CZĘŚĆ 2
Nie wiem kim jest ta dziewczyna. Widziałam ją może kilka razy na jakieś imprezie, ale nawet nie wiem kim jest i skąd. Trzyma się z tymi agresywnymi chłopakami z miasta. Nie dziwię się, że to dziewczyna Harrego. Nie mogłam się skupić przez Nią na dalszym czytaniu, więc schowałam książkę do torebki i również wyszłam ze szkoły. Zobaczyłam tylko jak odjeżdża jakimś gratem z dwoma chłopakami i pokazuje mi środkowy palec. Poprawiłam dumnie swoją marynarkę i usiadłam na ławce przed szkołą. Podniosłam twarz w stronę ciepłych promieni słońca i czekałam na mamę.
- Można? - usłyszałam głos, więc spojrzałam na jego właściciela.
- Harry ?- zdziwiłam się i od razu wstałam.
- Dzień dobry. - uśmiechnął się, zaczesując swoje loki dzięki przeciwsłonecznym okularom.
- Daj mi spokój ! - powiedziałam przez zaciśnięte szczęki i chcąc wyminąć chłopaka uderzyłam go swoim ramieniem w jego.
- Ej ! Martha ! - zawołał i podbiegł do mnie łapiąc moją dłoń. Szybko zabrałam ją z jego uścisku.
- Odwal się ode mnie, rozumiesz? Nie chcę mieć problemów przez Ciebie z nikim. Oddam Ci pieniądze w następnym tygodniu i odczep się. - stwierdziłam patrząc na niego jak na najgorszego wroga. Jestem mu wdzięczna za wszelką pomoc, ale nie mam zamiaru mieć problemów z tymi ludźmi od tej całej Liz.
- Nie chcę tych pieniędzy! Pomógłbym Ci nawet jeśli miałabyś nie wiem jaką sumę długów ! - krzyknął na mnie. Jednak to nie był agresywny krzyk.
- Nie chcę Twojej pomocy, ani Twojej uwagi. - stwierdziłam i zobaczyłam uśmiechniętą twarz mojej mamy za szybą auta. - Zajmij się swoją ukochaną. - rzuciłam i pobiegłam do auta.
- Cześć mamuś, jedziemy ? - zapytałam zapinając pas.
- Kto to ? - mama nawet na mnie nie spojrzała tylko gapiła się na wkurzonego Harrego. - Nie wygląda jakby chodził tu do szkoły.
- Bo nie chodzi. Szukał kolegi, ale pomylił szkoły. No jedźmy. - udawałam jakby przed chwilą nic się nie stało.
- Przystojny. - zaśmiała się.
- Oh no mamo, przestań. - wywróciłam oczami. Jakbym tego nie wiedziała, mamo! Jest bardzo przystojny ! Mało tego, bo wygląda idealnie w tej białej koszulce, która uwydatnia jego tatuaże.
- Ruszamy, babcia czeka. - wyjechałyśmy z parkingu, a ja nadal nie oderwałam wzroku od Harrego. Stał jak zbity pies na szkolnym chodniku. Całą wizytę u babci myślałam o Harrym i tej jego Liz. Jeśli są razem, tacy szczęśliwi i zakochani to po co on zawraca mi głowę? Nie rozumiem tego chłopaka ani trochę. Możliwe też, że jakoś mi nie bardzo zależy rozumieć. Przestawiłam swoje myślenie i skupiłam się na rozmowie z babcią. Ostatnio nie czuła się najlepiej co bardzo mnie martwi. Ciągłe gorączki, przeziębienie nie są w jej wieku za grosz przydatne.
Nareszcie wolne. Kocham weekendy. Nie mam nic do nauczycieli, uczniów i całej szkoły, nawet lubię do niej chodzić. Jednak wolny dzień to wolny dzień. Cały dla mnie, a dzisiaj w planie miałam wylegiwać się na tarasie i łapać pierwsze promienie słoneczne. W domu poza mną i Panią Barney, naszą gosposią nie było żywej duszy. Kobiecina krzątała się w kuchni i przygotowywała swoje specjały na kolację. Rodzice jak zawsze w pracy. Tata od świtu do wieczora jest w biurze, a mama udziela w soboty korepetycji z łaciny dla studentów. Zbierając potrzebne rzeczy usłyszałam dzwonek do drzwi, a po chwili głos Pani Barney witający gości. Nie spodziewałam się nikogo, a moja najlepsza kumpela jest na urodzinach młodszego brata. Zdezorientowana rzuciłam słuchawki, książkę i inne szpargały na łóżko i popędziłam w stronę schodów. Zatrzymałam się i o mało nie dostałam zawału, dlatego też cofnęłam się powoli i najciszej jak umiałam.
- Proszę wejść do salonu, a ja pójdę sprawdzić gdzie jest Martha.
- Może Pani jej tylko to przekazać ? - Zobaczyłam jak Harry podaje malutką różyczkę Pani Barney.
- Oczywiście, ale może jednak Pan sam jej to przekaże ? - zapytała kobieta nie odbierając prezentu od gościa.
- Nie chcę robić kłopotu. - stwierdził i położył kwiat na komodzie obok drzwi. Rozejrzał się po korytarzu i zniknął. Pani Barney zatrzasnęła drzwi, a ja bezpiecznie zeszłam na dół.
- O, był tutaj taki młodzieniec i ..- pokazała na różę.
- Widziałam, możesz Ją wyrzucić. - stwierdziłam krzyżując ręce.
- Martha ? - zapytała z uśmiechem. - Nie chcesz, żeby tego wyrzuciła, prawda ?
- Jest mi to obojętne. Nie chcę od Niego nic. To zwykła zakłamana świnia.
- Oh, młodzi, nierozumni. - zaśmiała się i odeszła w stronę kuchni.
Szybko zabrałam różę i wyszłam z domu, mając nadzieję, że Harry jest jeszcze gdzieś przed domem. Nie myliłam się.
- Harry ! - zawołałam, a ten automatycznie się odwrócił. - Będziesz przychodził do mnie do domu ? - zapytałam wkurzona.
- Martha, ja chciałem tylko Cię przeprosić. - stwierdził poprawiając swoje bujne loki.
- Daj mi spokój, rozumiesz ? - burknęłam i oddałam mu różę.
- To dla Ciebie. - zdziwił się, na co ja rzuciłam mu ją pod nogi i wróciłam do domu.
Trzasnęłam drzwiami i krzyczałam. Byle co i byle do czego. Byłam wściekła na siebie, na niego i na tego kretyna, który dał Harremu mój adres.
- Czy coś się stało? - zapytała przerażona Anna wybiegając z kuchni. Nie miałam sił nawet jej tłumaczyć o co chodzi. Odechciało mi się wszystkiego.
****
Nie chciałem nic złego. Chciałem jedynie Ją przeprosić i nic więcej. Zaczyna mnie denerwować bardziej niż mnie kręci. Nie będę się płaszczyć przed jakąś laską. Niech nie wyobraża sobie za wiele.
Jeszcze sama do mnie przyleci. Dzisiaj sobota czyli dobry dzień na imprezę.
- Joe ? - zawołałem wchodząc do domu. - Joe !? - odpowiedziało mi echo. Pewnie się kisi w biurze pod krawatem. Pomaszerowałem do kuchni, żeby coś zjeść jednak mój brat nawet nie kupił butelki wody. No nic, czas się wyszykować na imprezę. Dzisiaj mam wielką ochotę się zabawić i wiem, że Liz zawsze będzie na moje zawołanie. Jak zawsze. Zabrałem z szuflady kilka stów i poszedłem się szykować na wieczór. Umówiłem się między czasie z kumplami w naszym ulubionym klubie. Każdy Nas już zna, ma szacunek. Mnie się to podoba. Akurat jak chciałem już wyjść spotkałem mojego starszego brata przed domem.
- Dokąd to ? - zapytał na przywitanie.
- Zabawić się, nie to co Ty. Nudziarzu - zaśmiałem się i odpaliłem swój motor. Wyjechałem na drogę i popędziłem w stronę klubu. Nie zamierzam oszczędzać swojej wątroby dzisiaj, ale to jak wrócę to nie jest teraz istotne. Zatrzymałem się na światłach i zobaczyłem obok siebie jakby znajome auto. No tak, mama Marthy. Była pod szkołą ostatnio. Uśmiechnęła się do mnie, więc może mnie rozpoznała, a może Martha jej opowiadała coś o mnie. Widząc zieloną strzałkę skręciłem w drogę prowadzącą prosto do mojego celu. Na parkingu stało już sporo aut, motorów, a ze środka słychać głośną muzykę i krzyki ludzi. Jak zawsze nie płacąc przybiłem piątkę z ochroniarzem i już byłem w środku. Piękne kobiety w krótkich sukienkach, zapach papierosów, dźwięk muzyki dudniący w uszach. Przedarłem się między ludźmi do lady, gdzie zamówiłem u jakiegoś blondynka butelkę piwa. Rzuciłem monetę na blat i odwróciłem się, aby szukać kumpli. Zobaczyłem ich na balkonie, jak razem z Liz i jakimiś innymi panienkami dobrze się bawią. Olałem ich i postanowiłem poszukać sobie innego towarzystwa.
- Cześć - usłyszałem za sobą przyjemny, kobiecy głos. Nie znam, ale chętnie poznam.
Szubko zmierzyłem dziewczynę wzrokiem - czarne jak moja dusza włosy, brązowe oczy, czerwona mini. - Może napijemy się razem ? - zapytała pokazując swoje piwo i stukając szkłem o moją butelkę. Spędziłem z dziewczyną dłuższą chwilę, ale nawet nie poznałem Jej imienia. Gdy byliśmy już nieco wypici ruszyliśmy na parkiet. Widać, że nie wie co to granice. Kładła swoje małe rączki na całym moim ciele, jakby wokół Nas nie było nikogo. Jednak po tych wszystkich piwach i drinkach było mi wszystko jedno, a nawet mi się podobało. Nagle poczułem szarpnięcie do tyłu.
- Liz ? - zdziwiłem się. - Odwal się - zaśmiałem się zrzucając Jej dłoń z mojego ramienia.
- Najpierw ta cała Martha, a teraz ta szmata? - zapytała pokazując na moją dzisiejszą partnerkę.
- Uważaj na słowa ! - krzyknęła dziewczyna. - Walcie się oboje !- stwierdziła pokazując mi środkowy palec i wmieszała się w tłum.
- Liz, między Nami nic nie ma ! - jak mnie ta dziewczyna wkurza. Nie dociera do Niej ? Ja także odszedłem w tłum. Nie zamierzałem rozmawiać już dalej. Zobaczyłem, że całemu zajściu przygląda się Martha. Jak ją zobaczyłem na balkonie w tej różowej sukience od razu udałem się w jej stronę. Po kilku minutach przedzierania się przez bawiących się ludzi dotarłem na górę. Widziałem z daleka, że ma dobry humor. Była na boso, a między nogami ludzi tarzały się jej czarne szpilki. Nie widziała mnie. Stała tyłem i podrygiwała w rytm muzyki. Patrzyłem w Nią jak w obrazek. Nie chcę jakiejś wyuzdanej panny z połową tyłka na wierzchu czy dziewczyny, która nie chce nic tylko zaciągnąć mnie do łóżka. Chcę Ją - dziewczynę w różowej sukience o pięknym uśmiechu.