sobota, 11 stycznia 2014

Louis (część 4)


Zobaczyłam do kogo należy dłoń , która bez skrupułów spoczywa na moim
biodrze. Widząc błyszczące od alkoholu brązowe oczy, które wraz z ciemnym zarostem i kruczoczarnymi włosami tworzą idealną parę. 
Spojrzałam na Lou, który nie zauważył, że szatyn beztrosko mnie dotyka. Czym prędzej zrzuciłam ciężką dłoń z ciała, a mój ruch nie umknął uwadze Louisowi. 
- Lou chodź- powiedziałam, ciągnąc jego dłoń, gdy zobaczyłam, że groźnie zbliża się do szatyna. 
- Czego od niej chcesz.? - zapytał Tomlinson stając na przeciw niego, tym samym zasłaniając mnie sobą. 
Położyłam dłonie na jego ramionach i przysłuchiwałam się im.
- Louis, przecież jej nie skrzywdzę. - zaśmiał się obcy dla mnie facet. Dla Lou nie był nie znajomym, a wręcz przeciwnie wydawało mi się jakby byli dobrymi znajomymi. Chociaż, czy ja wiem czy dobrymi. Sądząc po wrogości Lou wobec tego człowieka raczej nie byli przyjaciółmi. 
- Śledzisz mnie? - zapytał podchodząc do faceta, który był tego samego wzrostu co Lou. 
- Masz mi do oddania mój skarb, więc nie chcę, żebyś robił głupstw. 
- Oddam ci to, ale ręce precz od TI- powiedział Lou popychając go.
Koleś mocno się zdenerwował tym nieprzemyślanym ruchem swojego znajomego, ponieważ bez zastanowienia rzucił się na bruneta. 
- Lou!- krzyknęłam, gdy jego nos zaczął krwawić od mocnego uderzenia. Poczułam jak ktoś mnie łapie za dłoń i odciąga od bijących się chłopaków. To był przyjaciel Lou, który kurczowo mnie trzymał za łokcie i nie pozwolił mi pomóc chłopakowi. 
- Na co czekasz? Pomóż mu. - krzyczałam na blondyna. 
- Lou sobie poradzi. Jak zawsze. Przecież on się bije prawie codziennie. - powiedział.
- Co?- zapytałam zdziwiona.
- Nie ważne. - powiedział próbując mnie uspokoić. Rzucałam się i krzyczałam, ale na nic. 
Widziałam wszystko jakby w zwolnionym tempie. Każdy cios zadany Lou był dla mnie również bólem. Zaraz. Co ja powiedziałam? Zależy mi na nim ? 
Kolejne uderzenie pięścią w żebra Lou i wielkie, psychiczne zdziwienie. Jego ciało krwawi, więc wylewa z siebie bordową ciecz przy łuku brwiowym , tak jak moja dusza. Ona też krwawi, więc wylewa oczami bezbarwne krople. Mam odpowiedź na pytanie. Cholernie mi zależy. 
Był zmęczony, ale nie oddał mu zwycięstwa. Krople potu na czole bruneta mieszały się razem z krwistą cieszą obok brwi. Zobaczyłam, że szatyn wyjmuje z tylnej kieszeni spodni coś srebrnego. Świat przybrał zimnych barw, a raczej stracił wszystkie. Nic nie było ważniejsze, od pomocy Tommo. Wyrwałam się z objęć blondyna i ....ból. 
*LOUIS*
Wpadła przerażona w moje ramiona, ale nic nie mówiła. Patrzyła głęboko w moje oczy jak zahipnotyzowana. Cichutko zapiszczała marszcząc brwi i uwalniając w oczach oznakę bólu. Jej dłoń znikła z mojego obojczyka za jej plecami, po czym znów ją zobaczyłem. Uniosła dłoń na wysokość naszych oczu, które skierowaliśmy na jej maleńką, delikatną dłoń. Trzymała w niej nóż. Nie był dla mnie żadną oznaką. Ale krew, która spływała ze szpica w stronę dłoni dziewczyny, była dla mnie najważniejszym i najpiękniejszym znakiem. Udowadniała mi, że dla tej bezbronnej istoty, która kurczowo zaciska pięści na mojej koszulce, jestem kimś. Nie długo mogłem widzieć broń. Siła ulatniała się z niej bardzo szybko. Niczym krew, która wsiąkała w materiał jej ubrania. Nie tylko to ją opuściło. Życie. Widziałem z jej oczach jak z niej uchodzi, a jej ciało osuwa się na zimną podłogę, gdzie się znajduje kilka kropel krwi wraz ze srebrnym zabójcą. Złapałem mój największy skarb w ramiona, dotykając rany. Krzyczałem o pomoc. Krzyczałem, aby mnie nie zostawiła. Jej głowa opadła na moje ramię, a na szyi czułem głębokie oddechy. Nie mogłem jej utrzymać, a moje nogi były ja z waty. Razem z przyjacielem położyłem ją na podłodze. On zadzwonił po pomoc, której ja nie mogłem jej dać. Jedynie mogłem błagać ją o zostanie przy mnie. Ale nie jako aniołek, którego nie zobaczę, ale jako żywa osoba, którą będę mógł dotykać, całować. Klęknąłem obok niej biorąc jej głowę na kolana. Nachyliłem się nad nią i całując ją, błagałem o cud. 
- Boje się. - wyszeptała łapiąc moją dłoń. 
- Nie możesz. Musisz być zwycięzcą. - powiedziałem całując jej drżącą dłoń. 
- Ja umrę, ale ty żyj. - Twoje największe szczęście, twój skarb. On mówi Ci, że umiera. 
- Będziesz żyć. Umrzesz jako staruszka w bujanym fotelu,  nie tutaj.- powiedziałem usuwajac z głowy wszystkie swoje marzenie, a dając na pierwsze miejsce nowe życzenie. Przeżyj i bądź szczęśliwa. 
- Mam nadzieję, że znajdziesz to czego szukasz. - Nie ma już nic. Jej powieki zamknęły się jak brama do raju. Mojego osobistego, jej tęczówek, w których tak wiele skrywała. Serduszko nie działa. Nie bije jak moje i nie rozrywa się z bólu jak moje. Zmarła ona i ja. 


I koniec opowieści z Lou. Jak wrażenia? :D Mam nadzieje, ze świetnie mi wyszło :D hahha. Idę coś zjeść, bo burczy mi w brzuuuchu jak Niallowi. Paaa:* PIszcie z kim chcielibyście kolejny imagin. 

5 komentarzy:

  1. Świetny *.* nie spodziewałam się takiego zakończenia... Piszesz wspaniale :*
    Kolejny może z Liamem ? ^^
    Życzę weny :* czekam na kolejne arcydzieła :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Na serio to już koniec?! Ale jak to? Przecież.... Nie no to nie może się tak skończyć! Przecież ona nie może umrzeć.... Jestem w wielkim szoku! Po prostu wywołujesz u mnie skrajne emocje swoimi imaginami. Czasami lecą mi z oczy łzy, a czasami mam wielki uśmiech na twarzy.

    @JustJustine19

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowny! Taki koniec sobie wyobrażałam. Hmmm może następny z Niallerem , proszę ! ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Fantastyczny ! Nie tak wyobrażałam sobie zakończenie. Myślałam, że będą razem i skończy się happyendem. Lecz szczerze mówiąc jestem pozytywnie zaskoczona. To jest naprawdę cudowne. A co do następnego imagina to jestem za Niall'em <3

    ××

    OdpowiedzUsuń
  5. *__* geniusz! *__*

    OdpowiedzUsuń