sobota, 10 stycznia 2015

Zayn część 3

PART 1          Instagram: www.instagram.com/mrs.jamaica


- Zayn to Ty ? - usłyszałem głos mojego brata siedzącego w salonie na sofie. Cały mokry od deszczu, który ochłodził moje ciało przeszedłem obok Marka w milczeniu.
- Ej, co jest ? Jak randka ? - zapytał uśmiechnięty rzucając w moje plecy małą poduszką. Odwróciłem się, podniosłem ją i wkurzony rzuciłem nią nie patrząc nawet w co. Usłyszałem huk rozwalającego się świecznika o panele. I tak nikt go nie lubił.
- Meg jest w szpitalu. Zasłabła mi w tym pieprzonym parku. - powiedziałem już spokojniej stojąc i patrząc w podłogę.
- Jak to ? - zapytał zdziwiony Mark z kamienną twarzą.

- Mark ona mogła umrzeć ! - krzyknąłem a on wstał i przytulił mnie do siebie, a ja jak dziecko zacząłem płakać.
- Zayn ale żyje i jutro pojedziemy tam, bezie wszytko dobrze. - mówił klepiąc mnie po plecach, ale nadal tuląc do swojego braterskiego ramienia. Tak dawno nie mieliśmy do czynienie ze łzami. Chyba ostatnio jak mama wyszła z domu zostawiając ośmiolatka ze starszym bratem. On mnie uczył życia.
- Ochrona mnie wyrzuciła. - przyznałem się. Mark jest uczulony na moje agresywne zachowanie bo nie raz przez to mogli mnie od niego zabrać, a mnie nadal nic to nie nauczyło.
- To pojedziesz do jej matki i tyle. Zjedzmy coś. - stwierdził odchodząc ode mnie. - Ale najpierw idź się wykąp. - spojrzał na mnie i uśmiechnął się pocieszająco.
- Pójdę do siebie, zadzwonię do jej matki teraz. Może coś wiadomo. - powiedziałem i zawróciłem w stronę swojego pokoju. Zobaczyłem połamany świecznik na podłodze.
- Idź, ja pozbieram. Spokojnie. - powiedział Mark podchodząc do zniszczonej pamiątki od ciotki z wycieczki do Lizbony. Podziękowałem wzrokiem i poszedłem do swojej sypialni. Nie ważne, że jestem mokry, musiałem skontaktować się z jej matką. Tysiące połączeń i wiadomości na marne, nie odbiera. Kto by się interesował telefonem, gdy jego dziecko nieprzytomne leży w szpitalu ? Debil ze mnie.
Wstałem już o świcie i bez słowa opuściłem dom. Mój cel to dom Meg. Może zastanę kogoś. Modle się o to. Mijałem właśnie park, w którym się to wydarzyło. Jak w jakimś pierdzielonym śnie. Mam dość już tego dnia a to jego początek. Wjechałem na podjazd domu Megan i już tam spotkałem jej matkę. Taszczyła ogromną walizkę w stronę samochodu.
- Zayn. - zobaczyła mnie i przystanęła na chwilkę łapiąc oddech.
- Dzień dobry, pomogę. - powiedziałem i zabrałem od kobiety torbę. - To dla Meg ? - zapytałem otwierając bagażnik. 
- Tak, zostanie w szpitalu jeszcze dłuższy czas. - odpowiedziała cicho. Wsadziłem bagaż na swoje miejsce i zatrzasnąłem drzwi. 
- Mógłbym .. - zacząłem naciągając skórzaną kurtkę w dół. - Wpaść do niej ? - nieśmiało spojrzałem na Panią Brooks. Była jak wrak człowieka, a jeszcze wczoraj była taką radosną kobietą, która w ogromnym uśmiechem otworzyła mi drzwi. 
- Lepiej nie. Napiszę Ci wiadomość co z nią, gdy tylko porozmawiam z lekarzem. - uśmiechnęła się, nie nieszczerze. Za grosz prawdy w jej uśmiechu. 
Poklepała mnie po ramieniu i obeszła dookoła auta, po czym wsiadła do środka i wycofała z podjazdu. Stałem tam jeszcze przez chwilkę obserwując jak kieruje się w stronę szpitala. Po chwili sam odjechałem. Dodałem gazu i udałem się do biura mojego brata. 
Będąc na miejscu przywitałem się z jego sekretarką, ciemnowłosą Eli, która zawsze parzy najlepsze herbaty świata. 
- Jest u siebie ? - zapytałem opierając się o blat w recepcji. 
- Będzie za 20 minut, są koszmarne korki. - odpowiedziała przewracając oczami. 
- Poczekam. - stwierdziłem. 
- Zayn blado wyglądasz. Jadłeś coś dzisiaj ? - zapytała jak zawsze zmartwiona. Pokiwałem głową przecząco, a ona pogroziła mi palcem i wstała z miejsca. Podeszła do mnie i chwyciła moją dłoń. 
- Jeszcze nie ma Marka to chodźmy do bufetu na jakąś pyszną bułkę. - powiedziała. Nie umiem jej odmawiać, może nie jest dla mnie jak matka, ale coś w ten deseń. Poza bratem to tylko ona się o mnie martwi. Dotarliśmy do kuchni ze stolikami, gdzie zajęliśmy jeden z nich. 
- Proszę. - powiedziała podsuwając mi pod nos świeżą bułkę z budyniem. 
Jedyne co to się do niej uśmiechnąłem po czym zacząłem rozrywać bułkę na małe kawałki, które zjadałem. 
- Przyjechał już Twój brat. - rzekła Eli wyglądając przez okno wieżowca. 
- Świetnie. - wstałem zostawiając śniadanie w połowie. 
- Gdzie ? Siadaj i jedz. - wskazała palcem na bułkę i uśmiechnęła się. 
- Jak zawsze uparta. - uśmiechnąłem się do niej i zabrałem śniadanie ze sobą. 
Po chwili już byłem w gabinecie brata. Wielkie pomieszczenie z szafą pełną dokumentów, ogromne biurko, długi stół z fotelami po każdej stronie. Wszystko z jasnej akacji. 
- I jak z Meg ? Byłeś u niej ? - zapytał siadając naprzeciwko mnie, za biurkiem. 
- Spotkałem jej matkę. Nie chce żebym ją widział. - odpowiedziałem bawiąc się ołówkiem. 
- Dzisiaj kończę wcześniej, więc może .. - przeciągał, aż nagle do pokoju wpadła Eli. 
- Mark, telefon do Ciebie. - powiedziała i wyszła. 
- Przepraszam na moment. - stwierdził i odwrócił się fotelem odbierając telefon. 
Wyszedłem. 
Cały dzień spędziłem w pokoju. Nie miałem głowy do nauki, do kumpli. Ciągle gapiłem się na telefon i czekałem na wiadomość od Pani Brooks. Po kilku godzinach nudy odpaliłem laptopa i zalogowałem się na portal społecznościowy, gdzie od razu napisało do mnie około 8 osób. Każdemu z nich napisałem, że jestem chory i mam gorączkę, dlatego weekend spędzam w domu. Herberto, mój najlepszy kumpel od 9 lat chciał do mnie wpaść i wykurować mnie pizzą i piwem. Nie potrzebowałem towarzystwa, ale jemu nie umiem odmówić. Herberto wprowadził się właśnie 8 lat temu z Barcelony do Santa Monica. Mieszkamy na tej samej ulicy, jedynie dzieli nas dom młodej rodziny z dwójką dzieci, starszego małżeństwa i wiecznie awanturniczej starszej pani. 
Przyjąłem propozycję przyjaciela i oczekując jego jednocześnie czekałem na wiadomość. 
Po kilku minutach usłyszałem radosny głos chłopaka. 

- Zayn pizza już jedzie, piwo mam. Na kanale 245 zaczyna się mecz. - stwierdził rzucając się na kanapę. Tak też spędziłem resztę dnia. Nawet zapomniałem o tym wszystkim, a to za pomocą Herberto. 
Kolejnego dnia, w niedzielne po południe zajęty szukaniem telefonu w salonie usłyszałem wołanie mojego brata z kuchni. 
- Co jest ? - zapytałem zatrzymując się w progu drzwi, trzymając ręce na framudze. 
- Ktoś przyjechał do nas, ale nie wysiada z auta. Znasz ją ? - zapytał wskazując palcem na podwórko. Podszedłem do niego i odchylając nieco zasłony zobaczyłem auto Pani Brooks.
- Matka Meg. - odpowiedziałem i wyszedłem z kuchni. Udałem się prosto do drzwi, obok których ubrałem buty i wyszedłem. Zapukałem w okno pasażera samochodu Brooks'ów, przez co wyrwałem z zamyślenia jego kierowcę. Spojrzała na mnie z lekkim szokiem w oczach, po czym automatycznie otworzyła okno.
- Dzień dobry Zayn. Przeszkadzam? - zapytała.
- Oczywiście, że nie. Coś z Meg ? - zapytałem wystraszony opierając się o drzwiczki. 
- Nie. Jest właśnie lepiej. Przez noc się polepszyło, na szczęście. Jest w stanie rozmawiać. Pytała o Ciebie. - opowiedziała. Byłem taki szczęśliwy. Jest lepiej, więc teraz już tylko nabierze sił i wszystko się ułoży. 
- Chciała się z Tobą widzieć. Masz czas na godzinkę? - zapytała niepewnie. 
- Nie mogę jej odmówić. - uśmiechnąłem się na tą wiadomość. Meg i ja zawsze byliśmy, może określenie wrogowie to zbyt mocne słowo, ale nawet nauczyciele w szkole wiedzieli, że nasze kontakty są zimne. Znam ją od małego. To samo przedszkole, szkoła. Kiedyś nawet trafiliśmy na ten sam obóz językowy. Pamiętam ją taką w dwóch warkoczach w tych dziwnych swetrach i trampeczkach. Z czasem ja zacząłem interesować się motorami, stałem się znany w szkole ze spontanicznego i lajtowego trybu życia. 
- Zaraz wracam. - powiedziałem i wróciłem do domu. 
- Co chciała ?- zapytał Mark siedząc w salonie z pilotem w dłoni. 
- Jadę do Meg, nie wiesz gdzie mój telefon ? - zapytałem, a on podał mi go ze stolika. - Gdzie on był?- zdziwiłem się. 
- W kanapie. - zaśmiał się. Zabrałem jeszcze bluzę i wyszedłem żegnając się z nim szybkim "Do potem". 
Podbiegłem do wozu i usiadłem obok Pani Brooks. 
- Dzwoniła Pani. - stwierdziłem patrząc na ekran telefonu. - Zgubił mi się w kanapie. - uśmiechnąłem się, a no co ona tylko się krótko zaśmiała. 
Po kilkudziesięciu minutach ciszy podjechała na podjazd szpitala. 
- Dzwoń do mnie, to odwiozę Cię do domu. - powiedziała głaszcząc moje ramię. 
- A Pani ? - zapytałem. 
- Pogadajcie we dwójkę. Ja pojadę do domu. - uśmiechnęła się, a ja przytaknąłem i wysiadłem. Trzasnąłem drzwiami i poszedłem do środka. Podszedłem do recepcji, gdzie siedziała ta sama starsza Pani. 
- Słucham ? - zapytała poprawiając okulary i patrząc na mnie. Chyba mnie nie poznała. 
- Szukam Megan Brooks. - odpowiedziałem spokojnie tym razem. 
- Pana godność ? - zwilżyła palce i zaczęła szukać w książce. 
- Zayn Malik. - powiedziałem. 
- A no tak. Panienka Megan życzyła Pana sobie tutaj. Cały szpital o tym trąbi. - zaśmiała się.
- O czym ? - zdziwiłem się.
- Po przebudzeniu w nocy zaczęła krzyczeć Twoje imię. Płakała koszmarnie. - odpowiedziała. -
Piętro 2, sala numer 8. Tutaj jest winda, a potem to tylko w lewo i już. - uśmiechnęła  się. 
Podziękowałem i odszedłem od niej udając się do windy. Po chwili stałem już pod pokojem numer 8. Zapukałem i uchyliłem drzwi zaglądając do środka. W małym pokoiku na środku stało łóżko z beżową pościelą, a wokoło niego kilka maszyn. Wszedłem do środka i chrząknąłem. Meg odwróciła się w moją stronę. Była bledsza niż ją pamiętam. 
- Zayn. - uśmiechnęła się i podała mi dłoń.
- Meg. Boże tak się o Ciebie bałem. - podszedłem do niej siadając na krzesełku obok jej łóżka. Złapałem jej dłoń i pocałowałem. 
- Przepraszam. Nie chciałam Cię wystraszyć. - powiedziała smutna.
- Brooks, co Ty opowiadasz ? - zapytałem. - Wiesz, że nie jesteś mi obojętna i czy to stało się przy mnie czy nawet dowiedziałbym się inaczej to zawsze się będę martwić. - wyjaśniłem.
- Zależy Ci na mnie? - zapytała. 
- Meg, wiesz o tym. - stwierdziłem i zaplotłem nasze palce. 
- Byłam dla Ciebie nie miła. - zauważyła. 
- A ja dla Ciebie miły ? - zaśmiałem się, a ona zamilkła. - Nie chcę już tak. - wypaliłem. 
- Jak? - zapytała.
- Przecież jesteśmy w oczach ludzi wrogami, ale nie chcę udawać. Meg zrozum, że się mi się podobasz. - byłem naładowany pozytywną energią. 
- Nie mów tak. Błagam. - odwróciła się zabierając dłoń.
- Nie mam na to wpływu. Tak jest i nie chcę tego ukrywać. - powiedziałem. 
- Zayn jestem chora. - stwierdziła cicho. Zaczęła płakać. 
- Megan. Spójrz na mnie. - poprosiłem, a ona powoli spełniła moją prośbę. - Ja też jestem chory. Jak Ciebie nie ma obok. Zrozum, że nie przestraszę się tego. 


4 komentarze:

  1. Super, czekam na next!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Awww jaki słodki rozdział ❤ będzie dalsza część tego ? Bo bardzo bym chciała :) do następnego :*
    @shipbulshit

    OdpowiedzUsuń