sobota, 31 maja 2014

Imaginy z gifami

Zapraszam na pierwszy post z gifowymi i w formie tweetów imaginami. Jeszcze raz zaznaczam, że to pierwszy, można nazwać próbny post. Mam nadzieję, że się będą nadawać :) Miłego czytania :) 



1.  Harry zabrał Cię na wycieczkę niespodziankę. Jechaliście dość długo autem w nie bardzo znane dla Ciebie regiony. Na miejscu okazało się, że zabrał Cię na wspaniałą i długą plażę, gdzie macie spędzić cały dzień tylko w swoim towarzystwie. Po rozłożeniu koca i torby z różnymi rzeczami plażowymi rozebraliście się i Harry namawiał Cię do wskoczenia do wody. Wolałaś się opalać, ale chłopak uprał się i sam zaniósł Cię do błękitnych fal. 

2.  Masz ciężki dzień i jesteś dość smutna, więc idziesz do Liama, aby spędzić z nim kilka chwil, bo wiesz, że przy nim nie da się być smutnym. Weszłaś do małego domku przyjaciela niedaleko plaży. Zobaczyłaś, że akurat miał gościa, dziewczynę z waszej klasy, którą interesował się twój przyjaciel. Poczułaś się dziwnie widząc ich prawie całujących się, wiec uciekłaś. Poszłaś na plażę, tam gdzie zawsze Liam uczy Cię surfingu. 
Liam widząc Cię w złym stanie odpuścił sobie tą dziewczynę i pobiegł za Tobą, na plaże. Złapał Cię w ramiona i pocałował w skroń. 


3.  Postanowiłaś zaprosić Louisa na obiad w Twoim domu, gdzie Twoja rodzina ma poznać Lou. Był dość zestresowany wizytą, ale stawił się na odpowiednią godzinę, a Ty zaprosiłaś go do środka, gdzie w salonie obok nakrytego stołu czekali Twoi rodzice i rodzeństwo, które w sumie zna chłopaka ze szkoły. Twoja mama podeszła do Lou:
- Dzień dobry.  - powiedział zestresowany. 
- Witam Louis. Mówiła, że jesteś przystojny, ale nie aż tak. Jesteś prawdziwy ? - zapytała. 

4.  Malik został u Ciebie na noc, bo gdy był u Ciebie rozpadało się na dobre, błyskało i wiało okropnie. Twój tata powiedział, że ma spać na podłodze, a co kilka chwil przychodził i sprawdzał co robicie. Gdy wyszedł, po tym jak widział, że już śpicie, ty na łóżku, Zayn na podłodze, wychyliłaś się i pocałowałaś chłopaka. 

5. Od tygodnia chodzisz do nowej szkoły, gdzie nie jest najgorzej na świecie, a powiedzenia, że w nowi w szkole mają gorzej i jest nie miło okazało się nieprawdą. Złapałaś już mały kontakt z ludźmi, poznałaś koleżankę, z która spędzasz najwięcej czasu i przesiadujesz ciągle. Dzisiaj jej nie ma, a Ty poczułaś się zakłopotana wiedząc, iż będziesz siedzieć na każdej lekcji, bo każdy ma już kolegę w ławkach. Weszłaś do klasy i zobaczyłaś, że pewien blondyn siedzi sam, ale nie odważyłaś się do niego iść. Lekcja już trwała, a Ty kierując się do ławki usłyszałaś od nauczyciela, żebyś usiadła z Niallem, bo będzie praca w parach. 
Byłaś taka szczęśliwa, bo spodobał Ci się już pierwszego dnia, ale twoja nowa przyjaciółka ostrzegała Cię przed nim. 


6. Idziesz z przyjaciółmi na miasto i w ich gronie zamierzasz spędzić cały dzień bawiąc się, wspominając Wasze dzieciństwo. Wyprowadziłaś się, gdy miałaś 9 lat, a teraz przyjechałaś znowu do miasteczka mieszkać. Zmieniłaś się. Wyrosłaś z niskiej i nieco okrąglejszej dziewczynki w warkoczu i koszulce z misiem na wysoką i uroczą młodą kobietę z gęstymi lokami w sukience w kwiaty. Idąc ze znajomymi przypominałaś sobie każdą ulicę i bawiłaś się świetnie. Puki nie uderzyłaś w wychodzącego zza rogu człowieka. 
- Przepraszam najmocniej. - powiedziałaś speszona faktem, że jak i Ty tak i ona byliście ubrudzeni kawą, którą niosłaś. 
- Nie masz za co. Spierze się, nie będzie śladu. - zaśmiał się chłopak, na którego spojrzałaś i zastanawiałaś skąd znasz jego buzię. 
- TI! Idziesz ? - krzyknął ktoś z grupki Twoich przyjaciół czekających na Ciebie. 
- TI? - zapytał niepewnie, ale nieco rozbawiony. - Zmieniłaś się. - stwierdził.
- Louis, tak bardzo się zmieniłeś. - powiedziałaś rozpoznając chłopaka z byłej klasy. 
-  Wyładniałaś. Jeeeej. - powiedział zachwycony Tobą. 

7.  Louis wylatuje na kolejny koncert z trasy. Żegnasz go na lotnisku, a wokoło Was jest tłum ludzi z ekipy, ochrony, a nawet fanów. Po raz ostatni dostajesz słodkiego buziaka, a potem patrzysz na chłopaka. Nie chcesz płakać, bo nie chcesz smutnego pożegnania, a otuchy daje Ci fakt, że za 3 tygodnie spotkasz ukochanego. Louis marszczy nos i przysuwa się do twojej twarzy pocierając nosem o twój, a Ty się tylko słodko uśmiechasz słysząc wokoło Was ciche "aww". 











sobota, 24 maja 2014

1 rok

23 maja 2013! 
To data, kiedy powstało iamdirectioner. 
Mija rok od tej daty,
 a ja nie mogę w to uwierzyć.
 23 tysiące wejść, a każde kolejne 10, 100, 500, 1000 uszczęśliwia mnie coraz bardziej. 
Dziękuję, że jesteście i czytacie moje prace, komentując je wspaniałymi słowami.
 Pierwsze urodziny ponoć najważniejsze, potem leci jak z górki!  
Mam nadzieję, że kolejny rok, będzie równie świetny jak ten. Ten pierwszy! 
Dziękuję ♥ 
Opalajcie się :) 


środa, 21 maja 2014

Zayn część 1

-Cześć ! - krzyknęłam wchodząc do domu Malik jak do swojego. Nie odezwał się słowem, ale zignorowałam to i zanosząc dwie torby z zakupami do  kuchni nuciłam sobie pod nosem. Odstawiając siatki na blat podkręciłam głośność radia, gdzie leciała akurat skoczna piosenka. Podrygując do melodii zaczęłam rozpakowywać produkty. - Zayn!? - krzyknęłam zaczynając być niespokojna. Znowu cicho, więc zostawiając swoją pracę poszłam na poszukiwanie chłopaka.

- Malik, do cholery, gdzie jesteś ? - zapytałam zaglądając do każdego pokoju po kolei, ale w ani jednym nie znalazłam mojej zguby. Ostatnim pomieszczeniem była jego sypialnia, gdzie niepewnie weszłam, po tym jak nie usłyszałam pozwolenia na wejście, gdy zapukałam. Wieczór sprawił, że pomieszczenie opętał zmrok, ale zamieszczony na niebie księżyc pozwalał mi na dostrzeżenie kilku obiektów. Drzwi prowadzące na balkon były otwarte, a lekki wiatr poruszał białymi firanami. Przechodząc przez pokój odsłoniłam materiał i weszłam na piękny balkon, o którym Zayn marzył. Zobaczyłam jak siedzi zawinięty w czerwony, puszysty koc między kilkoma poduszkami na kanapie.
- Tutaj jesteś. - ucieszyłam się, ale on nawet nie mruknął pod nosem, ani nie spojrzał na mnie. Siedział wgapiony w tętniące życiem miasto. Uśmiech szybko zszedł z mojej twarzy, a pojawiło się raczej zmartwienie.
-Wiesz.. - zaczął naglę, po czym na kilka sekund zamilkł. - Wiesz, że jesteś moją najlepszą przyjaciółką? - zapytał.
- Co to za pytanie? - zadziwiłam się stojąc w tym samym miejscu.
- Nigdy mnie nie zostawiłaś. W żadnej sytuacji. - powiedział spoglądając na mnie.
- Zayn, co jest ? - zapytałam podchodząc do niego i kucając obok niego.
- Nic, zupełnie nic. - stwierdził.
- Chodź, jest zimno. Zrobimy kolację. - uśmiechnęłam się do niego łapiąc jego zmarzniętą dłoń, a on tylko odesłał uśmiech i wstał z kanapy. Otulając mnie ręką pocałował w policzek.
- Za co to ? - zapytałam uśmiechnięta, dalej tkwiąc w jego ramionach.
- Bez okazji. Po prostu. - stwierdził podnosząc ramię zniżając do niego głowę.
- Idziemy jeść- powiedziałam ciągnąc go do kuchni, gdzie w mgnieniu oka powstała pyszna kolacja, którą zjedliśmy podczas rozmowy o wszystkim, i tak na prawdę o niczym. Zauważyłam, że Zayn jest jakiś taki nieobecny, przez co i ja nieco posmutniałam. Odłożyłam widelec na talerz i wstałam od stołu. 
- Zayn, co się dzieje? - zapytałam stojąc nad nim i kładąc mu dłoń na ramie. 
- Zły dzień. Pozmywam. - stwierdził i szybko odszedł od stołu zabierając kilka naczyń do kuchni.
Zabrałam resztę i poszłam za nim. 
- Problemy w pracy ? - spytałam, bo martwiłam się bardzo. Może mogłabym mu pomóc, rozweselić go jakoś. 
- Nie. - mruknął pod nosem, wkładając naczynia do zmywarki. 
- No to może ...- zamyśliłam się. - Zakochałeś się nieszczęśliwie? - zapytałam i usłyszałam dźwięk tłuczonych naczyń. 
- Musisz wiedzieć wszystko?! To moja sprawa, więc się nie wpieprzaj, słyszysz ?! - wykrzyczał do mnie z furią. Pierwszy raz od naszej 7 letniej przyjaźni na mnie nakrzyczał. Wiem, że Zayn jest uważany za osobę agresywną, która nie panuje nad sobą i jest zawsze i wszędzie chętny do bójki. Nie raz mnie przed nim ostrzegali, że kiedyś jeszcze ja od niego dostanę, ale ja nie widzę w nim złego człowieka. Przy mnie panuje nad emocjami wobec mnie i innych. Jednak nie tym razem. Mimo, że wystraszyłam się jego krzyku, wiedziałam, że mnie nie skrzywdzi. Nie on. Nie mnie. Byłam pewna, że nic mi nie grozi, że nie podniesie na mnie ręki, ale zabolały mnie jego słowa. Nie miał przede mną tajemnic, tak jak ja przed nim. 
- Pójdę już. - powiedziałam stanowczo. Nie uroniłam łzy. Zawsze obiecałam sobie, a nawet Zaynowi, że nie będę płakać przez chłopaków, więc mam uronić łzę przez niego? Nigdy. Wyszłam z kuchni i w szybkim tempie znalazłam się w korytarzu. 
- Ti poczekaj. - usłyszałam już łagodny głos Malika, który podążył za mną. Nie odezwałam się słowem, tylko nadal kierowałam się do wyjścia. - Stój. - powiedział łapiąc mnie za biodra i ciągnąc, abym odwróciła się do niego przodem. 
- Co ? - zapytałam plącząc ręce na brzuchu. 
- Przepraszam. - przytulił się do mnie otulając moje ramiona swoimi.- Nie powinienem krzyczeć, ale mam okropny dzień i nic mi nie wychodzi. - stwierdził odsuwając się ode mnie.
- Martwię się po prostu. - stwierdziłam. 
- Wiem, wiem. Przepraszam. - powtórzył. 
- Muszę już iść, jutro znowu robię za nianię. - powiedziałam przypominając sobie o mojej dorywczej pracy na weekendy. 
- Odwiozę Cię. - stwierdził i zabrał z wieszaka swoją skórzaną kurtkę i założył buty. Wsiedliśmy do jego samochodu i słuchając cicho grającej muzyki, kierowaliśmy się do mojego domu. 
- Masz wieczorem czas? - zapytał zatrzymując się przy domku, gdzie ja wraz z moimi przyjaciółkami mieszkamy już prawie 2 lata. 
- Mam wolne, a co ? - zapytałam odpinając pas. 

- Chciałbym..- przełknął głośno ślinę, zaciskając dłonie na kierownicy. Wlepiłam w niego wzrok i czekałam, aż skończy. 
- Zayn. - powiedziałam. Miałam wrażenie, jakby się zaciął. 
- Umówisz się ze mną na randkę ? - otrząsnął się, a mnie wbiło w fotel. 

piątek, 16 maja 2014

Liam część 3.

Mój telefon wypadł mi z dłoni, tak jak zawieszona na nadgarstku lewej ręki torebka. Zostawiając rzeczy na podłodze odwróciłam się i wyszłam z mieszkania, trzaskając za sobą drzwiami. Zbiegłam ile sił miałam pod schodach i już oddychałam świeżym
powietrzem. Chciałam zadzwonić do mamy, brata, kogokolwiek, żeby mnie zabrali do domu, tak gdzie czuję się bezpiecznie. Cholerny telefon został na górze, więc wybrałam się na spacer. Zastanawiałam się, co ja wyprawiam. Ja i Liam nie jesteśmy razem, a więc jak i on tak i ja możemy robić coś nam się upodoba. Robię z siebie tylko kretynkę. Weszłam na teren bliźniaczego domu i już po chwili gościłam w domu rodziców, oglądając  zdjęcia w ramkach na korytarzu. Jak weszłam do kuchni wiedziałam roześmianą mamę, którą porwał do tańca tata. Na jej palcu widziałam jej zaręczynowy pierścionek, o którym słyszałam ciekawą historię. Należał do babci mojego ojca, która na łożu śmieci prosiła o to, aby ten pierścionek był własnością żony jej wnuka. Mama nigdy go nie zdejmowała, a ja będą mała zawsze marzyłam o pierścionku babci, który miał mi dać książę na dowód jego miłości. Zawsze im zazdrościłam jak świetni są po tylu latach. 
- Córcia!- krzyknął tata przestając hasać po kuchni. 
- Jakaś okazja? Coś się stało ? - zapytałam opierając się o blat wysepki. 
- Cieszymy się, że ułożyło Ci się. - powiedział dumnie. 
- Tata myśli, że może macie nam coś do powiedzenia. No wiesz. Że będziecie rodzicami. - rzekła. 
- Nie. Oszaleliście wszyscy. - zaprzeczyłam. 
- Nie denerwuj się. Jeszcze macie czas. - uspokoił mnie tata przytulając się do mnie. 
- Gdzie Liam ? - zapytała nagle mama, na co ja zaniemówiłam. 
- Coś się stało ? - dopytywał tata. 
- Ti, skarbie. W porządk? - mama chwyciła w dłonie moją twarz. 
- Liam, jest teraz zajęty. Spotkał się ze znajomymi. - powiedziałam zdenerwowana, ale uśmiechnięta. 
*Liam*
O mały włos z drzwi wejściowych nie wyleciała szybka, gdy Ti nimi trzasnęła. Pewnie się speszyła,, zawstydziła, w sumie nie była to dla nikogo z nas komfortowa chwila. Ja i Ruth może spróbujemy od nowa, ale to kwestia czasu. Gdy moja fałszywa narzeczona wybiegła widziałem, jak i słyszałem telefon upadający na ziemię razem z torebką. Schyliłem się po nie, odkładając na sofę torebkę, ale to co zobaczyłem na ekranie telefonu odebrało mi możliwość oddychania. Ti jest piękną kobietą, nie można nic jej zarzucić, z resztą zawsze była ładna, nawet jako dziewczynka w białych rajtuzkach z brudnymi kolanami i sukience z falbankami. Jednak na tym zdjęciu w tej sukni była spełnieniem marzeń. Biel i koronka sukni idealnie pasowały do jej nieśmiałego uśmiechu. Będzie nie wątpliwie najpiękniejszą panną młodą, gdy znajdzie tego jedynego. Gapiąc się w jej zdjęcie poczułem na plecach dłonie posuwające się ku ramionom. 
- Śliczna jest. - powiedziała blondynka. 
- Wiem. - stwierdziłem. 
- Ale nie zajmuj się nią tylko mną. - wyszeptała zabierając komórkę z mojej dłoni i rzucając na kanapę. Stojąc na przeciwko mnie zaczęła mnie całować, dotykać po klatce, ale zabrałem jej dłonie. 
- Mam spotkanie, musisz iść. - powiedziałem odchodząc od niej. 
- Jutro u mnie o 19. - powiedziała puszczając mi oczko i poszła się ubrać. Wróciłem do łazienki i przygotowałem się do dnia. 
Martwiłem się o Ti, gdy już była późna pora. Od kiedy Ruth poszła cały dzień przechodziłem z kuchni do salonu czekając na Ti. Dzwoniłem do jej rodziców, ale nie odbierają, pewnie tam jest i im zabroniła, tylko niby czemu ? Nic złego jej nie zrobiłem. Usiadłem na fotelu patrząc w mrok na oknem, gdy usłyszałem skrzypienie na korytarzu. Odwróciłem się i zobaczyłem Ti. Bez słów skierowała się do części sypialnianej. 
- Poczekaj. - powiedziałem odchodząc do niej szybko o łapiąc jej dłoń. 
- Liam. Przepraszam za dzisiaj, nie powinnam tak wchodzić. - stwierdziła i zabrała dłoń odchodząc ode mnie. 
- Gdzie byłaś ? - zapytałem idąc za nią. 
- W domu. - odpowiedziała zdejmując sweter i naciągając podwiniętą białą bluzkę. 
- Martwiłem się. Tak szybko wyszłaś. - powiedziałem stojąc za nią.
- A co miałam tak stać i się patrzeć jak ta cała Ruth i Ty... - zaniemówiła. Zabrała swoje rzeczy i poszła do łazienki. Po kilkunastu minutach wyszła ubrana już w czarną dłuższa bluzkę i szare krótkie spodenki, przez co miałem idealny widok na jej nogi. 
- Co Ty robisz? - zapytałem widząc jak rozkłada poduszki i koc na kanapie. 
- Chcę iść spać. - powiedziała nie patrząc na mnie. 
- Ja będę spał na kanapie, Ty śpisz na łóżku przecież. - zdziwiłem się. 
- Nie będę na nim spać. Ty masz z nim, a raczej miałeś w nim przyjemne wspomnienia, więc śpij dobrze. - powiedziała i usiadła klepiąc w poduszkę.
- Byłaś dzisiaj z moją mamą przymierzyć suknię, prawda ? - zapytałem kucając przed nią. 
- Spontan. - powiedziała chłodno kładąc się. 
- Ta suknia była piękna. - rzekłem. 
- I co z tego. Nigdy jej nie założę drugi raz. - odwróciła się do mnie plecami, a ja zrezygnowany poszedłem. 
Rano obudziła mnie mama, która szukała TI. 
- Liam, nie ma jej tam. - stwierdziła wychodząc z łazienki. 
- No to nie wiem. - wymruczałem w poduszkę.
- Do cholery! Liam. - krzyknęła uderzając mnie ramie. 
- Co ? - zapytałem z wyrzutami, podnosząc tylko głowę. 
- Gdzie jest twoja narzeczona, chyba powinieneś wiedzieć. - stwierdziła. 
- Pewnie u rodziców. - powiedziałem kładąc się znów. 
- Zadzwonię. - dała mi spokój na kilka minut po czym wróciła do mnie. 
- I co ? - zapytałem. 
- Nie mają pojęcia gdzie jest. Liam, ona była ...o matko!- wykrzyczała nagle. 
- Co ? - zerwałem się z łóżka, a mama wskazywała na szafę. 
- Zabrała rzeczy. - powiedziałem jakby sama do siebie widząc brak jakiejkolwiek rzeczy TI. Zerwałem się z łóżka i pobiegłem do łazienki, ale tam też było pusto. Mama dzwoniła milion razy do niej i do jej rodziny, której powiedziała, że Ti nie ma. Ja za ten czas ubrałem się i starałem się odszukać miejsce w myślach, gdzie może być. Wszedłem jeszcze raz do łazienki umyć zęby, a na lustrze zobaczyłem mała karteczkę " przeproś rodzinę. Wracam do Nowego Jorku ". 

środa, 14 maja 2014

Liam część 2

Odłożyłam na sofę torebkę i rzuciłam się na łóżko. Wszystko było jednym ogromnym pomieszczeniem, jednak wydawałoby się, że każdy domowy kąt jest osobno. Sypialnie od reszty mieszkania oddzielały zwisające z sufitu obrazy twórczości matki Liama. Kolorowe poduszki na sofie idealnie współgrały z ciemnym drewnem mebli. - Zmęczona ? - zapytał Payne taszcząc nasze walizki pod szafę. 

- Tak. Chce spać. - powiedziałam zabierając poduszkę i kładąc ją między ramieniem a głową. 
- Ja też padam na twarz. Chcesz iść pierwsza do łazienki? - zapytał, grzebiąc w swojej walizce. 
- Nie, idź Ty. - stwierdziłam nadal leżąc na łóżku. On się tylko uśmiechnął i znikł za drzwiami łazienki. Zahaczając butem o but zdjęłam je i wstałam z materacu. Resztkami sił doczołgałam się do sofy, gdzie położyłam się i mimo woli zasnęłam. 
Obudziłam się w samej bokserce i bieliźnie na wielkim łóżku w sypialni. Nie wiedziałam jak to się stało, że zasypiałam w salonie. 
- Przeniosłem Cię. - uśmiechnięty Liam stał w samych spodniach obok obrazów. 
- Nie potrzebnie. - stwierdziłam siadając na łóżku. 
- Rozebrałaś się sama. - rzekł, jakby się bał, że zacznę panikować. 
- Liam, daj spokój. - zaśmiałam się. - Co na śniadanie ? - zapytałam czując zapachy z kuchni.
- Jajecznica. Zapraszam. - powiedział i znikł z mojego punktu widzenia. Wyplątałam się z pościeli i podeszłam do walizki. Zabrałam potrzebne rzeczy i szybko wzięłam prysznic. Zjedliśmy wspólne śniadanie, które zakończyła wizyta mamy Liama, która proponowała nam małe zakupy. 
- Może wybierzcie się same, co ? Ja nie nadaje się do tego. - próbował się wymigać, a widząc jego skwaszoną minę, odpuściłyśmy mu. Zabierając brązową torebkę i beżową kurteczkę wyszłam razem z moją, jak wszyscy myślą przyszłą teściową. Przeszłyśmy przez restaurację, gdzie już obsługiwano pierwszych gości, a moją towarzyszkę traktowano z szacunkiem. Pani Payne zawsze była damą z gracją, ale nie brakowało jej humoru. Przy długiej białej ladzie zobaczyłam długonoga blondynkę z czarną kopertówką w dłoni, ubraną w dość kuszącą czarno białą sukienkę. Byłyśmy przeciwieństwem w każdym calu. Ja w brązowej bluzce, czarnych rurkach i baletkach z upiętymi lokami w tyłu głowy. Ona z prostymi włosami na ramionach w eleganckiej sukience. 
- Witaj Ruth. - powiedziała starsza kobieta, na co blondynka wstała i przytuliła ją. 
- Dzień dobry. Jak miło Panią widzieć. Podobno Liam wrócił, muszę go odwiedzić. Może jest gdzieś tutaj? - zapytała co słowo poprawiając włosy. 
- Jest na górze.- odpowiedziała. - To jest Ti. - przedstawiła mnie jej. 
- Miło mi. Wybieracie się gdzieś ? -zapytała. 
- Zakupy z przyszłą synową. - powiedziała dumnie. 
- Liam się z Tobą zaręczył? - zdziwiła się. 
- Tak. - udzieliła się jego matka. 
- Musze się zbierać. Miłych zakupów. - uśmiechnęła się, a ja razem z kobietą wyszłyśmy na zakupy. Opowiadałyśmy sobie różne historie, wspominałyśmy moje dzieciństwo. Przechadzając się po sklepach zatrzymała się przed jednym. 
- Coś się stało? - zapytałam. 
- Nie, jest wszystko w porządku. Cieszę się, że to właśnie ty będziesz żoną mojego syna. Ruth i Liam byli kiedyś narzeczeństwem, ale wcale mnie to nie cieszyło. - powiedziała. 
- Nie wiedziałam, że miał narzeczoną. - stwierdziłam. 

- Spójrz. - pokazała palcem na szybę sklepu. Przed nami na manekinie wisiała przepiękna suknia. Nawet będą małą dziewczynką nie wyobrażałam sobie takiej. Piękno w każdym centymetrze materiału. 
- Wejdziemy ? - zapytała chwytając mnie za dłoń. Pokiwałam tylko głową na zgodę. 
*Liam*
Zbierałem naczynia po śniadaniu, aż usłyszałem dzwonek do drzwi. Otworzyłem i zobaczyłem Ruth, moją byłą. 
- Witaj przystojniaczku. - zaśmiała się wchodząc jak do siebie. 
- Ruth, co Ty tutaj? - zapytałem zdziwiony. 
- Wpadłam do miasta na kilka dni do siostry i postanowiłam odwiedzić restaurację twoich rodziców. Spotkałam na dole twoją mamę i - zatrzymała się w słowie, ale krążyła po całym mieszkaniu. - narzeczoną. 
- Ruth, po co tutaj przyszłaś? - ciekawiło mnie to. 
- Wybić Ci ten pomysł z głowy. Małżeństwo? Proszę Cię. - zaśmiała się cwaniacko podchodząc do mnie. 
- Daj spokój. - powiedziałem i poczułem jej zimne dłonie na moich obojczykach. 
- Liam, wróć do mnie. Było nam tak dobrze. - stwierdziła przybliżając się do mnie. 
Nie wytrzymałem tego. 
*Ti*
Po zakupach od razu wróciłam do domu, a w drodze przeglądałam zdjęcia w telefonie z dzisiejszego przymierzenie sukni. Była idealna, a mama Liama, aż się popłakała. Wszyscy pracownicy zachwycali się, jak bardzo pasuję do mojej urody. Byłam nią oczarowana, ale szkoda, że jej nigdy nie będę mieć. 
Weszłam do środka nie odrywając oczu od ekranu. 
- Liam, nie uwierzysz.Przymierzyłam suknię ślubną, bo Twoja mama mnie prosiła i ... - powiedziałam podnosząc oczy. Zobaczyłam jak na łóżku leży półnaga Ruth, a Liam w samych bokserkach wychodzi z łazienki. Cholerna przykrość. Czemu? 

piątek, 9 maja 2014

Louis część 6 (ostatnia)

Na kocu znalazły się jej ulubione owoce, które zawsze jadała na śniadanie w szkole. Zapamiętał je. 
- Louis. - powiedziała łapiąc jego ramienia, gdy chciał wyjąć jeszcze coś z koszyczka. 
- Tak? - zapytał stając na wprost niej. 
- Chciałabym popływać. - uśmiechnęła się. 
- Yyy, jasne. - powiedział zaskoczony. - Poczekaj moment, tylko.. - nie dokończył bo dziewczyna odeszła od niego w stronę fal obijających się o brzeg. Po drodze zrzuciła ze stóp trampki i podeszła do wody, która sięgała jej kostek. Louis widząc ją zamarł. Jej loki falowały na wietrze, wraz z trenem jej sukienki. Piękna. Idąc do niej zauważył, że sięga po koniuszki swojej kreacji i zadziera ją do góry, po czym odrzuca materiał do tyłu. Najpiękniejsza. Odwróciła się do niego. 
- No chodź. - zaśmiała się wystawiając dłoń. Zdjął swoje szare tomsy, białą koszulkę i spodenki. Podbiegł do niej i złapał ją. Trzymając w ramionach ją, śmiejącą się, wszedł do wody. Na jej dekolcie zauważył bliznę, ale wolał nie pytać, bo nie chciał psuć tego radosnego dnia. 
- Zimno ? - zapytał idąc dalej. 
- Nie. - powiedziała trzymając się jego ramion, gdy delikatnie ją puścił do wody. Czuła się wspaniale. Urządzili wyścigi, chlapali się, przytulali.
Śmiała się, a on cieszył się, że ją ma. Z sinymi ustami dziewczynę zabrał na koc. Niósł ją jak księżniczkę i otulił ręcznikiem z samochodu. Zajadali się owocami przy rozmowie, aż oboje postanowili wracać. Jej mokre włosy nieco pomoczyły materiał sukienki. Zbierali swoje rzeczy. 
- Idziemy ? - zapytał stojącą tyłem do niego dziewczynę. Wpatrywała się w wodę. W odbijające się w falach promienie zachodzącego powoli słońca. 
- Ti . - dotknął jej bioder, aby otulić ją i położyć brodę na jej ramieniu. Pocałował jej szczękę kilka razy. 
- Chcesz wiedzieć ? - zapytała. Wtuliła się w jego ciało z myślą, że to ostatni raz. 
- Słucham ? - nie wiedział o co chodzi. 
- Krew z nosa, omdlenia, nieobecność w szkole. - powiedziała spokojnie. Była opanowana, mimo strachu w głowie. 
- Słońce, jeżeli nie chcesz to.. - mówił.
- Miałam przeszczep. - przerwała mu. 
- Nie musisz mówić, ja szanuję twoje zdanie i nie namawiam. - mówił, mówił, mówił. 
- Louis.- podniosła głos. - Mam nowe serce. - wyszeptała pozwalając, aby jedna maleńka łezka spadła na materiał sukienki. Odwrócił ją do siebie przyciągając ją jak tylko się da. 
- Jak to ? - płakali oboje. 
- Od zawsze miałam problemy z sercem. Dlaczego nie spędziłam dzieciństwa jak ty? Bo w każdej chwili mogło przestać bić. Non stop tylko lekarze i szpitale. Nie mam dobrych wspomnień z dzieciństwa. Pomyślałam, że teraz, mając nowe serce mogę żyć normalnie. Zbierać wspomnienia i cieszyć się każdym dniem. Cztery miesiące temu podczas wakacji wyjechałam ma dwa miesiące do Irlandii, gdzie dostałam nowe serduszko. - uśmiechnęła się dotykając miejsca, gdzie w głębi bije jej szansa na lepsze życie. 
- Dlaczego tak bałaś się mi o tym powiedzieć ? - zapytał. 
- Nie raz słyszałam. - na samo wspomnienie bardziej posmutniała. - Że dla mnie ktoś musiał umrzeć. 
- Co ty wygadujesz ? - zapytał z niedowierzaniem. - Ten człowiek umarł nie przez Ciebie ani dla Ciebie. Masz jego serce, bo twoje zawiodło, nie zabiłaś przecież nikogo. Nie rozumiem jak mogłaś się bać mi powiedzieć. Z sercem swoim, czy po przeszczepie jesteś moim największym jak dotąd szczęściem. Kocham Cię i gdybyś potrzebowała w tej chwili serca oddałbym Ci swoje. Nadal nie mogę uwierzyć i wybaczyć sam sobie jakim byłem tyranem dla Ciebie. - powiedział wycierając jej łzy. 
- Dlaczego tak nagle się zmieniłeś ? - zapytała.
- Twoja zasługa. - uśmiechnął się. 
- Nie przeszkadza Ci to . - pokazała na swoją blizną na mostku. 
- Żartujesz? Kocham twoją bliznę. Stało się tak, że potrzebowałaś tej operacji i masz bliznę, ale ona czyni Cię dla mnie najpiękniejszą na świecie. - stwierdził, a ona wskoczyła na niego całując go. Trzymał ją na rękach i uśmiechał się do niej. 
- Masz w sobie drugie serce, tak ? - zapytał patrząc w górę w jej oczy. 
- Tak. - powiedziała.
- To nic, będziesz miała w sobie jeszcze trzecie i czwarte serduszko. - rzekł z uśmiechem. 
- Co ? - zdziwiła się. 
- Jak już będziesz moją żoną to chciałbym mieć z Tobą dzieci. To logiczne. - zaśmiał się i został obdarzony całusem w nos. Zabrał ją do domu. Potrzebowali dwóch tygodni. Przez 14 dni zmienili się. Z cichej i poniżanej dziewczyny w babcinym sweterku powstała pewna siebie, szanowana i piękna. Najpiękniejsza w czach jego. Chłopaka, którego z dna pełnego gniewu, problemów i kłopotów wyciągnęła miłość do tej dziewczyny. Z nienawiści po miłość. Miłość do końca. Obiecał jej przez następne dwa i następne dwa tygodnie. Obiecał, że zostanie żoną a potem matką jego dzieci. Zamieszkają blisko plaży, będą szczęśliwi. 
Obietnice składał przez 6 lat. W między czasie skończyli edukacje, przeżyli ze sobą nie mało przygód. 
Po 6 latach nadszedł dzień, w którym wszystko się zmieniło. Skończył składać obietnice. Już nie była tylko ona, zmienił zdanie, że tylko TI jest najpiękniejsza. Poznał kogoś. Zawładnęła jego sercem i oplątała wokół palca. Brunetka o niebieskich oczach. Miała na imię Cordelia. Cordelia Ana Tomlinson, a w jej żyłach krążyła krew TI i Louisa. Państwa Tomlinson. Była ona i TI, największe osiągnięcia Louisa. 

______________
ZAPRASZAM DO ODSZUKANIA MNIE POD TYM LINKIEM 
https://twitter.com/DirtySoundPL LUB PO PROSTU NA PRYWATNYM FB: https://www.facebook.com/klaudia.mazur.7731 
Możecie mnie zapraszać do grona znajomych, będzie mi bardzo bardzo miło :) Napiszcie tylko w wiadomości, że jesteście czytelnikami "I AM DIRECTIONER" :) 
Chciałabym mieć z Wami dobry kontakt, porozmawiać czasami <3 Mam nadzieję, że chociaż jedna osoba się ze mną skontaktuję. Czeka na nią niespodzianka !! Pozdrawiam ciepło i do następnego ♥

wtorek, 6 maja 2014

Louis część 5

Czuła się okropnie. Jeszcze bardziej ją upokarzali, chociaż myślała, że gorzej się nie da.
- Nie dotykaj mnie. - powiedziała próbując zrzucić z uda rękę Scotta, ale on był przecież silniejszy.
- Nie bój się. - wyszeptał wciąż trzymając ją.

Widział to przez okno z drugiego piętra. Zbiegł szybko z niego i popchał drzwi wejściowe. Biegł ile sił w nogach, ale będąc kilka metrów zwolnił. Szedł jak na wojnę. Był zły.
- O i jest Louis. - zaśmiał się Marley.
- Może ty się nią zajmiesz. - powiedziała Meg. Lou odepchnął Scotta od wystraszonej dziewczyny i z impetem uderzył go. Jego pięść wywołała krwawienie z nosa blondyna.
- Co ty wyprawiasz? - krzyknął zdziwiony.
- Wynoście się stąd. Jesteście żałośni. - powiedział Louis stojąc między paczką swoich przyjaciół, a dziewczyną z sąsiedztwa.
- Louis, powaliło Cię? - zaśmiała się niedowierzanie Meg.
- Byłem teki głupi, że byłem taki jak wy. - powiedział patrząc na nich z nienawiścią.
- Dla niej? Tej szmaty ? - zapytał Marley. O dziwo dotychczas siedząca na murku wystraszona TI, zeskoczyła z niego. Wyminęła Tomlinsona i podeszła do bruneta, który ją obraził. Wyładowała na nim swój gniew uderzając jego policzek z otwartej ręki.
- Nigdy więcej. Ani ty, ani wy. - była taka pewna siebie. Nareszcie.
- Zostaw ich. - usłyszała Louisa, który złapał jej drżącą dłoń. Ciągnął ją w stronę swojego auta.
- Zawiozę Cię do domu, ok ? - zapytał. Pokiwała tylko głową i weszła do samochodu.
- Postawiłaś się im, jestem dumny . - zaśmiał się.
- Ja z Ciebie też. Ale dlaczego to zrobiłeś. ? - zapytała podczas drogi do domu.
- Każdy by to zrobił na moim miejscu. Meg i reszta to buraki, a ja Ci obiecuję, że nie masz się czego bać. - powiedział wpatrzony w ulicę.
- Dziękuję. Tylko, że straciłeś przyjaciół. - stwierdziła bawiąc się palcami.
- Nie żałuje. - skręcił w ulicę, gdzie tylko oni mieszkami z wszystkich uczniów w szkole.
Chwilę po tym byli już pod domem, gdzie Ti podziękowała mu za pomoc i podwózkę, po czym poszła do domu machając mu.

Dzień 12.

Czekał na nią  przed domem. Chciał z nią jechać do szkoły, bo wiedział, że jego dawni przyjaciele nie dadzą jej spokoju, gdy będzie sama. Zauważył ją idącą przez podwórko, a gdy wyszła na ulice podjechał wozem.
- Cześć. - powiedział zatrzymując się obok niej.
- Cześć Louis. - uśmiechnęła się.
- Wsiadaj. - machnął głową podnosząc kącik ust ku górze.
Dziewczyna szybko przebiegła wokoło samochodu i wsiadła obok niego, po czym pojechali do szkoły. Tam niczego nie da się ukryć, więc już po pierwszej lekcji wszyscy mówili o tym, że oni przyjechali razem. Pod koniec zajęć na ostatniej lekcji oboje mieli geografię, gdzie nauczyciel przydzielał uczniów w pary do projektu na piętek. Mała plakat na temat środowiska. Gdy połowa osób obmawiało już plan, reszta jeszcze była do siebie przydzielana.
- Panie Profesorze. - podniósł dłoń do góry Louis. - Ja będę z Ti. - powiedział patrząc na siedzącą w pierwszej ławce śliczną dziewczynę w kremowej bluzeczce. Nie umknęło nikomu na uwadze, że TI staje się inna. Jest coraz piękniejsza. Była taka zawsze, ale nie widocznie.
- Oczywiście Louis. - zgodził się nauczyciel zapisując to w notatniku.
- A może ja nie chce. - powiedziała dziewczyna, gdy chłopak przysiadł się do niej.
- Żartujesz ? - zapytał zdziwiony na co ona się tylko zaśmiała. Nareszcie koniec lekcji, a oni znów wracali razem.
- Może dzisiaj u mnie a jutro u Ciebie, co ? - zapytał, na co ona się tylko uśmiechnęła i pokiwała głową. Drogę do domu poświęcili na marudzenie na ciemne chmury i sprawdzian z matematyki.
Wieczorem jak się umawiali, w domu Tomlinsonów rozbrzmiał dzwonek. Rodzice chłopaka siedzący w salonie przyglądali się synowi, który zbiegł po schodach i zatrzymując się przy drzwiach poprawił włosy tuż nad czołem.
- Cześć. - powiedział otwierając drzwi.
- Hej. - odpowiedziała dziewczyna, która w dłoniach trzymała mnóstwo gazet, brystoli. Zaprosił ją do środka, a ona przywitała się z jego rodzicami, przy czym przeprosiła za niemiłe zachowanie ostatnim razem, gdy trzasnęła drzwiami podczas ucieczki przed pytaniem Louisa. Poszli do niego. Rozłożyli materiały do projektu po czym skupiając się na nim zajęli się jego przygotowaniem. Zbliżała się już 22, a oni nadal pracowali, przy herbacie i ciasteczkach jego mamy.
- Jestem taki zmęczony. - powiedział siadając na łóżku. Przyglądał się jej. Stała i ilustrowała z góry ich pracę. Ręce trzymała na biodrach, które okrywał kremowy materiał sukienki, na ramionach brąz włosy układały się w loczki.
- Ja też. - stwierdziła odwracając się do niego tyłem i chodząc wokoło plakatu leżącego na ziemi. Poczuła dłonie na biodrach. W porównaniu do dłoni Scotta, był to przyjemny dotyk. Pociągnął ją do siebie, przez co usiadła na jego kolanach.
- Przepraszam. - powiedział biorąca jej dłoń w swoją. - Zachowałem się jak świnia. Wtedy, gdy powiedziałaś, że jesteś dla mnie śmieciem, nikim.. TI, to ja nim jestem, że pozwoliłem Ci na tyle bólu i cierpienia. Przepraszam. - wyszeptał całując jej dłoń kilka razy. Płakała. Była taka wrażliwa, więc miała prawo. - Wybaczysz mi to kiedyś ? - zapytał spoglądając jej w oczy.
- Yhym. - zamruczała i mimo łez uśmiechnęła się. Pożegnali się, gdy odprowadził ją do drzwi jej domu. Oboje zadowoleni.

Dzień 13.

W szkole spędzili ze sobą każdą przerwę, a TI dostała małą niespodziankę, gdy otworzyła piórnik podczas osobnej lekcji. Kwiatuszek z papieru. Byłby identyczny. Różniły się napisami. Poprzedni prosił o uśmiech, a ten mówi, że tęskni. Dzisiaj nie wrócili razem, bo TI mając mniej niż on lekcji pojechała razem z mamą na zakupy. Wieczorem czekała jednak na niego. Nie zostało im dużo pracy. Przyszedł. Przyniósł jej pudełeczko ciasteczek jego mamy. Oboje poszli do jej pokoju, gdzie rozpoczęli prace wykończeniowe. Nie przypuszczali, że dadzą radę w 30 minut dokończyć
swoje dzieło.
- Tęskniłeś ? - zapytała dziewczyna, gdy zbierali papierki z podłogi. Nie słyszała odpowiedzi, więc spojrzała na niego.
- Pewnie, że tak. - uśmiechnął się wrzucając papierki do śmietniczka, który ona trzymała.
Pomiędzy nimi zapadła cisza. Louis jakby nabrał pewności. Zawsze był przy niej taki nieśmiały, bał się znów być powodem jej cierpienia. Dotknął jej policzka, który zaczerwienił się. Pocałował ją. Upuściła śmietniczek delikatnie kładąc dłonie na jego tylnej części głowy. Przytulił ją do siebie i wiedział, do czego to wszystko doprowadziło. Stała się dla niego najważniejsza. Spojrzała mu w oczy po czym dostała krótkiego całusa w czoło.
- Czy to znaczy, że .. - zacięła się nieśmiało.
- Tak, jesteś teraz moja. - uśmiechnął się. Spędzili ze sobą resztę wieczoru. Siedzieli na sofie u niej w pokoju i rozmawiali. Doprowadzał ją do łez ze śmiechu. Przytulał ją.

Dzień 14.

Trzymała kurczowo jego dłoni, gdy szli po szkolnym korytarzu, a oczy uczniów wkręcały ją aż do podłogi.
Mieli dzisiaj skrócone lekcję, z powodu konferencji. Dzisiaj też dostali najlepsze oceny w klasie za projekt, co uczcili puszką pepsi i kanapkami z serem na długiej przerwie. Wychodząc ze szkoły przytulił ją do siebie na oczach wszystkich. Wiedział, że się krępuje. Pocałował jej czoło, co tak bardzo lubił robić, bo wydawało mu się, że przez to ona czuje się bezpiecznie. Miał rację. Podeszli do auta i wyjechali jego wozem z parkingu, żegnając szkołę w idealnych humorach.
- Zabieram Cię na wycieczkę. - stwierdził skręcając w inną drogę niż zazwyczaj w tą, która wiodła do ich domów.
- Gdzie? - zapytała ciekawa kładąc głowę na oparcie i obracając ją ku niemu.
- To ważne dla mnie miejsce. Tylko tyle powiem. - powiedział włączając się do ruchu na autostradzie.
Jechali poza miasto. Była taka ciekawa, ale uszanowała niespodziankę. Gdy po dwóch godzinach jazdy pełnej wspólnego śmiechu i śpiewania dojechali na miejsce ona była zachwycona. Nie czekała na nic tylko wyszła z samochodu schodząc po skałach, aż jej trampki dotknęły pisaku.
- Podoba Ci się? - zapytał Lou podchodząc do niej.
- Tu jest tak ślicznie. - była taka rozpromieniona. Zauważyła w dłoni Louisa koszyczek. Złapał w druga dłoń jej splatając ich palce.
- Tutaj będzie idealnie. - powiedział i rozłożył koc.


_____________________________________________________________________
ZAPRASZAM DO ODSZUKANIA MNIE POD TYM LINKIEM 
https://twitter.com/DirtySoundPL LUB PO PROSTU NA PRYWATNYM FB: https://www.facebook.com/klaudia.mazur.7731 
Możecie mnie zapraszać do grona znajomych, będzie mi bardzo bardzo miło :) Napiszcie tylko w wiadomości, że jesteście czytelnikami "I AM DIRECTIONER" :) 
Chciałabym mieć z Wami dobry kontakt, porozmawiać czasami <3 Mam nadzieję, że chociaż jedna osoba się ze mną skontaktuję. Czeka na nią niespodzianka !! Pozdrawiam ciepło i do następnego ♥

niedziela, 4 maja 2014

Louis część 4


część 3 pisane przy : https://www.youtube.com/watch?v=suPlYwJ3YvM

Pobiegł za nią, krzyczał, ale dopiero dogonił ją przed jej furtką. Obrócił ją do siebie, widział łzy lecące po jej twarzy. - Powiedz. Proszę. - trzymał jej nadgarstki i lekko szturchał. 
- Puść. - krzyczała chcąc zniknąć z jego pola widzenia. 
- Co Ci jest ? Ti. - prosił ją i jakiekolwiek informację. Bał się o nią. Nie ciekawość, ale strach nim władał. 
- Nic. - powiedziała próbując się wyrwać. 
- Zaufaj mi. - chciał spojrzeć jej w oczy, ale broniła się przed tym. 
- Nie mogę. - stwierdziła płacząc wciąż. Jej ręce były wypełnione siłą, ale nie miała jej dużo, by zwyciężyć. 
- Dlaczego? Wiesz, że nie jestem taki jak myślą inni. Ja wiem, że widzisz we mnie innego Louisa. - rzekł nadal się szarpiąc z dziewczyną. 
- Właśnie dlatego nie chcę Ci ufać. - powiedziała spokojnie, patrząc na falujące na wietrze gałęzie drzew. 
- Spójrz na mnie. - powiedział, na co dziewczyna nie drgnęła. - Proszę. Chciałbym tylko wiedzieć twoje niebieskie oczy. - on tez nabrał spokoju, ale mimo to nadal trzymał jej ręce, jednak delikatnie. Dziewczyna zlitowała się i spojrzała chłopakowi w oczy. Były takie smutne, jakby miały płakać tak jak jej. 
- Co ty ode mnie chcesz? - zapytała nagle. - Zawsze byłam dla Ciebie śmieciem. - 
stwierdziła. 
- Nie mów tak. - powiedział szybko ze wstydem wpatrując się ku górze, próbując nie płakać. 
- To prawda. Doskonale wiemy. - wykorzystując chwilę słabości sąsiada wyrwała dłonie z jego uścisku. Dotknęła jego policzków zniżając jego twarz. 
- Byłam, jestem i będę dla Ciebie nikim, Louis. - powiedział po czym z wielkim bólem odeszła od niego. 

Dzień 9. 

Dzisiaj w szkole jak i Louis tak i TI pojawili się od rana. Chciał z nią porozmawiać, wyjaśnić kilka spraw, ale unikała go najwidoczniej. Podczas lekcji nie odwracała się do niego, a po dzwonku znikała gdzieś na cała przerwę. Po zajęciach, gdy wracali do domu widział ją w samochodzie jej matki, która zabrała córkę do domu. Stał obok swojego wozu z kolegami z paczki. Wymienili tylko spojrzenia. Wieczorem, gdy po odrobieniu pracy domowej, młodszy brat TI, Daniel i Ti wyszli przed dom, dziewczyna zauważyła na podwórku obok Lou, który grzebał coś pod maską swojego samochodu. Widząc go nie umiała tak w spokoju się pobawić z bratem. Przeprosiła brata i wróciła do środka, jednak mały chłopiec wciąż bawił się niedaleko furtki w małej piaskownicy, puki nie usłyszał za bramą swojego imienia. 
- Daniel! - krzyknął Louis oparty o płot. Na szyi miał przewieszoną ubrudzoną szmatkę, a włosy jego były w totalnym nieładzie. 
- Louis!- krzyknął uradowany chłopiec pędząc do sąsiada. 
- Cześć mały. - powiedział do chłopca podając mu dłoń, którą niczym dorosły mężczyzna Daniel uścisnął. 
- Pobawisz się ze mną ? - zapytał zadzierając nosek do góry. 
- Mam pracę, innym razem. - pokazał na auto. - Chciałem zapytać o twoją siostrę. - powiedział niepewnie. Pomyślał, że TI już ostrzegła brata przed nim, ale miał jedynie nadzieję. 
- Ti jest smutna i mówiła, że przez złych ludzi. - wzruszył ramionami chłopiec, który nie bardzo rozumie sytuację siostry. 
- A mówiła przez kogo dokładnie ? - zapytał Louis. 
- Nie. - stwierdził chłopczyk. 
- Daniel. czy twoja siostra jest chora? - spytał.
- Idź stąd. - usłyszeli delikatny, kobiecy głos za plecami Daniela, gdzie oboje spojrzeli. Stała tam smutna siostra siostra Daniela. 
- TI. Porozmawiajmy. - błagał Lou odrywając się od drewnianego płotu. 
- Nie mamy o czym. - powiedziała podchodząc do brata i zabierając go na ręce poszła w stronę domu, jednak w połowie drogi odstawiła go na ziemię. Czuła się słaba. Trzymając kurczowo dłoni chłopca poszła do domu. 

Dzień 10. 

Kolejny dzień zagadki. Lou siedzi na łóżku i przecierając zmęczone oczy jest już gotowy na kolejny dzień w szkole. Zabierając plecak, klucze, żegna się z matką i wychodzi. W szkole złapał mimo złych dni dość dobre oceny, z czego nawet się nie ucieszył. Każdy próbuje nawiązać z nim kontakt, dostaje zaproszenia na imprezy, ale wszystko odrzuca. Nie zamienia z nikim więcej niż kilka zdań. Na lekcji biologi zrobił z kartki papieru kwiatuszka, którego nosił ze sobą cały dzień, a gdy lekcje dobiegły końca i szkolny korytarz stał się pustkowiem poszedł pod szafkę TI. Przez mały otwór do wietrzenia, wcisnął dla niej mały prezencik, na którym napisał jeszcze coś miłego. Nie widział jej dzisiaj poza szkołą, ale wiedział, że jest w domu. Słyszał jej mamę stojącą na podwórku, żeby Daniel powiedział TI, że ich rodzice jadą na zakupy. 

Dzień 11. 

 Dziewczyna śpieszyła się na zajęcia, bo miała dość spóźniania się i niemiłych komentarzy. Otworzyła szafkę i zauważyła mały przedmiocik obok sandałów. Przytrzymując skrawek kwiecistej sukienki, którą dostała od rodziców podniosła prezencik. Na jego widok uśmiechnęła się, w końcu takie było życzenie napisane na papierze. Trzymając w dłoni książki i kwiatuszka weszła do sali, a Louis widząc ją opromieniał. Dla wszystkich było nowością widzieć tę dziewczynę w pięknej sukience, a przede wszystkim z uśmiechem. 
Na długiej przerwie Ti siedziała na murku bawiąc się kwiatuszkiem. 
- Coś się tak wystroiła ? - zaśmiała się jej największa zmora, Meg stojąca niedaleko jej. 
- W sumie, nawet jesteś niezła. - stwierdził Scott podchodząc do niej. 
- Ja bym się na Ciebie skusił. - dopowiedział swoje Marley siadając obok dziewczyny. 
- Dajcie mi spokój. - powiedziała wystraszona. 
- TI. Chcemy dla Ciebie jak najlepiej. - zaśmiał się Scott, poprawiając swoje blond włosy. 
- Zabawimy się, spodoba Ci się, zaufaj nam. - powiedział teatralnie prosząc, brunet. 
- Zostaw.- wystraszyła się, gdy poczuła na nodze dotyk dłoni blondyna. 
- Nie protestuj. - zaśmiała się Meg, która stała obok. TI poczuła silną dłoń na biodrze. Należała do Scotta.
- To boli. - krzyknęła, ale oni tylko się śmiali. Nie miała możliwości stawić im oporu. Próbowała, ale nie dała rady. Czując na swoim ciele dłonie tych ludzi miała ochotę zapaść się pod ziemię. 


Hej kochani. I jak ? 
Pozdrawiam maturzystów <3 Dajcie z siebie wszystko :** 
A sprawę komentarzy .. Nie zmuszam, robię to bo daje mi to cholerną radość, a to czy komentujecie czy nie.. Trudno. Nie zmuszam. :) Za to bardzo gorąco dziękuję osobą, które komentują <3
_____
ZAPRASZAM DO ODSZUKANIA MNIE POD TYM LINKIEM 
Możecie mnie zapraszać do grona znajomych, będzie mi bardzo bardzo miło :) Napiszcie tylko w wiadomości, że jesteście czytelnikami "I AM DIRECTIONER" :) 
Chciałabym mieć z Wami dobry kontakt, porozmawiać czasami <3 Mam nadzieję, że chociaż jedna osoba się ze mną skontaktuję. Czeka na nią niespodzianka !! Pozdrawiam ciepło i do następnego ♥

czwartek, 1 maja 2014

Liam część 1.

- Słucham.- powiedziałam odbierając dzwoniący telefon, podczas gdy szybkimi krokami zmierzałam do pracy w hotelu. 
- Cześć, miałabyś czas się ze mną dzisiaj spotkać? -
usłyszałam męski głos, w którym rozpoznałam Liama, mojego znajomego. W sumie jest najlepszym przyjacielem mojego brata, który nie raz mi powtarzał, że chętnie by mnie wymienił na Liama. 
- Coś się stało? - zadziwiłam się, bo ja i Payne nie mieliśmy nigdy aż takich relacji, aby spotykać się z własnej woli. 
- Nie będę owijał w bawełnę, potrzebuję twojej pomocy. To jak ? - wystraszyłam się, bo jeżeli o pomoc chodzi to zawsze sięgał po nią u swojego przyjaciela, a nie jego siostry. 
- Jasne. O 19 u mnie. Pamiętasz adres ? - zapytałam wchodząc do wielkiego budynku, gdzie byłam recepcjonistką. 
- Tak. Do zobaczenia. - pożegnał się i po sekundzie usłyszałam przerwaną rozmowę. Schowałam telefon do torebki i witając się ze znajomymi w pracy poszłam się przebrać w uniform. Od razu zajęłam miejsce za ogromnym blatem i zajęłam się obowiązkami. Mimo uśmiechu, który czasami jest w pełni wymuszany po głowie chodziło mi dzisiejsze spotkanie z chłopakiem. Nie mamy idealnych, a przede wszystkim częstych kontaktów, jedynie kilka razy w roku, gdy jedziemy do domów na specjalne okazję. Nasze rodziny mieszkają po sąsiedzku, w tak zwanym bliźniaku i bardzo się lubią. W dzieciństwie ja i Liam byliśmy znani jako z naszej nienawiści do siebie na wzajem, ale teraz gdy wydorośleliśmy nie uważam już go za głupiego dzieciaka. Ja stałam się skromną recepcjonistką, a Liam to podrywacz wszystkich kobiet, którym wykonuje na zlecenie sesje. Nie raz widziałam w gazecie jego dzieło i przyznam, że ma dryg do fotografii. Dzieli nas wszystko, oprócz jednego. Dwa lata temu wyjechałam z rodzinnego Londynu, aby spełniać się w Nowym Yorku, gdy pewnego razu z central parku spotkałam Liama, który jak okazało się mieszka kilka ulic dalej niż ja. Nie uciekłam przecież przez niego z Brytanii, więc nie wzruszyło mnie to, a nawet pomyślałam, że to całkiem fajnie mieć osobę z dziecięcego otoczenia niedaleko. W tym roku jego jak i mój dziadek obchodzą 75 urodziny, przez co jestem już w posiadaniu biletu samolotowego do domu, aby świętować razem z rodziną. Liam pewnie też się wybiera, a jego pilna sprawa i nagła potrzeba pomocy jest związana z wyjazdem. Cały dzień chodziłam jak struta, ani chwili spokoju w pracy, jeszcze te korki. Zanim wróciłam do domu zaopatrzyłam się w hotelowej restauracji w kolację dla dwóch osób. Mieć takich przyjaciół w kuchni to niesamowita rzecz, ale nie obyło się bez dogryzania na temat dwóch porcji. W domu wszystko wypakowałam na moją ukochaną zastawę, którą dostałam od mamy, na pierwszą jej wizytę w moim własnym mieszkaniu. Zapiekanka czekała, a ja między czasie pobiegłam przebrać się z uniformu w coś wygodniejszego. Postawiłam na bordowe spodnie i ciemno zieloną koszulę. Kilka drobiazgów w salonie szybko sprzątnęłam i czekałam na mojego gościa. Mając zamiar usiąść na sofie usłyszałam dzwonek domofonu, po czym odruchowo otworzyłam drzwi nie podnosząc słuchawki. Po chwili w mieszkaniu rozległo się pukanie, więc otworzyłam drzwi. 
- Cześć. - uśmiechnęłam się na powitanie. - Zapraszam. - powiedziałam otwierając szerzej drzwi. 
- Witaj. - niepewnie wchodząc do środka pocałował mój policzek. 
- Daj. - powiedziałam widząc jak zdjął kurtkę. Powiesiłam ja w szafie na korytarzu, następnie kierując mojego gościa do niewielkiego salonu, gdzie na stole czekała kolacja. 
- Pamiętam, jak zawsze jadałeś z nami w domu zapiekanki rybne. - wróciłam do dzieciństwa przez co oboje się uśmiechnęliśmy. - Rozgość się, a ja przyniosę coś do picia. Kawa? Herbata? Może wino? - zapytałam stojąc w drzwiach opierając dłoń na futrynie. 
- Herbata, prowadzę. - odpowiedział siadając przy stole. Między czasie wypytałam go o wyjazd i miałam rację, jedzie. 
- Nie chcę być niegrzeczna, ale zdziwiło mnie, że chcesz się spotkać. - stwierdziłam zaczynając jeść. 
- Mam nadzieję, że nie popsułem planów. Dzisiaj sobota, więc pewnie masz lepsze zajęcia. - powiedział wystraszony kosztując ryby. 
- Nie psujesz. Nie miałam planów. Bardziej się wystraszyłam, że coś się stało. - rzekłam.
- Ti, ja przepraszam, ale powiedziałem swoim rodzicom, że jesteśmy parą. - wypalił nagle, przez co ja o mało nie zadławiłam się kawałkiem brokułów.
- Słucham ? - zapytałam donośnie. 
- Co gorsza. - zatrzymał się. 
- Nie wiem czy może być coś gorszego. - stwierdziłam.
- Narzeczeni. - powiedział. 
- Jednak może. - nie wytrzymałam i rzuciłam na talerz widelcem. - Jesteś nienormalny. - stwierdziłam.
- Przepraszam. - powiedział.
- Masz to odwołać. - wskazałam na niego placem, podnosząc brew. 
- Jestem egoistą, wiem, ale spanikowałem. - wypowiedział szybko. 
- Co ? Kiedy ? - zdziwiłam się.
- Dzisiaj rano. Dzwoniła do mnie mama. - powiedział zasmucony. 
- Liam, co jest ? - zapytałam, gdy widziałam jak łzy nabierają się w kąciki jego oczu. 
- Mój ojciec ma raka. - powiedział, a mój świat jakby stanął. Wstałam od stołu i podeszłam do okna nie mogąc w to uwierzyć. 
- To i tak nie usprawiedliwia cię. - stwierdziłam. 
- TI on był taki szczęśliwy, ze to Ty będziesz moją żoną. - powiedział podchodząc do mnie. 
- Ja nie umiem, przykro mi. - zdenerwowana tą sytuacją usiadłam na sofie podciągając nogi pod tyłek a łokieć opierając na podłokietniku. 
- Pójdę już. Dziękuję za kolację. Odwołam wszystko. Do zobaczenia na lotnisku. - powiedział i wyszedł z mieszkania. Siedziałam tak jeszcze kilka minut, a w głowie miałam pustkę. Chciałabym mu pomóc, a jeszcze bardziej uszczęśliwić jego ojca, którego znam i wręcz uwielbiam, ale nie umiem tak postąpić. Sprzątając stół zaczęłam rozpatrywać czy może jednak powinnam się zgodzić. W końcu to tylko tydzień udawania narzeczonej Liama, a wszyscy będą zadowoleni. Następne trzy dni kręciły się wokoło tej nietypowej sprawy, aż wreszcie będąc na lotnisku spotkałam Liama, który czekał już na odprawie czytając jakieś ulotki. 
- Cześć. - powiedziałam podchodząc do niego. 
- Dzień dobry TI. - uśmiechnął się. 
- Liam, czy odwołałeś już to ? - zapytałam siadając obok niego. 
- Ja..- powiedział odkładając kartki na stolik. - Chciałem to wyjaśnić na miejscu. - wytłumaczył. 
- To dobrze, bo zgadzam się. - powiedziałam z uśmiechem. 
- Serio ? - zapytał z niedowierzaniem. 
- Jasne. Nic mi nie szkodzi poudawać przez tydzień, a twój ojciec będzie szczęśliwy. - stwierdziłam. 
- Dziękuję i przepraszam jeszcze raz, ale za wszystko. - powiedział przytulając mnie. 
- Słyszysz? - zapytał, gdy w głośniczkach zapowiedzieli nasz lot. 
- Chodź idziemy. - powiedział łapiąc swoje podręczne rzeczy i moją torbę. 
W samolocie postanowiliśmy poznać się, aby nie zaliczyć wpadki przez rodziną.
Dowiedziałam się o nim wielu dotąd nie znanych mi faktów, których słuchałam z ciekawością. W rozmowie nie zabrakło humoru, przez co nas nie raz upominali, ale i tak bawiłam się dobrze. Na miejscu, gdy wysiedliśmy z samolotu i zabraliśmy walizki spotkała nas ogromna niespodzianka, przyszykowana przez nasze rodziny. Obie przywitały nas hucznie i gorąco, po czym wszyscy pojechaliśmy do domu, aby w domu Liama świętować nasze zaręczyny. Kilka osób zauważyło brak pierścionka na mojej dłoni, ale zawsze odpowiadałam, że to nie najważniejsze, ale nasza miłość tak. Linda, żona mojego starszego brata, Daniela i on sam dopytywali się mnie czy w Nowym Jorku nie zbliżyliśmy się do siebie, a teraz to wszystko z powodu dziecka, jednak zaprzeczałam wszystkiemu, a w głębi śmiejąc się z tego. Po kilku godzinach nieco stresującego spotkania, nasi rodzice zawieźli nas do małego mieszkania nad restauracją rodziców Liama. 


Hej wszystkim. Chciałabym wiedzieć gdzie jest sens w 730 komentarzy przy więcej niż 20 000 wejść ? 
Kochani, ja wiem, że nie zawsze się chce, nie ma się czasu, no ale wszyscy ?? To bez sensu ..
Ja wiele razy się deklarowałam, że nie będę się prosić o komentarze, bo to nie miłe ani ładne, ale brak ich powoduję wielki strach, że coś zrobiłam źle, że zawaliłam. Ja rozumiem, że nie jestem idealną pisarką, a na innych blogach macie lepsze imaginy, ale ja tez jestem człowiekiem. Cóż.. Mam nadzieję, że chociaż przemyślicie sobie to. Życzę spokojnej i miłej majówki. Mimo wszystko kocham Was serdecznie i pozdrawiam :) 
_____________
ZAPRASZAM DO ODSZUKANIA MNIE POD TYM LINKIEM 
Możecie mnie zapraszać do grona znajomych, będzie mi bardzo bardzo miło :) Napiszcie tylko w wiadomości, że jesteście czytelnikami "I AM DIRECTIONER" :) 
Chciałabym mieć z Wami dobry kontakt, porozmawiać czasami <3 Mam nadzieję, że chociaż jedna osoba się ze mną skontaktuję. Czeka na nią niespodzianka !! Pozdrawiam ciepło i do następnego ♥