poniedziałek, 17 marca 2014

Louis część 1

Na 218 uczennic w liceum, 217 było zauroczone nienagannym wyglądem i
nagannym zachowaniem Louisa Tomlinsona, który jako gwiazda szkolnej drużyny piłkarskiej jest rozpoznawany nawet poza murami szkoły. Jedni mają o nim dobre zdanie, ale znajdą się tacy, którym zachowanie chłopaka wręcz oburza. W oczach młodych ludzi jest ideałem, można rzec nawet wzorem. Starsi pałają mniejszą sympatią, ze względu na problemy wychowawcze. 
Pewnie zastanawia Was ta jedna jedyna, która nie ulega jego urokowi. Szara myszka, nie wychylająca się dalej niż kilka zdań w ciągu dnia. Wiecznie zapleciony warkocz opadający na jej lewe ramię. Sukienki jakby wyjęte z szafy babci i od 2 lat te same trampki. W torbie stos książek, w które zagląda non stop. Dlatego jest dobrą uczennicą, a wychowawca co lekcję powtarza, że widzi ja na stanowisku prawnika bądź lekarza. To TI. Uczennica tej samej klasy, do której uczęszcza Louis i jego paczka, do której nie łatwo się dostać. Linda, Scott i Marley. To oni tworzyli z Tomlinsonem grupę. Jak zawsze w poniedziałek TI spóźniała się na pierwszą lekcję. Tak było od kilku miesięcy, ale nikt nie zastanawiał się dlaczego spóźnia się tylko w ten dzień. Nie będą zaprzątać głowy myśleniem o kimś tak nudnym i beznadziejnym jak ona. Weszła do klasy, gdy już wszyscy zasiedli na odpowiednich krzesłach, a nauczyciel tłumaczył temat dzisiejszej lekcji biologi. Przeprosiła cichutko i zgarbiona zasiadła w ławce zaraz naprzeciw biurka profesora. To jej stałe miejsce, na wszystkich lekcjach i klasach. Siedziała sama, nie tylko w klasie, ale i na przerwach. 
- Panie Tomlinson! - krzyknął nauczyciel. - Może przeszkadzam ? - zapytał sarkastycznie, na co Lou przestał się śmiać. TI zmierzyła chłopaka wzrokiem, po czym wróciła do zapisywania notatek z tablicy. Po chwili Lou znów przeszkodził, a skończyło się to karą. Wylądował w pierwszej ławce u boku największej nudziary w klasie, a nawet szkole. 
TI nie zważając na jego obecność wciąż wysłuchiwała gadaniny profesora. Przeszkodziło jej lekkie szturchnięcie w łokieć, który trzymała na ławce. Odwróciła się do chłopaka, a on podsunął jej liścik. Zignorowała go wracając do lekcji. Słysząc dzwonek uczniowie wybiegli z klasy Pana Tayne i udali się na przerwę. TI pośpiesznie i sprytnie ominęła wszystkich uczniów panoszących się na korytarzu, aż dotarła pod szafkę, aby zabrać książki do fizyki. Znienawidzony przedmiot wszystkich, nawet TI. 
- Dlaczego nie przeczytałaś? - usłyszała męski głos nad prawym ramieniem, gdy szukała zawzięcie podręcznika na półkach. 
- Nie interesuje mnie to co tam pisze. - stwierdziła. Uśmiechnęła się na widok książki, po czym zamknęła drzwiczki i odeszła od niego. 
- A co jeżeli tam było coś ważnego ? - zapytał idąc za nią w stronę sali od fizyki.
- Znając Ciebie pewnie znowu zrobiłbyś ze mnie idiotkę. - powiedziała i weszła do klasy zajmując miejsce zaraz naprzeciw biurka. Po chwili zajęcia się rozpoczęły, a na ławce dziewczyny pojawiła się zgnieciona karteczka. Wiedziała, że to Lou ją rzucił. Teraz jej cierpliwość się skończyła i bez zastanowienia wyprostowała kartkę, po czym przeczytała informację, że kolor jej stanika wpływa na Lou. Zgniotła kartkę i rzuciła ją na drugi koniec ławki, a za nią rozbrzmiał śmiech. Kolejna przerwa, tym razem unikała go, jednak na lekcji było to niemożliwe. Tym razem zajęcia teatralne, gdzie nikt prócz TI nie lubi chodzić. Tym razem jakieś przesłuchania innych klas, przez co klasa Lou i TI miała godzinę do własnej dyspozycji. Zostawiając książki w szafce dziewczyna chciała wybrać się na świeże powietrze. Wyszła przed budynek i usiadła na murku, gdzie ogrzewała twarz w promienie słońca. Zobaczyła zmierzającego do niej chłopaka. Zabrała swój sweterek i zeskoczyła z murku. Nie miała ochoty na widzenie jego twarzy. 
- Dokąd? - zapytał łapiąc jej łokieć, gdy przechodziła obok niego. 
- To boli. - stwierdziła. 
- Więc odpowiedz. - powiedział. 
- Co Cię to interesuje? - zapytała dalej tkwiąc w uścisku. 
- Może pójdę z tobą? - zadał pytanie obejmując jej ciało ramionami, a jego dłonie prostacko zmierzały na dolną partię pleców. 
- Odwal się. - powiedziała wyślizgując się z jego objęć. Resztę dnia nie miała kontaktu z chłopakiem. Słyszała, że zwiał z przyjaciółmi na wagary, co nie było nowością. Kilka godzin w spokoju i daleko od niego, to coś co bardzo się spodobało TI. Jednak sielanka nie trwała wiecznie. Mieszkali po sąsiedzku. Gdy mieli po 2 lata, rodzina TI wprowadziła się bok rodzinnego domu Lou. Mimo, że mieszkali tak blisko nie mieli ze sobą kontaktu. Wracając ze szkoły spotkała go na ulicy przed domem. Mył samochód. Mimo, że jego idealne mięśnie uwolnione brakiem koszulki zrobiły wrażenie na Ti, to nie patrzyła na niego. Otwierając bramkę poczuła strumień wody na sobie. Po chwili z jej ubrań i włosów kapały krople wody. 
- Jesteś żałosny. - krzyknęła do stojącego kilka metrów od niej Lou. Po wejściu do domu od razu pobiegła do sypialni, gdzie zdjęła mokre rzeczy i rozplątała warkocza, aby jej włosy się wysuszyły. 


Hej. Wiem, że czekacie na kolejną część z Harrym, ale musicie uzbroić się w cierpliwość. Dzisiaj mi po głowie chodzi ta historia, więc musiałam ją dać. W sumie nie jest dobra, ale jakoś tak..no po prostu. ;) 
Przypominam o kilku sprawach. :
1. Zapraszam na mój drugi blog, który jest poświęcony tylko horankowi http://dirtysoundfiction.blogspot.com 
2. Zapraszam na mojego tt : https://twitter.com/DirtySoundPL
3. Proszę, aby każdy anonim się podpisał. (imię, pseudonim, cokolwiek )
4 . Pamiętajcie o komentarzach. 

8 komentarzy: