poniedziałek, 2 listopada 2015

Harry cz 2

Zabrałem ją do mojego mieszkania, w którym mieszkam razem ze starszym bratem. Jest właścicielem jakiejś agencji reklamowej, ale średnio mnie to interesuje co, z kim i gdzie on robi. - Kto to ? Zaczynasz sprowadzać jakieś dziwki do domu ? - zaśmiał się wkurzony wskazując na Marthę. Zignorowałem go i niosąc śpiącą dziewczynę udałem się do swojego pokoju. Ułożyłem ją na łóżko i odgarnąłem włosy z jej twarzy. Wyglądała jak aniołek, Nieco pijany, ale nadal aniołek. 

- Kim ona jest ? Co jej zrobiłeś ? - w progu pojawił się mój kochany braciszek z milionem pytań. 
- Znam ją ze szkoły. To Martha Tomsons. - wyjaśniłem dla świętego spokoju, 
- Czekaj, czekaj. - zaśmiał się. - Tomsons ? - zapytał. 
- Głuchy jesteś ? - zaczyna mnie wkurzać jego obecność w tym pokoju. 
- Znasz jej rodzinę? 
- Jej matka jest nauczycielką, a stary chyba ma jakąś firmę. Nie wiem. 
- Greg Tomsons ? 
- Tsaa. Słuchaj, o co Ci chodzi ? - zdziwiłem się. 
- Jej ojciec właściciel firmy, z którą mam współpracować. Ostrzegam Cię, że zabiję Cię jak coś spieprzysz. Lepiej, żeby stąd zniknęła. - powiedział wściekły.
- Znikasz to Ty z tego pokoju. - stwierdziłem wypychając brata za drzwi, po czym oparłem się o nie i spojrzałem na dziewczynę. Po chwili przebrałem się w wygodniejsze ciuchy i szukałem czegoś dla Marthy. 
- Harry ? - usłyszałem zachrypnięty głosik za plecami. - Gdzie ja jestem ? - zapytała siadając na łóżku. 
- Jesteś u mnie w mieszkaniu. Nie martw się. - uśmiechnąłem się do niej. 
- Muszę zwymiotować. - wstała szybko z łóżka i wleciał do mojej łazienki jak strzała. Po 15 minutach wyszła blada jak ściana. 
- Trzymaj. - podałem jej moją koszulkę i letnie spodenki. 
- Powinnam wrócić do domu. - stwierdziła. 
- Jest 3:20. Nie jeżdżą autobusy, a ja Cię nie zawiozę. Trzymaj, - spojrzałem na ubrania, potem na jej zmęczoną twarz. 
- Dlaczego to robisz ? - zapytała biorą ode mnie rzeczy. 
- Po lewej masz ręczniki. - powiedziałem i wyszedłem z pokoju. 

*
To nie tak, że go nie lubię. Po prostu świadomość ile miał romansów mnie odpycha i obrzydza. 
Nie powinnam tutaj być w tej chwili, ale co mam zrobić ? Ojciec by się wściekł widząc mnie w tym stanie. Rozpuściłam swoje loki i zmyłam chusteczkami makijaż, a w sumie jego resztki. Zdjęłam z siebie ubrania i weszłam do wanny. Po szybkiej kąpieli ubrałam na siebie Jego rzeczy i wyszłam z łazienki. 
- Harry ? - zapytałam widząc leżącego chłopaka na skraju łóżka. - Harry, spisz? 
Podeszłam do Niego i poszturchałam jego dłoń, którą trzymał na torsie. Nawet nie drgnął, więc obeszłam łóżko dookoła i usiadłam na materacu. 
Obudziłam się pod ciepłą kołdrą z lekkim bólem głowy. Przed oczami miałam drzwi balkonowe, skórzany fotel i szafkę wypełnioną płytami. Powoli odwróciłam się i zobaczyłam śpiącego Harrego. Powoli wstałam z łóżka i wyszłam na balkon. Było chłodno, ale takie powietrze było mi wskazane. Oddychałam głęboko, a na moim ciele pojawiła się gęsia skórka. Przeczesałam swoje loki do tyłu i wpatrywałam się w obraz przed sobą. Wysokie wieżowce, pędzące samochody i mnóstwo ludzi biegających po chodnikach. 
- Wejdź, bo zmarzniesz. - Harry podszedł do mnie i oparł się o barierki. 
- Musę wracać do domu. - stwierdziłam wchodząc do środka. Po  dwudziestu minutach byłam gotowa do wyjścia, zostało mi tylko podziękować za gościnę. 
- Harry, oddam Ci pieniądze jak tylko będę mogła. Dziękuję Ci za pomoc. - powiedziałam zakładając kurtkę. 
- Odwiozę Cię. - zabrał kluczyki z haczyka. 
- Brat po mnie przyjechał, ale dzięki za chęci. - stwierdziłam i po prostu wyszłam. 

*
- Harry, masz gościa. - mój brat zapukał do mojego pokoju. - Wejdź, proszę. 
- Cześć Hazz. - usłyszałem głos Liz, jednak nie przerywałem gry. - Tęskniłam. - powiedziała siadając mi na kolanach. Byłem zmuszony przerwać swój wyścig na konsoli. 
- Liz, musimy pogadać. 
- Wolałabym robić coś innego. - zaśmiała się odpinając guzik mojej koszuli. 
- Przestań. - zapiąłem go i wstałem, przez co dziewczyna też. - Musimy z tym skończyć. - stwierdziłem. 
- Co Ty wygadujesz. Sam chciałeś taki układ. 
- Ale już nie chcę. Koniec z tym, z nami. 
- Jak to z nami ? 
- Normalnie. Nie będziemy się spotykać pod żadnym pozorem. 
- To ta szmata. Ta gówniara. Jak jej ? Martha ? 
- Przestań tak ją nazywać. 
- Bronisz jej jeszcze. Jesteś żałosny. Będziesz mnie błagał na kolanach. 
Liz była bardzo wkurzona, ale wyszła szybko z mojego mieszkania. Ucieszyłem się bo nie miałem ochoty na pogaduchy. Koniec to koniec i tyle. 
- Co to za wrzaski ? - zaśmiał się Joe oglądając mecz w salonie. 
- Nic takiego. - burknąłem i siadając obok niego otworzyłem puszkę piwa. 
- To była ta cała Liz, tak ? 
- I co z tego ?
- Nie no wiesz, robisz co chcesz. Wczoraj córka Tomsonsów, dzisiaj Liz. Jutro dla kogo zarezerwowałeś dzień ? 
- Przestaniesz być chamski ? 
- Ja jestem chamski ? Harry, to Ty sprowadzasz co noc inną laskę do domu. To się musi skończyć. Opanuj się stary. 
- Właśnie się skończyło. 
- To znaczy ? 
- Zerwałem kontakty z Liz. 
- A Tomsons ? 
- Ona, ona to inna sprawa. 


Piękny, jesienny dzień i początek weekendu. Nic tylko się cieszyć. Moja klasa skończyła lekcje, ale ja musiałam poczekać na mamę. Za godzinę kończy pracę i jedziemy odwiedzić babcię. Przez godzinę postanowiłam poczytać nowo kupiony horror. Zatracona w historii malej dziewczynki, która widziała zmarłych o mało nie zeszłam na zawał, gdy ktoś wyrwał mi książkę z rak. 

- Martha prawda ? - zapytała stojąca przede mną blondynka. 
- T-t-tak. - wyjąkałam wystraszona. Dziewczyna usiadła obok mnie i uśmiechnęła się. 
- Jestem Liz, dziewczyna Harrego. Podobno spędziłaś noc u Niego. - powiedziała zadowolona. 
- Nie, to znaczy tak. Tak, ale nic między nami nie było. - odpowiedziałam. 
- Tylko byś spróbowała. - zaśmiała się. - Jeśli jeszcze raz zobaczę Cię obok Harrego to pożałujesz. Znajdę na Ciebie coś tak okropnego, że będziesz żałować, że się urodziłaś. 
- Nic mnie z Nim nie łączy. - odpowiedziałam. 
- Ostrzegam Cię. - powiedziała i po prostu wyszła ze szkoły. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz