niedziela, 7 maja 2017

Shawn Mendes część 1.

Jestem Cassie. W prawdzie Cassandra, ale Cassie kojarzy mi się po prostu lepiej, milej. Lubię być miła, i lubię ludzi miłych. Dlatego przyjaźnię się z Amandą. Myśląc rozważnie, jest miła tylko dla mnie i dla swojego szefa, którego uporczywie podrywa na każdym kroku. Mamy po 20 lat, trudny wiek. Nie jesteś dzieckiem, ani nie jesteś dorosłym. Generalnie sama nie wiem kim ja już jestem. Razem z Amandą wynajmujemy małe mieszkanie w mieście, oddalonym od naszej rodzinnej miejscowości o jakieś 92 km. Pomagają Nam rodzice, ale od pewnego czasu poza nauką i szaleństwem Amanda zainteresowała się swoimi środkami do życia i pracuje w sklepie odzieżowym. 
Ja nie mam tego zaszczytu studiować, może nawet nie chcę. Pracę dostałam po znajomości, dzięki mojemu kuzynowi i teraz pracuję w hotelu jako pokojówka. Nic specjalnego, jednak grosz wpada do kieszeni i mogę zapłacić czynsz za mieszkanie. Małe mieszkanie, jednak rachunki nie takie małe. 
Jesteśmy szczęśliwe i korzystamy z życia jak tylko możemy. 


Dzisiaj piękny dzień, słoneczny i przyjemny. Amanda już dawno wyszła do pracy, chciała jeszcze zamienić kilka zdań z szefem. Ja nie mam się co śpieszyć, dzisiaj druga zmiana. Wolny poranek przeznaczyłam na spokojne wypicie kawy, telefon do rodziców. Sprzątnęłam mieszkanie i zrobiłam małe zakupy. Dzisiaj jest cudownie, aż mam chęć rozłożyć fotel na chodniku i delektować się pogodą. Brakowało mi wiosny, takie prawdziwej. Jednak nie ma przebacz, czas do pracy. Zapakowałam potrzebne rzeczy do plecaka i wyruszyłam na rowerze do hotelu. Nie mam daleko, a stęskniłam się za moim ukochanym składakiem, który zrobił dla mnie tata. Dojechałam na parking dla pracowników i zaparkowałam moją maszynę w odpowiednie miejsce, po czym weszłam do hotelu. 
- Cassie, dzisiaj masz pokój 710. - powiedział oschle David. To mój przełożony, który jest przemądrzały i gburowaty. 
- Ale to apartament, ja mam zawsze zwykłe pokoje. - odpowiedziałam, po czym zobaczyłam chłód w oczach Davida i już wiedziałam, że nie mam co dyskutować. Zabrałam się więc do roboty. Przebrałam się w mój mundurek. Biała koszula, zielona spódnica, plakietka z imieniem. Jeszcze poprawię włosy i dopnę kosmyk włosów spinką i gotowa do działania. Wpakowałam wózek z przyborami do windy i pojechałam na piętro numer 7. Pokój 701, 702 i tak dalej, aż jest 710. Zapukałam lekko raz, drugi, trzeci. Nikt nie otwiera, więc pomyślałam, że użyję swoich kluczy. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Apartament nie z tej ziemi. Jasne podłogi, ściany, kilka pokoi, przepiękne dekoracje. Wazon jest wart tyle ile moja pensja z całego tygodnia. Zanim zaczęłam pracę chodziłam jak zaczarowana. Dotykałam delikatnego materiału poduszek na kanapie, podziwiałam obrazy na ścianach i wdychałam powietrze luksusów. 
Usłyszałam kaszel za sobą i zobaczyłam wysokiego faceta w garniturze. 
- Dzień dobry, ja z obsługi. - powiedziałam z uśmiechem. 
- Jakiś dokument mogę prosić? - zapytał podchodząc do mnie. Przeogromny facet stanął metr ode mnie i wyciągnął dłoń. 
- Tak, proszę bardzo. - powiedziałam podając mu legitymację z pieczęcią hotelu. Uśmiechnął się do mnie i oddał moją własność. Zabrałam się do pracy, rozłożyłam swój sprzęt i poszłam do części kuchennej. Praca wre, wszystko idzie dobrze - nic nie rozwaliłam, nic nie połamałam. 
Nagle usłyszałam huk drzwi, a po sekundzie głośny dźwięk przewracającego się wózka z płynami. 
- Thomas, co to kurwa jest ? - usłyszałam głos szczęśliwca, który nadział się na wózek. 
- Przepraszam to moja wina- podleciałam i chciałam mu pomóc wstać, jednak rozlane płyny zamieniły panele na lodowisko i z hukiem wylądowałam na tyłku obok gościa. Zaśmiałam się na głos nie kontrolując samej siebie. Spojrzałam na chłopaka leżącego obok mnie, a ten widząc mój humor zaśmiał się pod nosem. 
- Shawn ? - zapytał goryl w garniturze. Podszedł do Nas i zdjął z chłopaka wózek. 
-Przepraszam. - powiedziałam wstając z podłogi. 
- Nie przepraszaj, mogłem uważać bardziej. - odpowiedział chłopak z uśmiechem. 
- Pan pozwoli Pan, że przyślę kogoś na zmianę. - powiedziałam opanowana z poważniejszą miną. 
- Nie możesz być tutaj Ty ? - zapytał układając butelki z chemią. 
- Oczywiście, jak sobie Pan życzy. Może pójdę przebrać strój i za kilka minut wrócę? - zapytałam. 
- Nie mów " Pan". Pewnie jesteśmy w tym samym wieku. - odpowiedział z uśmiechem na twarzy poprawiając koszulkę. - I pewnie, leć. 
- Za kilka minut wrócę. - stwierdziłam nieco zawstydzona. Rzeczywiście możliwie, że jesteśmy w tym samym wieku. Zasłoniłam tyłek i udałam się w stronę drzwi, przy czym usłyszałam cichy śmiech. Domyśliłam się, że chodzi o moją spódnice, więc odwróciłam się patrząc na chłopaka wymownym wzrokiem. 
- Przepraszam, nie powinienem patrzeć na twój tyłek. - powiedział podpierając dłonie na biodrach. 
Udawałam, że nie słyszałam tego, ale moje rumieńce zapłonęły. Wyszłam i biegłam korytarzem w stronę szatni. Wleciałam jak tajfun i szybko szukałam czegoś zastępczego. 
- Cassandra ? - usłyszałam donośny głos Davida. - Nie powinnaś być w 710 ? - zapytał. 
- Tak, powinnam. Miałam mały wypadek i chciałam się szybko przebrać. - wyjaśniłam. 
- Masz minutę na powrót do pracy. - powiedział i wyszedł z szatni. 
Wystawiłam mu język, tak aby nie widział i szybko wygrzebałam z szafki nową spódnicę. Założyłam ją i biegiem wróciłam pod drzwi do pokoju 710. Zapukałam grzecznie, łapiąc oddech. 
- Tak ? - drzwi otworzył jak mniemam Thomas. Na mój widok uśmiechnął się i otworzył szerzej drzwi. Weszłam do środka i zobaczyłam chłopaka siedzącego na kanapie. 
- Wróciłaś - zerwał się i podszedł do mnie. 
- Tak, mówiłam że wrócę. Jeszcze raz przepraszam za problem. Zabiorę się do pracy. - stwierdziłam pokazując na wózek pełen butelek prawie pustych.
- Jasne, proszę. - powiedział przepuszczając mnie. Zabrałam się do pracy, a chłopak wyszedł z pokoju. Zajęło mi kilkanaście minut zanim doprowadziłam swoje myśli do porządku, dopiero potem mogłam zając się czystością pokoju. Starłam kurze, odkurzyłam dywanik, zabrałam brudne szklanki i wystawiłam z szafki nowe. Przygotowałam świeże ręczniki. Zrobiłam jeszcze kilka rzeczy i zostało mi przebranie pościeli. Najgorsza rzecz w całej mojej pracy, zaraz po rozmowach z Davidem. 
- Pomogę Ci. - usłyszałam i spojrzałam na źródło dźwięku dochodzące z korytarza. 
- Dziękuj, ale nie trzeba. - powiedziałam z uśmiechem i wyłożyłam świeżą pościel. 
Jednak chłopak podszedł i pomógł mi z pościelą. 
- Nie przedstawiłem się nawet. - stwierdził rzucając poszewkę poduszki do kosza na pranie. - Jestem Shawn.- powiedział podając mi dłoń. 
- Cassie. - odpowiedziałam ściskając Jego dużą dłoń. - Nie powinieneś mi pomagać. 
- Dlaczego ? - zapytał zdziwiony. 
- Jesteś gościem. - powiedziałam i rzuciłam świeżą poduszkę na łóżko. 
- No i co ? To nic takiego, cała przyjemność po mojej stronie. - uśmiechnął się i dorzucił drugą poduszkę. 
- Już powinnam iść. - spojrzałam na zegarek na nadgarstku. 
- Cassie, poczekaj. 
- Tak, słucham ? - nie patrząc na Shawna ułożyłam na wózku swoje rzeczy. 
- Kiedy kończysz pracę ? - zapytał. 
- O 21, a dlaczego pytasz ? - zdziwiłam się. 
- Mogę Cię gdzieś zobaczyć ? To znaczy.. może chcesz ze mną zjeść kolację ? - zapytał nie śmiały. 
- Żartujesz sobie ze mnie ? - zaśmiałam się, ale On był całkowicie poważny. - Nie bawią mnie takie rzeczy, wiesz? - powiedziałam i popchałam wózek w stronę drzwi. 
- Cassie, ale ja nie chciałem Cię urazić, przepraszam. - zawołał. - Jeśli nie to rozumiem. 
- Shawn, ja jestem tutaj od sprzątania toalet, zmieniania pościeli i szorowania podłogi. - powiedziałam zdenerwowana. - Do widzenia. Miłego dnia Panu życzę. - uśmiechnęłam się sztucznie i wypowiedziałam klasyczny tekst. Wyszłam z pokoju i zjechałam windą na dół. 
- Cassandra, pralnia czeka. - zaśmiał się David rzucając mi klucze do pralni. Poszłam do kolejnej pracy i tak spędziłam dzień. Wróciłam do domu padnięta. Od razu usiadłam na sofie z miską płatków i czekałam na Amandę. Nie doczekałam się, bo nudne programy i zmęczenie uśpiły mnie w kilkanaście minut. Obudziłam się przez dźwięk otwieranych drzwi, jednak tylko przywitałam się z Amandą i poszłam do siebie. Zasnęłam jak dziecko. Rano, wzięłam szybki, gorący prysznic i powędrowałam do kuchni. 
-Dzień dobry. - przywitałam się z przyjaciółką. 
- Zgadnij kto dzisiaj ma wolne ? - zaśmiała się i zarzuciła włosy na plecy. 
- Zazdroszczę Ci. - powiedziałam. - Która godzina ? -zapytałam zalewając torebkę herbaty wodą. 
- Zaraz południe. - stwierdziła Amanda. 
- Jak to ? - wrzasnęłam. O 13 powinnam być w pracy, a sama droga zajmuje mi 20 minut. Zabrałam z talerza przyjaciółki kanapkę i pobiegłam do pokoju. Jedząc, szukałam koszulki i dzinsów, aby ubrać się do pracy. Rozczesałam włosy i zrobiłam lekki makijaż. Spakowałam plecak i w pośpiechu ubrałam trampki na stopy. 
- Będę o 21:30. - powiedziałam i trzasnęłam drzwiami. Wyszarpałam z klatki schodowej moj rower i pognałam do pracy. Dzisiaj ogromny ruch na ulicach, ale to w końcu piątek. Ludzie wyjeżdżają za miasto odpocząć od tego hałasu i pracy. Dotarłam do pracy, odstawiłam rower i poszłam do szatni. 
- Cassandra, 710 na początek. - usłyszałam od Davida. 
- Muszę? - zapytałam. W mojej głowie aż zahuczało. 
- Musisz. - powiedział David dając mi klucze. 
Zabrałam swoje rzeczy i kilka minut pozniej stałam pod 710. 
-Dzień dobry.- powiedziałam wchodząc do pokoju. Nikogo nie ma, świetnie. Pomyślałam, że może Shawn się wyprowadził, albo po prostu poszedł gdzieś. Zabrałam się od razu do pracy, chciałam jak najszybciej wyjsc z tego pomieszczenia. 

*Shawn*
- Cassie, porozmawiajmy. - powiedziałem widząc jak krząta się ze szmatką po pokoju. 
- Przepraszam Pana, ale pracuje. - odpowiedziała nie zwracając uwagi na mnie. 
- Nie chciałem Cię urazić. - stwierdziłem siadając na sofie. - Po prostu.. oh - nie wiedziałem co mam Jej powiedzieć. Jakoś się bałem. 
- Po prostu ? - ciągnęła mnie za język. 
- Nie wiem jak mam Ci to powiedzieć, ale wiem kim jesteś, nie jestem tu przypadkiem. - powiedziałem na jednym oddechu. 
- Co ? - zapytała zaskoczona. 
- Od kilku miesięcy jak tylko mogę to się tutaj zatrzymuję. W tym hotelu. - wyjaśniłem. Wstałem i chciałem podjeść do Niej, ale nie chciałem też jej wystraszyć. 
- Nie rozumiem co to ma wspólnego ze mną. - zaśmiała sie sarkastycznie. 
- Cassie, widziałem Cię nie raz. Nie raz mijaliśmy się na korytarzu. Nie raz widziałem Cię z pieknym uśmiechem na twarzy. Po prostu stałaś się dla mnie powodem, dla którego jestem tutaj częściej niż w domu. - wyjaśniłem, a ona patrzyła na mnie jak na idiotę. - Jeśli mam dać Ci spokój to rozumiem, nie chcę abyś się bała. - powiedziałem. Patrzyła w ciszy i nawet nie drgnęła. 
- Cassie, powiedz coś. - poprosiłem, a ona jakby wróciła na ziemię. 
- Shawn, czy Ty oszalałeś ? - zapytała odkładając szmatkę na stolik. - Czy Ty wiesz kim ja jestem ? Sprzątam pokoje w hotelu, w który Ty możesz nawet kupić sobie apartament. Wiem, kim jesteś. - uśmiechnęła się. Pokazała palcem na telewizor za mną. Odwróciłem się i zobaczyłem swoją twarz w teledysku. 
- I co to zmienia ? - zapytałem wyłączając pilotem telewizor i rzuciłem nim na kanapę. 
- Shawn, opamiętaj się. - stwierdziła stukając się w czoło. 
- Nie, Cassie. Nie umiem się opamiętać widząc Twój uśmiech. 
- Mój Boze, przestań. - powiedziała chowając twarz za kosmykami włosów. 
- Rumienisz się. - zauważyłem jak się zawstydza. - Nie bój się mnie.
- Oh Shawn, nie boję się Ciebie. Po prostu nie wiem co mam o tym myśleć. - stwierdziła i usiadła na fotelu.
- Cassie, ja wiem, że to nie jest normalne i pewnie czuje się nieswojo. Chcę, Cię tylko poznać. - powiedziałem kucając przed Nią.
- Ale to co ja mam zrobić ? - zapytała.
- Umów się ze mną. To nie musi być randka, zwykły obiad.
- Shawn, Ty nie myślisz chyba poważnie.
- Jestem całkiem poważny. Nigdy bardziej nie byłem. - Uśmiechnąłem się do Niej.
- Shwan, musimy jechać. Bus czeka. - usłyszałem głos Thomasa, który jak zawsze wiem kiedy przyjść.
- Już idę. Poczekają. - stwierdziłem. - Cassandra, czekam na Twoją decyzję. Muszę iść. - rzekłem i odszedłem od Niej. Złapałem telefon, okulary i mój plecak.
- Shawn ? - zawołała dziewczyna na co się odwróciłem.
- Tak ? - uśmiechnąłem się do Niej.
- A kiedy ? - zapytała zawstydzona bawiąc się kawałkiem fartucha. Wygląda jak aniołek kiedy się rumieni. Jest taka urocza, malutka.
- Kiedy tylko zechcesz. Kończysz o 21, będę czekał.- stwierdziłem szczęśliwy. Mój brzuch wypełniło stado szalonych motyli.
- Ale to miał być obiad. - zaśmiała się.
- W takim razie, będzie obiadokolacja. - powiedziałem i pomachałem jej na pożegnanie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz