzy. - Musisz zawiadomić policję sama lub mogę zrobić to ja. - dokończyła dotykając mojej zdrowej dłoni.
- Powiedz, że ona żartuje. On Cię zgwałcił ? - zapytał brunet agresywnie wstając.
- Proszę się uspokoić. - powiedziała lekarka.
- Tak. - wyszeptałam. Nie umiałam mu nawet spojrzeć w oczy.
- Jestem z policji i to ja aresztowałem tego gnoja. - powiedział nieco spokojniej.
- Musisz odpoczywać. Lepiej nich Pan już pójdzie. - stwierdziła szatynka. Po chwili zostałam całkiem sama zapadając w głęboki sen. Gdy się obudziłam był kolejny dzień. Po śniadaniu przyszła do mnie ta sama lekarka co wczoraj, mówiąc coś o pomocy psychologa, specjalnych lekarzy. Wspominała też o domach dla ludzi bez dachu nad głową, które pochodzą z.. czegoś takiego jak ja.
- Pani doktor, wie Pani kim jest ten wysoki brunet co mnie przywiózł ? - zapytałam, gdy chciała wyjść.
- Rozmawialiśmy wczoraj chwilkę, gdy poszłaś spać. Przedstawił się jako Liam Payne. Bardzo martwił się o Ciebie. - powiedziała z lekkim uśmiechem i wyszła. Cały dzień przesiedziałam sama na tym łóżku gapiąc się w jeden punkt na ścianie. Popołudniu przyszedł jak zapowiedziała pielęgniarka tajemniczy gość.
- Cześć. - ten melodyjny głos. Jest dla mnie jak muzyka. Brzmi dziwacznie, ale to ten głos zabrał z mojego życia piekło. Stał uśmiechnięty w drzwiach z papierowa torbą w dłoniach.
- Cześć, myślałam, że nie przyjedziesz już do mnie. - stwierdziłam siadając na łóżku, zakrywając kocykiem nogi.
- Wątpiłaś we mnie ? - zapytał siadając obok mnie na łóżku. - Proszę bardzo. - podał mi zapakowane pudełko.
- Pączki ? - zdziwiłam się widząc kolorowe pyszności.
- No bo kto nie lubi pączków. - stwierdził i zabrał jednego. - Jak się czujesz? - zapytał siadając na łóżku przez co ja usiadłam.
- O wiele lepiej. Jedyne co mnie martwi to dzień jutrzejszy. - powiedziałam odkładając na półkę pudełko.
- Jutro wychodzisz ? - zapytał zajadając się słodyczą.
- Tak. Do mieszkania wracać nie chcę. Tam to się stało. - posmutniałam.
- Ej, uśmiechnij się. - powiedział pstrykając w mój nos.
- Wiesz, bo nawet mi się nie przedstawiłeś. - zaśmiałam się, a jego policzki zapłonęły.
- Faktycznie ! - roześmiał się. - Liam Payne. - podał mi dłoń, jednak moja zdrowa ręka była zajęta przez lukrowego pączka, a druga cała z bandażach. Powoli zabrał ją do góry i pocałował leciutko w biały materiał. Teraz ja zapłonęłam rumieńcem, czego strasznie nie znoszę.
Nagle rozległ się dzwonek komórki Liama.
- Przepraszam na moment. - powiedział i wyszedł z sali, jednak nie domknął drzwi, dzięki czemu doskonale słyszałam każde jego słowo. Po chwili wrócił do pokoju z poważną miną.
- Dzwonił mój szef. Jutro musisz wstawić się na komendę. - stwierdził chowając telefon do kieszeni kurtki. 
- Ale ja nie chcę. - powiedziałam stanowczo. 
- On musi być ukarany Rose, nie możesz odpuścić. 
- Idź już. Jestem zmęczona. - wyszeptałam drżącym głosem. Wszystko do mnie wracało. Czułam jego dotyk, oddech, zapach alkoholu wymieszany z potem. 
- Rose spokojnie. - powiedział przeciągając moje imię. 
- Idź stąd! - krzyknęłam pozwalając łzą opuścić moje oczy. Widocznie zrozumiał i bez słowa wyszedł. Uderzyłam pięścią o łóżko co poskutkowało ogromnym bólem dłoni. Z tego wszystkiego, z emocji, bólu fizycznego a nawet przez to, że po prostu żyję, płakałam jak małe dziecko trącące szansę na słodycze w supermarkecie. Położyłam się wygodnie, tak jak mam w zwyczaju. Z jedną ręką na brzuchu a drugą dłoń powoli ułożyłam obok policzka.
-puk puk. - usłyszałam dojrzały, ale sympatyczny głos i spojrzałam w stronę drzwi.
- nie chce gości - burknęłam arogancją.
- Nazywam się Patkynss i jestem pracownicą domu dla miedzy innymi ofiarami przemocy domowej. Chciałabym Ci pomóc. - niska kobieta z blond kokiem z tyłu głowy zignorowała moją prośbę i weszła do sali.
- Nikt mi nie pomoże,. Marnuje Pani czas. - stwierdziłam.
- Rose, tak? - zapytała poprawiając swoją granatową marynarkę. - Spotkałam się z wieloma innymi osobami w tym samym przypadku jak Twój. Każdą z nich ogarniał strach i niechęć do siebie, innych ludzi, a nawet życia. Jednak z odrobiną pomocy stawały na nogi i wiodą wspaniałe życie. Nie możesz się poddać. - wyjaśnienia jej przeleciały przez moją duszę i głowę nie zostawiając maleńkiego śladu.
- Co Pani może wiedzieć? - zapytałam, ale szczerze gówno obchodziła mnie jej odpowiedź.
Kobieta wzięła oddech i wyciągnęła z czarnej teczki plik dokumentów. Podała mi je, ale nawet na nie nie spojrzałam, za ten położyła je na szafce obok.
- Jutro będę w szpitalu u doktor Rookley, wpadnę zobaczyć jak się masz. Przemyśl to jeszcze i zrozum, że jest przed Tobą jeszcze wspaniałe życie. Do widzenia. -uśmiechnęła się i dotknęła pocieszająco mojej dłoni. Zabrała swoje rzeczy i wyszła. Nareszcie mogłam spokojnie zasnąć i śnić o mamie. Po kilku godzinach snu kolejne zmiany opatrunków i leki uspokajające. Kolejne namowy doktor Rookley na skorzystanie z pomocy Pani Patkynss. Nie mogę już tego wszystkiego słuchać. Dacie mi spokój?
Kolejny dzień, może lepszy niż wczorajszy zaczął się od czerstwego śniadania i wizyty policjanta. Spławiłam go pod pretekstem, że nie jestem na siłach i jestem bardzo zmęczona.
W samo połódnie odwiedziła mnie pracownia domu opieki. Rozmawiałam z nią inaczej niż wczoraj. O ile to z wczoraj można było nazwać rozmową. Przeprosiłam nawet za to, ale ona rozumie. Przecież nie jestem pierwsza a także ostatnia, której chce pomóc. Zgodziłam się na jej propozycje i podpisałam dokumenty. W końcu nie potrzebuję do tego odpowiednich organów, władz czy opiekunów. Jestem osiemnastolatką.
ciąg dalszy już niebawem..